Na filmie widać czterech facetów - każdy w eleganckim garniturze i z szampanem w dłoni. Śmieją się i gestykulują. Zrywają boki. Rozmowie tej przysłuchuje się wieczorowo ubrana kobieta, córka brytyjskiej królowej - Księżna Anna. Miejscem akcji jest Pałac Buckingham, a w filmie zagrali premierzy Kanady, Wielkiej Brytanii i Holandii, oraz prezydent Francji. Nie byłoby w sumie w tym nic zdrożnego, bo każdy ma prawo do relaksu. Szkoda tylko, że tematem żartów całej piątki był amerykański prezydent Donald Trump, a film nagrano w Londynie, podczas dwudniowego szczytu NATO.
70 lat temu powstał sojusz północnoatlantycki. Miał być gwarantem bezpieczeństwa wobec rosnącej potęgi Związku Radzieckiego i przeciwwagą dla siły militarnej reszty globu. Na długo przed powstaniem Unii Europejskiej świat zrozumiał, że moc Zachodu drzemie w jego jedności - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ta formuła nie sprawdziła się w 1939 roku - odczuliśmy to boleśnie. Trzeba więc było ją stworzyć na nowo, w zgodzie z nowymi realiami. Tak powstało NATO.
Głównym żartownisiem na filmie był Justin Trudeau - przystojny liberał, premier Kanady. Zaledwie kilka godzin wcześniej wziął udział w konferencji prasowej z Donaldem Trumpem. Amerykański przywódca publicznie przytarł mu nosa, zadając kłopotliwe pytania na temat wkładu Kanady do budżetu NATO. Zabrzmiało to trochę, jakby profesor upominał ucznia, że ma do odrobienia zadanie domowe. Trump lubi konferencje prasowe. Lubi też dominować nad partnerami. Tę lekcję przeciągnął do pięćdziesięciu pokazowych minut.
Właśnie ta słabość Donalda Trumpa była tematem żartów piątki z Pałacu Buckingham. Byli przekonani, że nikt ich nie słucha. Tymczasem film z całego zdarzania, z wyczyszczonym cyfrowo dźwiękiem, opublikował jeden z rosyjskich portali, a za nim media na całym bożym świecie. Można tylko przypuszczać jaka była radość Kremla, gdy Donald Trump dowiedział się o tym filmie. Klin wbity w serce sojuszu w przeddzień rozmów w Watford mógł tylko ucieszyć Władimira Putina.
Zakończony wczoraj szczyt NATO nie przyniósł wiekopomnych ustaleń. Miał celebrować okrągłą rocznicę powstanie sojuszu i być okazją do wymiany opinii. A było się czym wymieniać. Od dawna tak wiele pęknięć nie pojawiło się na powierzchni północnoatlantyckiej szpicy. Wiedzieli o tym przywódcy 29 państw, którzy nazajutrz po przyjęciu w Pałacu Buckingham, zjechali do luksusowego hotelu niedaleko Londynu.
Główną kością niezgody są kwestie budżetowe. Stany Zjednoczone ponoszą 1/3 wszystkich wydatków, a niektóre kraje, jak wspomniana wcześniej Kanada, korzystają z parasola NATO nie płacąc proporcjonalnie za tę opiekę. Pieniądze to jedno. Innym poważnym problem są kwestie strategiczne. Stany Zjednoczone wycofały niedawno swoje wojska z Syrii, nie konsultując tego z partnerami. W efekcie Turcja zaczęła krwawo rozprawiać się z Kurdami, którzy do niedawna byli sojusznikami Zachodu w wojnie z tzw. Państwem Islamskim.
"Mamy różne definicje terroryzmu" - powiedział podczas konferencji prasowej z Trumpem, prezydent Francji, Emmanuel Macron. Ten sam, który kilka tygodni wcześniej uznał, że NATO jest w stanie śmierci klinicznej. To coś więcej niż sprzeczki na temat funtów, euro czy dolarów. To głęboka rysa na powierzchni sojuszu. W dodatku Turcja, niezadowolona z krytyki jej działań na Bliskim Wschodzie, sprzeciwiła się planom obrony krajów nadbałtyckich i Polski. Obrażona na Trumpa, zakupiła system obrony przeciwrakietowej od Rosji - głównego adwersarza NATO.
Komunikat wydany po zakończeniu rozmów był oszczędny. Sojusz skupi się na bezpieczeństwie w cyberprzestrzeni, infrastrukturze energetycznej i zagrożeniach hybrydowych. Rosji nadal będzie groził swym arsenałem, ale otwarty będzie na dialog. Weźmie też po raz pierwszy pod uwagę Chiny - wyzwania jakie stawiają i potencjalne korzyści ze współpracy. No i jeszcze coś ważnego szczególnie dla nas. Szczyt NATO zaktualizował plany wobec systemu obrony we wschodniej Europie, a Turcja łaskawie zgodziła się w tym nie przeszkadzać.
I właśnie wtedy prezydent Trump dowiedział się o filmie z Pałacu Buckingham i czterech rechoczących na nim jegomościach w towarzystwie brytyjskiej arystokratki. Odwołał pożegnalne spotkanie z dziennikarzami i zniknął wcześniej ze szczytu. Nazwał przy okazji premiera Kanady dwulicowym.
Można mieć zastrzeżenia do stylu amerykańskiego prezydenta. Mogą razić jego decyzje i dyplomacja uprawiana na Twitterze. Może kłuć w uszy monosylabiczny sposób wysławiania i wyszukana fryzura. Ale Donald Trump jest demokratycznie wybranym prezydentem najpotężniejszego kraju świata - Stanów Zjednoczonych, głównego filaru sojuszu.
Jubileuszowe szczyt NATO odbyło się w Wielkiej Brytanii. Jego gospodarzem był premier Boris Johnson - jeden z żartownisiów - a gospodynią, jej miłościwie panująca królowa Elżbieta II. Ona wcale się nie śmieje. Tak sztubackie żarty na szczycie są jednocześnie innym szczytem - braku taktu i dyplomacji.