80 lat kończy dzisiaj Thomas Pynchon, jeden z najwybitniejszych amerykańskich powieściopisarzy przełomu XX i XXI wieku. Brytyjski dziennik "The Guardian" z tej właśnie okazji opublikował dziś artykuł poświęcony jubilatowi pod tytułem: "8 powodów, dla których powinniśmy obchodzić 80. urodziny Pynchona". O autorze "Tęczy grawitacji" dziennikarz John Dugdale napisał, że to mistrz komedii, ojciec cyberpunka, wyczulony na politykę swoich czasów. Artykuł ilustruje scenka z kapitalnej ekranizacji Pynchonowskiej powieści "Inherent Vice", znanej polskim czytelnikom pt. "Wada ukryta". Książka jest strasznie zakręcona, nawet jak na paranoiczną wyobraźnię amerykańskiego postmodernisty.
Powiem szczerze, że kiedy spiskową fabułę "49 idzie pod młotek" połykałem niemal bez czytelniczej czkawki, w "Wadzie ukrytej" dostrzegałem "inherent vice". Ta powieść zaczęła mnie już trochę męczyć, bo to prawdziwa pajęczyna porwanych wątków oraz galeria pokopanych postaci, w której klaustrofobiczne zagęszczenie można porównać z kłębiącym się astygmatycznym tłumem na historycznych obrazach naszego Mistrza Matejki. Dodajmy do tego ciągnące się zdania, zbudowane jak hybrydy z rojeń najbardziej szalonych inżynierów genetycznych. A jednak, kiedy oglądałem amerykański film ze znakomitą rolą Joaquina Phoenixa, w pełni doceniłem tę fabularną matematykę chaosu. Czuje się, że Phoenix jest po prostu stworzony do grania głównej roli, kopniętego detektywa z długimi, tłustymi "piórami" i imponującymi "pekaesami" à la klawiszowiec "The Doors" Ray Manzarek w samym szczycie popularności psychodelicznej grupy. Główny bohater "Wady ukrytej" Larry "Doc " Sportello w wykonaniu Phoenixa jest właśnie jak postać z "doc" - kolorowego filmu dokumentalnego o pokoleniu hipisów z Zachodniego Wybrzeża. Nic w tym dziwnego, bo nasz "freak" Joaquin wychował się właśnie w hipisowskiej rodzince. Jego "wykręcona" mamusia i "świrnięty" tatuś żyli sobie bardzo swobodnie w Ameryce Południowej i byli członkami sekty "Dzieci Boga". A kiedy już wrócili do Stanów Zjednoczonych (dla nich chyba odmiennych Stanów ... Świadomości), w Mieście Aniołów zmienili nazwisko na bardziej "uduchowione". Bo Phoenix pochodzi oczywiście od Feniksa, ognistego ptaka odradzającego się z popiołów. Jeśli chodzi o najbardziej ognistą scenę w filmie "Wada ukryta", polecam wszystkim kochankom domowe rendez-vous głównego bohatera z jego "upaloną", bardzo ponętną byłą partnerką Shastą Fay Hepworth, w znakomitej kreacji Katherine Boyer Waterston (córki eksmodelki).
Jakiej dziewczyny ci potrzeba, Doc? - pyta Shasta zmysłowym, z lekka zachrypniętym od jointa głosem. Uległe, otumanione, napalone nastolatki, odgadujące twoje pragnienia. Nie musisz nic mówić. Wszystko wyczuwają. Takie lubisz? - pyta powoli, bardzo powoli super-zgrabna dziewczyna, ubrana tylko w sznur (sztucznych?) pereł. I rozmowa toczy się jak perły z zerwanego sznura, na filmie puszczonym w zwolnionym tempie; wątki się rwą, ale tylko dla nas, bo Doc i Shasta dobrze się rozumieją. Palą skręta z mocną trawką i nadają na innych (swych własnych, interferujących) falach. Siłą rzeczy nic niewiedzący widz stopniowo poddaje się przypływom i odpływom sensu. A gdy sens zanika całkiem, jest już tylko seks.
Jednak wróćmy do "Guardiana" i tych ośmiu powodów uczczenia osiemdziesiątki T. Pynchona, zanim złożę własny hołd jednemu z najbardziej tajemniczych powieściopisarzy.
