Wielka Brytania, a wstyd jeszcze większy. Gdy na Ukrainę spadły pierwsze bomby, brytyjski premier wygłosił orędzie do narodu i obrońców. Obiecał im szczodrą humanitarną pomoc, otwarcie serca i granic. Powołał się w wystąpieniu na historię. Wielka Brytania - jego zdaniem - zawsze udzielała schronienia uchodźcom. To mocny argument, ale statystycznie do rozbrojenia. Szczególnie w XXI wieku. Co zrobił rząd? Złagodził wymaganie wizowe. Zwolnił Ukraińców z opłat i testu językowego. Ale gdyby nie interwencja opozycji w parlamencie, na Wyspy mogliby wjeżdżać tylko najbliżsi członkowie rodzin osób już tu osiedlonych - z wykluczeniem rodzeństwa i starszych rodziców (!). Rząd zmuszono do dalszych ustępstw i teraz już nie ma wyjątków. Problem w tym, że są wizy.
W portowym mieście Calais nad kanałem La Manche na uchodźców czeka stół i trzech urzędników. Dorośli dostają paczkę chipsów, dzieci, czekoladowe batony, po czym odsyłani są z kwitkiem. Muszą się wracać dziesiątki kilometrów do Lille, gdzie założono punkt wizowy, żeby nie tworzyć korków na granicy. A przejechali już całą Europę, uciekając przed wojną. Jeśli to ich nie zniechęci, to zrobi to niekończący się formularz w języku angielskim i setki pytań. Muszą go wypełnić, posiadać wszystkie konieczne dokumenty i przejść test biometryczny. Na umówione spotkania z urzędnikami trzeba czekać kilka dni, na wydanie wizy nawet dwa tygodnie. A przecież trzeba gdzieś mieszkać, coś jeść i przeprać ubranie. W tym czasie miasta, z których uciekli, znikają z powszechni Ziemi. Giną ich bliscy.
Wielka Brytania wyklucza wprowadzenie wiz humanitarnych, które umożliwiłyby Ukraińcom swobodny wjazd do kraju. Nie po to wprowadzaliśmy brexit, żeby teraz tracić kontrolę na granicach - politycy nie mówią tego głośno, ale można to odczytać między wierszami. Szopka z wizami trwa. Po dwóch tygodniach wojny otrzymało je zaledwie tysiąc Ukraińców. To wciąż kropla w morzu, jakie zalało wschodnią granicę Polski. Oczywiście nie wszyscy chcą jechać do Wielkiej Brytanii, ale odpowiedni system na tym etapie konfliktu powinien działać sprawnie, ale nie działa. Dorośli jakoś sobie z tym radzą. Gorzej z dziećmi. Te starsze przechodzą traumę, młodsze nie zdają sobie sprawy, dlaczego nie mogą wracać do domu. Nie rozumieją wojny, tym bardziej brytyjskiej biurokracji.
Odnoszę wrażenie, że brexit pozostawił w mentalności Brytyjczyków głęboką bruzdę. Kanał La Manche stał się szerszy, a kontynentalna cześć Europy jeszcze bardziej odległa. A gdzie Ukraina? Tragedia uchodźców rozgrywa się na ekranach telewizorów, ale w ministerstwie spraw wewnętrznych jest irytującym problemem do rozwiązania. Przecież dopiero co skończyła się pandemia! Uff, jak jesteśmy tym wszystkim zmęczeni! Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej, by odzyskać kontrolę nad funkcjonowaniem państwa - to było ich koronnym argumentem. Są jednak zjawiska większe od brexitu. Przychodzą nagle i narzucają nową perspektywę. Ukraiński wulkan eksplodował i zalał Europę. Nie ma co chować głowy w piasek. Ława i tak nikogo nie oszczędza.
Brytyjscy politycy są elokwentni. Uniwersytety w Cambridge i Oxfordzie nauczyły ich barwnie przemawiać. Giętki język często lubi mijać się z prawda. Nikomu nawet nie przyjdzie na myśl, że kłamie. Byliśmy tego świadkami podczas brexitu, także podczas wojny z wirusem. Teraz obserwujemy podobną strategię wobec Ukrainy. A ona przecież oczekuje konkretów. Jeśli już nie strefy zakazu lotów nadzorowanej przez NATO, to skutecznej broni, pieniędzy i pomocy humanitarnej. Ukraińcy, którzy opuszczają swój kraj, nie wyglądają jak uciekinierzy z Bliskiego Wschodu. Są dobrze ubrani, wszyscy mają komórki, niektórzy podróżują samochodem. Można odnieść wrażenie, że są na wakacjach. Ale to miraż! Mają identyczne potrzeby jak mieszkańcy Aleppo.
Często stracili wszystko. Żyją, ale nie wiedzą, czy wojnę przetrwają ich bliscy. Choćby dlatego, bezduszne procedury powinny rozpuść się w empatii, tej ludzkiej i państwowej. Po co upierać się przy wizach? Nie wszyscy Ukraińcy chcą zostać na zawsze zagranicą. Nawet jeśli Putin rozgromi ich miasta, będą chcieli je odbudować - za bardzo kochają ojczyznę. Teraz potrzebna im pomoc. Wielka Brytania powinna brać przykład z Polski i reszty Unii Europejskiej, której tak bardzo nie lubi. Nikt nie pyta tam uchodźców, czy są ze zniszczonego Charkowa, czy z nietkniętego Lwowa. Mogą znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Chciałbym napisać, że zajęte pałace oligarchów czekają także na nich w Londynie, że będą tam mieli zapewniony wikt i opierunek - ale nie potrafię. Za sztywny mam język.