Dashiell Hammett ... Znacie? ... "Sokół maltański"? ... Czytaliście? ... A film z Humphreyem Bogartem obejrzeliście? ... "Powieść noir"? ... "Kino noir"? Kojarzycie? Wiem, lata 30., 40., 50. zeszłego stulecia to odległe dzieje. Na tamte dekady przypadało dzieciństwo i młodość moich żyjących rodziców - ponad osiemdziesięciolatków. Ja tamtych czasów nie mogę znać z racji wieku, a sam już do najmłodszych nie należę. A mimo to tamta literacka epoka wydaje mi się wciąż żywa. Na tyle żywotna, że wciąż powtarzana w różnych odmianach. Na końcu artykułu ukażę wam jej (stworzone przeze mnie) literackie iteracje. A na razie posłuchajcie wywiadu z tłumaczem.
I. Powrót do wrót mroków w pierwszych kryminałach
Zaprosiłem do rozmowy Tomasza Gałązkę, autora kongenialnego przekładu "Sokoła Maltańskiego" Dashiella Hammeta. Klasyk kryminału noir ukazał się po polsku nakładem wydawnictwa ArtRage.
II. "czyTaniec bogdanaDana" wokół literatury kryminalnej
Oto najkrótsza powieść noir - napisana przeze mnie w minutę, tuż przed rozmową z tłumaczem. Wersja audio jest "na bogato".
III. PIERROT NOIR (moja stara, dobra sestyna)
Motto:
"In tönender, bronzener Schale
Lacht hell die Fontaine, metallischen Klangs."
z "Pierrot Lunaire" Arnolda Schönberga
Tak jak Arnold wulgarnych nienawidzisz tłumów.
Najlepiej w chłodnej ciszy zatopiłbyś letnią
kakofonię "gorących" wiadomości z miasta,
lecz nawet w krótkich drzemkach nawiedza cię postać
z filmów noir klasy "C" i sycząc- "Sonata
czy gotowa? Nie?! Facet, znów łamiesz zasady!"-
przykłada ci do głowy magnum. "Co? Zasady?
O czym ten bandzior bredzi? Tłumacz mowy tłumów
potrzebny tu od zaraz. Ż o ł n i e r z i sonata?!"
Logika sjest potrafi zaskakiwać letnią
oksymoronicznością. Zbir zmienia się w postać
czułego dekadenta w labiryncie miasta.
Poci się i drży z zimna. Właśnie wraca z miasta-
pustyni bez dilerów, a przecież z zasady
powinni już czatować. Kto im broni postać
sobie w bramie rudery i z dala od tłumów
handlować chłodnym "buchem" - odtrutką na letnią
malarię miejskiej dżungli? Szczęściem jest sonata,
która w sobie ma chemię muzyczną, sonata
lunarnych leksykonów. W niej symbole miasta
tańczą między gwiazdami. Oniriadą letnią
uświetnić zaślubiny kwasu i zasady
przy akompaniamencie harf sfer to dla tłumów
najwspanialsza rozrywka. Tłum wtedy ma postać
czarnego oceanu spokojnego, postać
prosto z natury (zero intryg), bo sonata
jest tą najnowszą bronią do tłumienia tłumów,
by zbudzone instynkty nie zburzyły miasta.
Pitagorejscy szpiedzy, ci mają zasady!
Są tacy nowatorscy, pogardzają letnią
agenturą z przeszłości. Wypluwają letnią
metodologię Bondów. Przebrać się za postać
z filmów "noir" klasy "C"? To nie ich zasady.
Wolą nowy serializm. Choć słowo "sonata"
kojarzą raczej z życiem podziemnego miasta,
szczurem w tabernakulum, rezonansem tłumów
tak podatnych na letnią dilerkę. "Sonata"
to narkotyk. Ma postać CD z herbem miasta.
Gang łamie zasady- tłoczy serię dla tłumów.