1. Jako prozaik jest on znacznie lepszym komediopisarzem niż autorzy komedii par excellence. Osiem jego powieści wypełnia zabawna blaga, dziwaczne postacie, zakręcone dialogi i błazeńskie scenariusze. Jednym z najlepszych przykładów - zdaniem autora artykułu - jest parodia jakobińskich tragedii zemsty. "Zemsta Kuriera" to wątek ze słynnej powieści "The Crying of Lot 49" ("49 idzie pod młotek").
2. Jest konsekwentnie pisarzem politycznym, co zwykle wyklucza komediowy charakter oraz literacką złożoność. Inni powieściopisarze urodzeni w latach 30. tylko sporadycznie (tak jak Philip Roth czy John Updike) albo marginalnie (jak Don DeLillo) skupiają się na polityce. Literacka kariera Pynchona zaczyna się w roku 1963 powieścią pt. "V", która powieścią sensu stricte nie jest. To zbiór krótkich opowieści, 17 rozdziałów (16 + epilog), z których siedem to nowele mające związek z tajemniczą kobietą znaną jako "V". "V" to lejtmotyw, ale także symboliczny obraz rozkładanej książki, z okładkami niby skrzydła średniowiecznego ołtarza. Można to porównać z Ołtarzem Gandawskim braci Van Eyck z roku 1430. Z kolei "49 idzie pod młotek" opisuje gigantyczny spisek obejmujący całą Amerykę. Spisek? A może manipulacja lub fantasmagoria rodząca się w głowie głównej bohaterki o dziwacznym, znaczącym jak to u Pynchona, imieniu i nazwisku Edypa Maas? W 1973 roku wychodzi kolejne z paranoicznych Pynchonowskich dzieł, opus magnum - "Tęcza Grawitacji" z wariackim wątkiem Odysei amerykańskiego oficera Williama Slothropa, poszukującego w okupowanych Niemczech rakiety V-2. Dziennikarz "Guardiana" John Dugdale poruszając kwestię "polityczności" powieści, zastrzega: "Nie spodziewajcie się w niej obecności premierów i prezydentów (mimo, że pod koniec "Tęczy Grawitacji" jak diabeł z pudełka wyskakuje Richard Nixon)". Dugdale podkreśla, że polityka u Pynchona jest traktowana z punktu widzenia anarchisty-pacyfisty, co jest charakterystyczne dla reprezentanta kontrkulturowej lewicy. Politycy są wyrazicielami faszystowskiego myślenia lub tubą kompleksu militarnego.
3. To, co - według dziennikarza "Guardiana" - wyróżnia Pynchona z grona rówieśników to tak chętne wyznaczanie kobiecym postaciom centralnej pozycji w powieściach. Przy czym nie są to zwyczajne obiekty westchnień, adresatki miłosnego uczucia, ani przeszkody, które stają na drodze wolności męskiego bohatera. W debiutanckiej powieści tytułową postacią jest V., tajemnicza kobieta o wielu imionach (pierwotnie Victoria). Protagonistką "49 idzie pod młotek" jest wymieniana już Edypa Maas, gospodyni domowa z Kalifornii, która zmieniła się w prowadzącą amatorskie śledztwo. To, że Pynchon tak hołubi kobiety w swoich książkach, nie znaczy, że są one ideałami. Powtarzają się w jego opowieściach motywy niewieścich zdrad i skłonności bohaterek do wikłania się w związki z "niegrzecznymi" złoczyńcami.
4. Tak europejski, jak amerykański pisarz, Pynchon często pisze o nas, ludziach Zachodu - zauważa Dugdale. Akcja "Tęczy Grawitacji" toczy się w Niemczech, Anglii i Francji. Duże fragmenty innych tomów - "V.", "Mason & Dixon" oraz "Against the Day" - też mają miejsce w Europie. Mason i Dixon, prawdziwi XVIII-wieczni astronomowie są Brytyjczykami, podobnie V. i Stencil, ekspatriant z Nowego Jorku owładnięty obsesją na jej punkcie. To też jest istotne dla brytyjskiego dziennikarza. To kolejny powód, dla którego warto dziś złożyć życzenia Pynchonowi.
