Herbata wypita z przyjaciółmi jest dla Brytyjczyków symbolem świętości. To okazja do relaksu. Daje poczucie bezpieczeństwa i z zasady powinna ludzi łączyć. W 2006 roku Aleksander Litwinienko, idąc na spotkanie z dawnymi znajomymi, miał w kieszeni brytyjski paszport. Nie wiem czego się spodziewał po rozmowie z Dmitrijem Kowtunem i Andriejem Ługowojem. Nie mam nawet pojęcia, o czym mieli rozmawiać. Jedno jest pewne - gdyby przypuszczał, że poczęstują go herbatą z polonem, nigdy na tym spotkaniu by się nie stawił.

Herbata wypita z przyjaciółmi jest dla Brytyjczyków symbolem świętości. To okazja do relaksu. Daje poczucie bezpieczeństwa i z zasady powinna ludzi łączyć. W 2006 roku Aleksander Litwinienko, idąc na spotkanie z dawnymi znajomymi, miał w kieszeni brytyjski paszport. Nie wiem czego się spodziewał po rozmowie z Dmitrijem Kowtunem i Andriejem Ługowojem. Nie mam nawet pojęcia, o czym mieli rozmawiać. Jedno jest pewne - gdyby przypuszczał, że poczęstują go herbatą z polonem, nigdy na tym spotkaniu by się nie stawił.
Marina Litwinienko (P) i jedna z jej prawniczek przed budynkiem szpitala University College w Londynie / ANDY RAIN /PAP/EPA

Dochodzenie przeprowadzone zaraz po śmierci Litwinienki ustaliło, że dwaj Rosjanie zostawili za sobą ciąg radioaktywnych śladów. Brytyjscy eksperci zastali obecność polonu w 40 miejscach w Londynie, począwszy od samolotu, w którym przylecieli, przez hotelowe pokoje aż do feralnego imbryka, w którym podano herbatę. Nawiasem mówiąc, z tego samego naczynia, tego samego dnia, pili jeszcze inni ludzie. To cud, że ofiar nie było więcej. 

Niewybaczalna zdrada

Rosyjska władza nie zapomina grzechów swej trzody. Litwinienko przez lata starał się obnażyć korupcję, jaka panowała w Służbach Bezpieczeństwa (FSB), napisał książkę o Putinie, w której oskarżył go związek z eksplozjami w moskiewskich apartamentowcach. Z KGB przeszedł na jasną stronę mocy, rozczarowany środowiskiem, któremu służył. Po drodze stał się płatnym agentem brytyjskiego wywiadu. Tuz po przyjeździe do Londynu związał się z rosyjskimi dysydentami, których Putin nienawidził ponad wszystko. Aleksander Litwinienko prowadził też osobistą wojnę ze zorganizowaną, rosyjską przestępczością. Lubił piętnować jej związki z kremlowskim establishmentem. Udzielał bezcennych informacji, nie tylko służbom brytyjskim. Współpracował także z Hiszpanami. 

Nie dla ekstradycji

Powodów, by go zgładzić było wiele. Pierwsze dochodzenie nie pozostawiło wątpliwości, że to Ługowoj i Kowtun byli sprawcami zamachu na jego życie. Brytyjska prokuratura, usatysfakcjonowana ogromem dowodów, wystąpiła do władz rosyjskich o ekstradycję obu panów. Jeden z nich, Andriej Ługowoj, jest obecnie deputowanym w rosyjskiej Dumie. Chroni go immunitet. W obu przypadkach władze na Kremlu odrzuciły prośbę brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości. W efekcie kilku dyplomatów zostało z Wielkiej Brytanii wydalonych, zamrożono parę kont i wydano zakazy wjazdu na Wyspy. Przez cały ten czas osoba prezydenta Rosji - Władimira Putina, pozostawała jedynie w kręgu podejrzeń. I choć podczas ostatniego wywiadu Litwinienko sam oskarżył go o swoją śmierć, oficjalnie Putin był kryty. 

