Patrzę na zmarszczki i żyły na dłoniach. To już tyle lat! Tamtego wieczoru oglądałem w telewizji jakiś włoski film. Para głównych bohaterów rozstrzygała życiowe problemy. Pamiętam ich doskonale - siedzieli w łódce na środku jeziora. Nagle o północy zniknął obraz, a spiker spokojnym głosem oświadczył, że to już wszystko na dziś i życzył nam wszystkim miłej niedzieli. Pomyślałem, że to raczej dziwny koniec fabuły. Nie miałem pojęcia, że właśnie spuentowano coś więcej. Skończył się polski sen o wolności, a zaczął czeski film.
Nazajutrz oglądałem zielonego ludzika mundurze. Opowiadał coś o wojnie. Niezrozumiały i ponury był to scenariusz. Za oknem trzaskał mróz, ale w kraju robiło się bardziej gorąco. Po kolejnej emisji przemówienia, komunikat zaczął w końcu docierać. Dziwny to był stan. Wprawdzie nie widziałem czołgów, ani żołnierzy maszerujących przed domem, ale czułem, że coś nagle wyparowało. Jakby ktoś w pustym pokoju klasnął w dłonie - magik w mundurze, królik z cylindra, abra-kadabra, było i nie ma.
Dwa dni wcześniej skończył się strajk. Mieliśmy wrócić na uczelnie w poniedziałek. Mimo ostrzeżeń wypluwanych z ekranu, spakowałem plecak i wsiadłem do pociągu na trasie Bielsko-Kraków. Dziwna to była podróż. Taki pociąg donikąd z zamarzniętymi szybami. Wracałem na studia, ale nikt nie wiedział, czym skończy się ta jazda. Kwiaty, jakie na szybach wagonu malował mróz, były zwiędnięte. Z kilometra na kilometr umierała nasza nadzieja. W końcu dojechałem - stacja Koszmar Narodowy - wszyscy wysiadać!
Na budynkach uniwersytetu wisiały złowrogie obwieszczenia - tego nie wolno, to zakazano, a tamto nielzja. Cześć z nas ruszyła do Nowej Huty, by dołączyć do starszej, robotniczej braci. Ja nie byłem tak odważny. Zostałem w Krakowie. To nie była kreskówka z Teleranka, którego zabrakło. Z kamienic policja wyprowadzała niemych bohaterów. Byli bez płaszczy i w rozpiętych koszulach. Rodziny wciskały im do rąk na szybko zrobione kanapki. Dzieci płakały. A więc tak wygląda ta wojna, o której mówił zielony ludzik w telewizji. Brat brata? Solidarnie w "Solidarność"? Dlaczego i na jak długo?
Kraków wyglądał jak statek kosmiczny, któremu padł system. Skończyła się kroplówka, którą wstrzykiwano nam w żyły wolność. Pokręciłem się trochę po mieście. Obserwowałem przy pracy zomowców. Sumienni to byli urzędnicy. Z ich kolektywnej paszczy buchała para. Za pasem mieli pały, a na zakutych łbach kaski. Zmęczeni wypełnianiem obowiązków siadali na ławkach przy Plantach, kładli na śniegu tarcze, zapalali papierosy i klęli. Wieczorem wsiadłem do pociągu i wróciłem do domu. Pamiętam jak w rytmie stukotu kół powtarzałem mądrości zomowców.
Dziś znowu w mojej ojczyźnie ludzie wychodzą na ulice. Ale nie z wdzięczności dla tych, którzy w czasie tamtego wstydu uczyli nas jak żyć. Po latach znowu musimy walczyć o swoje, o resztki wolności z pańskiego stołu. O godność i sprawiedliwość. Więc patrzę na zmarszczki i żyły, w których wciąż płynie ta sama krew. I zalewa mnie, od łysiny po zdarte życiowo zelówki. Czy już jesteśmy w stanie wojny domowej, czy może to jakiś wojenny film?