5. Pynchon jest godnym podziwu przeciwieństwem dzisiejszych skupionych na sobie powieściopisarzy. Dugdale nazywa ich twórcami literackich "selfie". Pynchon unika jakichkolwiek śladów autofikcji aż do czasu, gdy stuknęła mu siedemdziesiątka. ("W sieci", jak się mówi, zawiera aluzje do jego życia rodzinnego w Nowym Jorku.) Pisarz w dążeniu do anonimowości idzie dalej niż najbardziej wycofani twórcy - zauważa dziennikarz "Guardiana". Inaczej niż JD Salinger nie publikuje swoich zdjęć, w odróżnieniu od Eleny Ferrante nie udziela żadnych wywiadów.(Ellena Ferrante- pseudonim włoskiej powieściopisarki lub włoskiego powieściopisarza o nieznanej oficjalnie tożsamości.) Równi mu rangą twórcy, którzy też pozostawali enigmą dla odbiorców, tacy jak Don DeLillo czy Bob Dylan, ostatnio z lekka "zmiękli". Największą koncesją Pynchona na rzecz promowania własnej pisarskiej marki był występ w kreskówce "Simpsonowie". Pojawił się tam z papierową torbą na głowie.
6. Czytelnicy cierpiący na alergię na literacki postmodernizm nie powinni odkładać na bok Pynchona. Nie lekceważcie go - apeluje Dugdale. W powieści "V." można dostrzec na przykład grę z modernizmem. Najlepszym przykładem jest -zdaniem autora artykułu- fabularne odniesienie do premiery "Święta wiosny" Igora Strawińskiego w "V.". Choć oczywiście jest to zarazem pierwsza pełnowartościowa postmodernistyczna powieść w języku angielskim. Pynchon jest zwykle stawiany w jednym rzędzie z Donem DeLillo oraz z Davidem Fosterem Wallacem jako jeden z tej postmodernistycznej "trojki". Należy jednak pamiętać, że dotyczy to -zdaniem Dugdale’a - jego wczesnych dzieł. Pynchon powrócił bowiem po 17-letniej przerwie z nową estetyką, już mniej intelektualną, mniej Mellvilowską, nie tak Joyce'owską, bardziej gatunkową. Zarówno "Wada ukryta" jak i "W sieci" to historie quasi-detektywistyczne, skoncentrowane na samej czynności opowiadania. Dickens jest patronem dla prozy Jonathana Franzena, pisarza, który porzucił modernistyczną i postmodernistyczną spuściznę. I to samo możemy powiedzieć o Pynchonie z okresu pisania "W sieci". Cytuję Dugdale’a, ale się z nim nie zgadzam. To dla mnie ciągle ten sam Thomas Pynchon z okresu "49 idzie pod młotek", a może nawet jeszcze bardziej.
7. Redaktor z "Guardiana" snuje też inne porównania. Zestawia Pynchona z Salmanem Rushdim. Autor "Szatańskich wersetów", jest reprezentantem nowej fali fikcji historycznej - uniwersalistycznej, awanturniczej i wielowątkowej, w paradoksalny sposób łączącej dbałość o konkret, o prawdziwy detal, z elementami anachronicznymi, albo z sygnałami (często komicznymi) świadczącymi o tym, że narracja jest subiektywna, a wszystkie postacie są po części wytworami fantazji autora. A Pynchon? Zdaniem Dugdale'a, nowatorski w opisach przeszłości i przyszłości, autor "V." jest uznawany za ojca cyberpunka, który wpłynął na twórczość Williama Gibsona z jego "Neuromancerem", "Grafem Zero" i "Moną Lizą Turbo" oraz "Maszyną różnicową" napisaną wspólnie z Bruce'em Sterlingiem, czy Neala Stephensona z jego "Diamentowym wiekiem", "Zamiecią", "Cryptonomiconem" i "Cyklem barokowym".
8. Na koniec redaktor z "Guardiana" chwali początkowe Pynchonowskie zdania, składnie otwierające jego powieści. Zdaniem Dugdale’a Pynchon jest w tym lepszy niż którykolwiek ze współcześnie tworzących powieściopisarzy. Nawet "Against the Day", ta straszna cegła, zaczyna się wspaniale. Pynchon wymyśla też bardziej zabawne niż inni literaci nazwiska swoich bohaterów. Wkrótce potem, jak przedstawił czytelnikom Edypę Mass, pojawia się na przykład nazwa firmy prawniczej "Warpe, Wistfull, Kubitschek & McMingus". Na deser z kolei mamy Pynchonowską lirykę, niezgrabne i rozbrajająco urocze wierszowane utworki, które przerywają tok narracji- piosenki pop, czy operowe arie, ale pozbawione muzyki, byśmy mogli je zaśpiewać.
Jest....
