Dłonie złożone w serduszko - pełno takich zdjęć na Instagramie. Zapewniają o miłości, bezpiecznie pompując powietrze. Akurat te dłonie są umoczone we krwi. Obiegły cały świat. Należą do ukraińskiego sanitariusza, a zrobiono je w podziemiach Azowstalu. W prostym geście pozdrawia matkę i zapewnia, że niczego się nie boi. Wszystko już widział, nic go nie przeraża.
Inny film nakręcony w katakumbach stalowni przedstawia obrońców. Na materacach obok siebie leżą ranni i zabici. Jakaś ręka świeci latarką, inna unosi poplamione koce. Pod nimi ludzie, cali w bandażach - można sobie wyobrazić ten zapach. Obchodzą dziś Wielkanoc. Mariupol nie umarł ani nie zmartwychwstał. Dziwne są tegoroczne święta.
Nasz Chrystus od tygodnia biega wśród żywych. Nie doczekał się wniebowstąpienia, ale wykonał swoje zadanie. Ukraiński wciąż czeka. Jest w czyśćcu, gdzieś między piekłem a końcem świata. Chętnie zszedłby z krzyża - wziąłby do ręki karabin i rozprawił się z najeźdźcą nie po bożemu. Ale nie może! Wisi między łotrami jak jakiś samolot. Niecierpliwi się, bo chciałby wznieść się nad Golgotą i przygwoździć wojska agresora kilkoma celnymi strzałami. Pragnie zameldować ojcu, że się dopełniło, ale nie potrafi kłamać. Nie umiera więc ukraiński Zbawiciel i nie zmartwychwstaje. Jest w poczekalni. Zegar się zatrzymał. Potrafił zamieniać wodę w wino, ale czy cofnie czas do połowy lutego? Takiego cudu nie opanował.
Nad własnym "cudem" pracują Rosjanie. W Mariupolu rozpoczęli usuwanie gruzu po zbombardowanym teatrze. Mogło w nim zginąć nawet kilkaset osób. Pomarańczowa koparka trąca łyżką olbrzymie kawały betonu. Czasami się zatrzymuje na widok fragmentów ciała. Ekipa je usuwa i wkłada do plastikowych worków. Później padnie bliżej nieokreślona liczba i ciało stanie się słowem. Przypuszczalnie nigdy nie poznamy rozmiaru cywilnych ofiar. Zdjęcia satelitarne ukazują długie na sto metrów cztery rowy wykopane na przedmieściach Mariupola. Dzień później jest ich pięć. Miasto znajduje się w rękach okupanta z wyjątkiem zakładów metalurgicznych. Okrążone pierścieniem rosyjskich żołdaków będą powoli umierać.
Amerykański reporter biega po ulicach miasta. Ma swój kanał na Facebooku. Jest bezwstydnie prorosyjski i Bóg wie, kto go opłaca. Rozmawia wyłącznie z ludźmi, którzy chwalą Putina. Wcześniej towarzyszył rosyjskim żołnierzom szturmującym Mariupol. Nie interesują mnie jego ustawiane wywiady, ale podglądam filmy, które publikuje. Czasami wyłączam dźwięk. Lepiej wtedy mogę się skupić na widoku unicestwionego miasta. Obserwowałem je z lotu ptaka wielokrotnie, ale dron ma specyficzną optykę. Szalony Amerykanin - a facet jest ewidentnie szalony - pokazuje Mariupol z poziomu ulicy. Dosłownie wszystkie domy są zniszczone - rozbite szkoły, urzędy i szpitale. A wśród gnijących, porzuconych ciał błąkają się ludzie.
Nie chce dziś pisać o innym miejscu. Mariupol stał się symbolem bohaterskiej obrony Ukrainy i bestialstwa Rosjan. Jeszcze do niedawna tętnił życiem. Portowe żurawie wykonywały swój majestatyczny balet, statki przybijały do brzegu i odbijały niczym fale morza. To miasto było zawsze skomplikowane. Dwa języki, dwie kultury, jedna historia. Po Majdanie w 2014 roku zostało opanowane przez prorosyjskich separatystów. Doszło do walk, w których brała udział także lokalna policja. Nad ratuszem zawisła nawet flaga Donieckiej nierepubliki i powiewała, dopóki kontrofensywa armii ukraińskiej nie zamieniła jej kolory na żółto-niebieskie. To może tłumaczyć, dlaczego Rosjanie tym razem nie odpuścili Mariupolowi. To i jego dostęp do morza.
Chrystus odzywał się na krzyżu siedem razy. Zaczął od ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Skończył, oddając mu swego ducha. Ale o przebaczeniu tym razem nie może być mowy! Rosjanie doskonale wiedzą, co robią. Przywieźli ze sobą młotki i gwoździe. Założyli Ukrainie koronę cierniowa. Drwią z niej każdym popełnionym gwałtem i zbiorową mogiłą. Podają obrońcom gąbkę z żółcią. Niecierpliwią się przy tym. Marzą, żeby w końcu Ukraina wyzionęła ducha. Ale to się nie stanie! Nie będzie zgonu, nie będzie zmartwychwstania. Nikt nie odsunie głazu, nie wstąpi do nieba. Przyjdzie za to burza i trzęsienie ziemi. Jeśli wampiry z Kremla mają okna, mogą je otworzyć i posłuchać - to dobro mocuje się ze złem. Ono zawsze wygrywa!