W tak pogodną majówkę trudno usiedzieć w domu. Absolutnie nie znaczy to, że koniecznie trzeba ruszyć w siną dal. Rozwiązania są dwa: albo podróże bliższe czy dalsze, albo spacery i rowerowe przejażdżki po najbliższej okolicy. Trasę nowohucką wybrała nasza miejscowa trójka: Anna Barańska-Całek dziennikarka RMF FM, Dawid Masło autor tekstu do książki "Z życia Łąk Nowohuckich" oraz moja skromna osoba. Okiem, uchem, nosem, stopami, językiem popróbowaliśmy jak się patrzy, słucha, wącha, dotyka i smakuje tutejszych przyrodniczych specjałów i generalnie czy warto?
Odpowiedź przynosi wyraz złożony z pierwszych liter poprzednich zdań oraz poniższy cytat.
Nowohucianie mają swoją enklawę. Akurat w samym centrum miasta.
Tramwaj, gdyby trochę bardziej skręcił, wjeżdżałby do zajezdni w trawach i trzcinowiskach.
Urokliwe tereny dzikiej przyrody widać z okien i balkonów socrealistycznych, modernistycznych i postmodernistycznych bloków.
Roztaczają się tu całe połacie trzcinowisk, małych stawów, wysp krzewów.
Armie ssaków, ptaków, gadów i płazów wojują po przepastnych polach, walcząc o życie, o byt.
:
Drogi są tu podmokłe, woda wkracza w suchy przestwór traw.
Rozmaite gatunki żyją w symbiozie i rywalizują ze sobą.
Uznano te terytoria za unikatowe i objęto ochroną.
Golfowe pola tu nie zakwitną, nie zostaną te ziemie sprzedane handlowym korporacjom, nie obrosną pasożytnicza grzybnią hipermarketów, ani żadnymi hubami technologicznymi.
Identyfikacja człowieka z naturą jest tu na prawach przyrody.
D/T rony wznoszą się nad powierzchnią Królestwa Roślin, Zwierząt i Żywiołów.
Oczywiście Nowa Huta to przykład, modelowa przestrzeń.
Miast o takich cechach jest o wiele więcej w Polsce, stąd łąkowy, majowy spacer nowohucki jest propozycją lokalną i uniwersalną zarazem, aż po kres sezonów.