Zimniej niż w c*pie Królowej Śniegu!
Zimniej niż gołemu śpiącemu od brzegu!
Zimniej niż d*pie w fińskiej wygódce!
Zimniej niż Ruskiemu po mrożonej wódce!
Thomas Pynchon - Tęcza Grawitacji
Co by było gdybym urodziny Thomasa Pynchona uczcił jakimś pastiszem jego prozy? Schemat już przecież mam. Specjalnie w tym celu przeczytałem z uwagą artykuł w brytyjskim "Guardianie", aby te najbardziej czytelne dla brytyjskiego dziennikarza wyznaczniki Pynchonowskiego stylu mieć na podorędziu. I tak wbrew stereotypom niczego nie utraciłem w tłumaczeniu, przeciwnie zyskałem nową poetykę, przy pomocy której chciałbym odświeżyć żurnalistyczny genre, ożywić jak elektrowstrząsami dziennikarskiego trupa polszczyzny. Jednak nie tylko o język chodzi. Wyrzucam do śmietnika dotychczasowe typy reporterskiej prozy. Typki w togach nie będą mi już narzucać kryteriów i hierarchii. Oto mój obraz dnia, w którym urodził się Thomas Pynchon, zrodził się tutaj dla nowego przekazu.
1. Masoni rozpoznają się po przerwie. W zębach. W loży Paryża niezły zgryz ma Emmanuel Macron. Jego nowa partia ma nosić nazwę “Diasteme!". Chodzi o dentystyczną diastemę czyli przestrzeń między grupami zębów występującą u niektórych ssaków. Występuje ona fizjologicznie u zwierząt takich jak bóbr oraz badylarka. U małp występuje w szczęce między kłem a bocznym siekaczem. Jest wyraźnie widoczna u przeżuwaczy i gryzoni. U ludzi natomiast jest patologią. Ale nie u europejskich wolnomularzy. Diastema tu jest hodowana i hołubiona. Im większa szczelina międzyzębowa tym wyższy masoński szczebel. 33 milimetry pomiędzy jedynkami Guy Verhovstadta, przyszłego partyjnego sojusznia Emmanuela Macrona czynią go wtajemniczonym w stopniu najwyższym. Unijne ugrupowanie “Diasteme!" połączy pierwsze garnitury Brukseli oraz Paryża. A więc Naprzód, przednie zęby!
2. Członkowie i wolontariusze Waffen-SS: Belgia - 40 000, Francja - 20 000, Holandia-50 000, Norwegia - 6 000, Dania - 6 000, Polska - 0. Podaj ---> dalej.
3. Wybory prezydenckie we Francji wygrał rzekomo przedstawiciel oświeconych antyfaszystów, a we Francji nadal normalnie działa Gestapo. Naziści z Paryża zabronili dystrybucji polskiego filmu o Żydach. Francuscy antysemici, którzy żądzą tam kulturą, nie dopuścili do kin filmu "Azyl", opowiadającego historię Antoniny i Jana Żabińskich, opiekunów warszawskiego zoo, w którym w czasie wojny ukrywali setki Żydów. Wszystkie sieci dystrybucji we francuskich kinach odmówiły premiery. W ten sposób potomkowie marszałka Petaina kontynuują chlubną tradycję paryskiego welodromu, na którym sami zgromadzili własnych Żydów, by ich potem przewieźć swoimi środkami lokomocji do niemieckich obozów zagłady. Największą chlubą Francuzów pod tym względem był przejściowy obóz dla nie-aryjczyków w Drancy pod Paryżem, w nowoczesnym, przedwojennym blokowisku, wzorcowym osiedlu z jednostkami mieszkaniowymi. Francja słynęła z awangardy i nadal słynie z pogardy.
4. Czy Żydzi uśmiercili żabę? Na to wygląda. Choć jest to sprawa poszlakowa. Jedno jest pewne: nie żyje Pepe, zielony bohater popularnego komiksu. Zabił żabusię jej własny ojciec-rysownik. Matt Furie wpadł w furię, bo jego dziecko zostało porwane przez prawackich wywrotowców, alternatywną konserwę z alt-right. Podczas kampanii Donalda Trumpa, żartownisie ubierali żabę w mundur i hełm SS, albo w kaptur Ku-Klux-Klanu. I komu to szkodziło? Lidze Przeciwko Zniesławieniu. ADL wpisała Pepe na listę symboli zakazanych, razem ze swastyką. No, i kto tak naprawdę zamordował bogu ducha winną żabę? Odpowiedzi nie trzeba szukać w “Protokołach mędrców Syjonu", ani w “Dwieście lat razem" Aleksandra Sołżenicyna. Alt-right już nawołują do międzygatunkowego rasizmu. W sieci królują memy: Nie puścimy tego płazem!"