Mocodawcy wychodzą z cienia

Gdyby nie nieustępliwość wdowy po Aleksandrze, być może świat nigdy nie dowiedziałby się z niepodważalnego źródła, że to właśnie on, Władimir Władimirowicz, "prawdopodobnie" zatwierdził zamach na życie jej męża. To jedno słowo łagodzi przekaz werdyktu, ale nazwisko Putina po raz pierwszy padło dziś w oficjalnym raporcie, w określonym kontekście. Prawo do tego Marina Litwinienko wywalczyła w sądzie. To dzięki niej, zakończone właśnie publiczne dochodzenie, mogło w końcu zbadać powiązania na najwyższym szczeblu i ustaliło motywacje tej zbrodni. Przez półtora roku zastęp prawników pod przewodnictwem Sir Roberta Owena, przesłuchał setki świadków i raz jeszcze dokładnie zbadał materiały dowodowe. Te się nie zmieniły od prawie 10 lat. Ale tym razem przygotowany mozolnie raport mógł precyzyjnie wskazać palcem winnych. Nie tylko zamachowców, także ich mocodawców. FSB i Putin znaleźli się wspólnie na ławie oskarżanych, razem z Kowtunem i Ługowojem, i nieważne, że wirtualnej.

Strach dwupaszportowych

Szok, jaki wywołuje taki werdykt jest głęboki. Jego implikacje daleko idące. Oto stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, gwałci międzynarodowe prawo, zlecając i dokonując egzekucji na brytyjskim obywatelu w Wielkiej Brytanii. Fakt ten obrazuje nie tylko bezwzględność Kremla. Skłania Brytyjczyków do poczucia strachu i zadawania pytań, czy aby faktyczne za kanałem La Manche są bezpieczni. Najbardziej oczywiście boją się ci, którzy w drugiej kieszeni noszą rosyjski paszport i którym nie podoba się polityka Putina. Rząd Wielki Brytanii będzie musiał w takiej sytuacji podjąć konkretne kroki, ale co może zrobić?

Sankcje przeciwko Rosji zastosowano już po pierwszym, niepublicznym dochodzeniu. Dziś sytuacja międzynarodowa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Oba kraje, Wielkiej Brytania i Rosja, zaangażowane są w konflikt w Syrii. Stoją po diametralnie różnych stronach prezydenta tego kraju - al-Asada, ale podobną bronią walczą z barbarzyńcami z ISIS. Od aneksji Krymu i zestrzeleniu malezyjskiego samolotu na Ukrainą upłynęło trochę czasu. Brytyjsko-rosyjskie stosunki zaczęły ślimaczo powracać do normy. Teraz będą musiały stanąć w miejscu. 

Czym i jak karać?

Londyn nie chce otwartej wojny z Moskwą, ale jeśli nie podejmie konkretnych kroków, może zostać oskarżony o poświęcanie sprawiedliwości na ołtarzu międzynarodowej racji stanu. Komentatorzy sugerują, że Rosję można ukarać niepolitycznie, na przykład pozbawiając ją prawa do organizowania kolejnego mundialu (to sugestia parlamentarnej opozycji). Brytyjskie władze już zamroziły aktywa Ługowoja i Kowtuna, a ambasador Rosji zostanie wezwany w Londynie na czerwony dywanik. Będzie też ostry protest w Moskwie. Ale czy to cokolwiek zmieni? 

W biały dzień, pijąc zieloną herbatę w Londynie, Brytyjczyk z rosyjską przeszłością, został poczęstowany polonem. Zabójcy Litwinienki nie czekali na policję. Na drugi dzień opuścili Wielką Brytanię. On sam pożegnał się ze światem trzy tygodnie później. Nawet jeśli winni nigdy nie staną przed sądem, wdowa po Aleksandrze Litwinience i jego dorosły syn, mogą dziś świętować zwycięstwo. Najpierw wygrali z Goliatem brytyjskiej powściągliwości, a teraz obnażyli krwiożercze ambicje rosyjskiego monstrum. Poznaliśmy winnych z imienia i nazwiska, wszystkich tym razem. Tego historia nie zmieni.

(mal)