Awaria rosyjskiego statku kosmicznego Sojuz, jedynego w tej chwili na świecie systemu komunikacyjnego na linii Ziemia - Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, poważnie komplikuje najbliższe plany badań na niskiej orbicie wokółziemskiej. Paradoksalnie może jednak przyspieszyć prace nad nowymi, zamówionymi przez NASA, prywatnymi pojazdami kosmicznymi. Ich próby, jeszcze bez astronautów mają się rozpocząć lada chwila. Być może Ameryka, by odzyskać, utraconą w 2011 roku zdolność do wynoszenia astronautów na orbitę z własnego terytorium i z pomocą amerykańskich pojazdów, będzie musiała wyłożyć więcej pieniędzy.

Jak niemal wszystko w naszej współczesności, loty kosmiczne też są sprawą polityczną. Decyzja administracji prezydenta Baracka Obamy, by w 2011 roku zakończyć program wahadłowców kosmicznych, bez czytelnego planu, co miałoby je zastąpić, była wtedy krytykowana dość nieśmiało. Teraz kontrowersje mogą wrócić z większą siłą. Rosjanie przez te wszystkie lata byli wiarygodnym partnerem, a spory na linii Moskwa - Waszyngton, na orbitę się nie przenosiły, awarii Sojuza, krótko po odkryciu na orbicie tajemniczej nieszczelności w jednym z poprzednich pojazdów, nie da się jednak zbagatelizować. Tym bardziej, że awarie rosyjskich rakiet zdarzały się też ostatnio przy wynoszeniu statków towarowych typu Progress.

Amerykanie, jak to mają w zwyczaju, robią dobrą minę do złej gry. O ile moim zdaniem szczerze chwalą pojazd Sojuz, którego systemy bezpieczeństwa uratowały wczoraj załogę w imponujący sposób, nie do końca wierzą w swoje własne zapewnienia, że misja Międzynarodowej Stacji Kosmicznej może przebiegać dalej w niezakłócony sposób. Po ubiegłotygodniowym powrocie na Ziemię kosmonauty Olega Artemiewa oraz astronautów, Drew Feustela i Ricky'ego Arnolda na orbicie pracują w tej chwili trzy osoby, astronautka NASA Serena Auñón-Chancellor, astronauta Europejskiej Agencji Kosmicznej Alexander Gerst i kosmonauta Sergiej Prokopiew. Załoga pechowego Sojuza, Amerykanin Nick Hague i Rosjanin Aleksiej Owczinin, mieli ten skład wzmocnić. I nie chodzi przy tym o uzupełnienie czwórki do brydża, ale konkretne, istotne do wykonania zadania.

W najbliższych tygodniach planowano trzy spacery kosmiczne, dwa z nich miały pozwolić na wymianę baterii w instalacjach na zewnątrz stacji, podczas trzeciego astronauci mieli sprawdzić, jak odkryta (i zaklajstrowana) w przycumowanym do ISS Sojuzie nieszczelność wygląda z zewnątrz. To istotne, bo tym właśnie Sojuzem obecna trzyosobowa załoga będzie wracać z orbity. Na szczęście nie chodzi o sam lądownik, który wejdzie w atmosferę, ale jednak. Problem w tym, że w tej chwili tylko jeden ze "spacerowiczów", Alexander Gerst jest na miejscu, drugi, Nick Hague, na orbitę nie doleciał. Spacery wymagają długich przygotowań jeszcze na Ziemi i ze względów bezpieczeństwa nie prowadzi się ich w pojedynkę.

NASA podkreśla, że obecna załoga ma wystarczające zapasy, by pozostać na orbicie przez planowane kolejne dwa miesiące, będzie miała tylko więcej pracy. Kolejny problem jednak w tym, co dalej, jeśli planowany na połowę grudnia kolejny załogowy lot Sojuza musiałby się opóźnić. Sojuzy mają certyfikat bezpieczeństwa na 200 dni na orbicie, w przypadku "przeciekającego" pojazdu to oznacza, że trójka musi wracać najpóźniej na początku stycznia. Stacja, po raz pierwszy od 2 listopada 2000 roku mogłaby pozostać bez załogi. ISS może być w pełni kontrolowana z Ziemi, po odpowiednim skonfigurowaniu aparatury załoga może ją spokojnie opuścić, to jednak opcja niepożądana z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze i może najmniej ważne, przerwałoby to sięgający już 18 lat okres ciągłej obecności człowieka w kosmosie, po drugie, zmusiłoby załogę do przerwania części eksperymentów, po trzecie - i może najważniejsze - utrudniłoby przygotowania do rozpoczęcia ery prywatnych lotów na stację, na którą NASA coraz bardziej niecierpliwie czeka.

Podczas wczorajszej konferencji prasowej w NASA, International Space Station Operations Integration Manager Kenny Todd przyznał, że podczas zapowiadanych już wkrótce bezzałogowych jeszcze testów pojazdów Crew Dragon firmy Space X i Starliner Boeinga NASA chce mieć na orbicie swoich ludzi. Uznaje, że ryzyko prowadzenia testów w pobliżu wartej 100 miliardów dolarów stacji tylko w oparciu o wskazania aparatury, bez bezpośredniego nadzoru astronautów, jest zbyt duże. Czy są szanse, by te testy przyspieszyć, póki załoga tam jest? Portal space.com twierdzi, że Space X wstępnie deklaruje możliwość przesunięcia testu Crew Dragon ze stycznia na grudzień. Loty załogowe obu pojazdów planowane są latem przyszłego roku, brak załogi w ISS, może jednak to wszystko opóźnić.

Kluczowe znaczenie ma więc teraz odpowiedź na pytanie, jak szybko Rosjanie będą w stanie ustalić przyczyny wczorajszej awarii i przekonać NASA, że są w stanie je usunąć i latać bezpiecznie. Dmitrij Rogozin, szef agencji Roskosmos, który wczoraj wstrzymał rosyjskie loty załogowe i zarządził dochodzenie w tej sprawie oświadczył dziś, że pechowa załoga będzie mogła polecieć na orbitę wiosną przyszłego roku. Na kwiecień zaplanowano już wcześniej lot Sojuza MS-12 z trzyosobową załogą, na pokładzie którego poza rosyjskim kosmonautą i amerykańską astronautką miał się znaleźć pierwszy astronauta ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Rogozin zapewne planuje tu zmianę. Inny z ważnych urzędników Roskosmosu, Siergiej Krikaliew oświadczył z kolei, że agencja nie wyklucza opóźnienia planowanego na koniec października lotu statku towarowego Progress, korzystającego z tego samego typu rakiety. Agencja Interfeks, powołując się na anonimowe źródło związane ze śledztwem pisze tymczasem, że pierwszy i drugi stopień rakiety nie rozdzieliły się wczoraj  związku z nieprawidłowym działaniem elementu pirotechnicznego uruchamiającego istotny zawór. Czy to faktycznie wyjaśnia sprawę? Czy to przekona Amerykanów? Zobaczymy.

Na razie Roskosmos zapewnia, że strona amerykańska nie zamierza rezygnować z usług Rosji w transporcie astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. To nie zaskakuje, Amerykanie po prostu nie mają teraz innego wyjścia. Myślę jednak, że to dla nich bardzo niekomfortowa sytuacja. A w roku 60-lecia NASA i przed obchodami 50-lecia lądowania na Księżycu, niekomfortowa nawet... do kwadratu.