5. KGB-owski Król Jaszczur Wołodia Putin odwiedził dinozaura sowieckich służb, dzisiejszego jubilata dokładnie o dziesięć lat starszego od Thomasa Pynchona. Rezydent Kremla uściskał swojego byłego szefa z byłej NRD, któremu stuknęła dziś dziewięćdziesiątka. Putin odwiedził przedstawiciela KGB w Ministerstwie Bezpieczeństwa Państwowego NRD - Lazarusa Matveeva - swego przełożonego z Drezna z lat 80. XX wieku, gdy obecny prezydent Rosji był sowieckim szpiegiem. Wowa przywiózł Łazarzowi jakiś specjalny zegarek. Agencje nie podają na czym polega jego wyjątkowość. Może ktoś komuś go specjalnie z ręki z tej okazji ściągnął? Jednak naprawdę specyficzny był inny podarek - kopia gazety "Prawda", wydanej właśnie 8 maja 1927 roku, gdy na świecie pojawił się Matveev. Ciekawe, cóż w niej było napisane? Na pewno jeszcze nie było wzmianki o wydaleniu z partii komunistycznej Lwa Trockiego i jego zwolenników, bo to się zdarzyło dopiero w listopadzie. Jednak 1927, rok urodzin szefa Putina, był przełomowym czasem w historii komunizmu. Lenin i Trocki ciągle niosą pochodnię rewolucji, podpalają świat.
6. W urodziny Pynchona i Matveeva aresztowano rotmistrza Witolda Pileckiego. Komunistyczne Gestapo w okupowanej przez Sowiety Polsce - zwące się eufemistycznie, po orwellowsku, Urzędem Bezpieczeństwa - dorwało bohatera z Auschwitz w "kotle" na ulicy Pańskiej w 1947 roku. Za kratami osobiście torturował polskiego patriotę komuch-sadysta niejaki Eugeniusz Chimczak. Wróć. Nie można tak mówić. Inaczej. W odróżnieniu od tego zdrajcy Pileckiego, reprezentanta sanacyjnej, pańskiej Polski, straszny okazał się dalszy los pracowitego UB-eka. Za wyrywanie paznokci, zgniatanie jąder, łamanie palców i inne wyczerpujące zajęcia w 1996 roku został skazany aż na 7,5 roku więzienia. Całe szczęście nie odbył ani jednego dnia niesprawiedliwej kary. Nie pozwolił mu na to zły stan zdrowia. Mimo nękających go chorób zawodowych dożył sędziwego wieku i został pochowany na Komunalnym Cmentarzu Północnym w Warszawie. (Cześć waszej pamięci. Zapamiętajcie drania.)
7. “PISZ PRZEZ Ś.M.I.E.T.N.I.K." Thomas Pynchon “49 idzie pod młotek"
8. Dziennik ciąży, figurki bohaterów dobranocek, ulotki dla osób szukających pracy, instrukcje obsługi samochodów fiata 126 p i syreny 105, kartki na benzynę z 1988 r., katalog IKEI, informator, gdzie leczyć się bezpłatnie, pocztówka z uzdrowiska w Ciechocinku, krzyżówki, kartki żywnościowe z lat 80., bon towarowy, który zastępował prawdziwe pieniądze, a można nim było płacić za towary w sklepach sieci Pewex, ulotki reklamujące filmy i przedstawienia teatralne, kolekcjonerskie modele samochodów i pojazdów latających, lalki i mebelki dla lalek oraz gabloty z minerałami, owadami i insektami, różne formy książek (np. artystyczna książka z betonową okładką i książka dla dzieci, którą można czytać w kąpieli), kasety z nagraniami do nauki języków, różne wydania Konstytucji 3 maja, w tym przepiękny egzemplarz wydrukowany w 2011 roku na papierze czerpanym, model dinozaura - tyranozaura rex, (dorośli i dzieci będą mogli w konkursie wybrać dla niego imię). Ekspozycja ma zachęcać czytelników do odkrywania nietypowych zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie. Wystawa "Zbiory snów nieznanych" potrwa do 26 maja.