Czy Wielkiej Brytanii grożą przedterminowe wybory parlamentarne? Wczoraj premier Boris Johnson przestał być liderem rządzącej partii Konserwatystów. Pozostanie premierem do chwili znalezienia jego następcy. Wygląda jednak na to, że polityczne sprzątanie w Londynie jeszcze się nie skończyło.
Opozycja nie chce, żeby Boris Johnson pozostał na Downing Street ani sekundy dłużej. Grozi, że jeśli nie zniknie ze sceny politycznej
natychmiast zwoła w przyszłym tygodniu głosowanie nad wotum nieufności wobec rządu.
W oczach politycznych rywali i części posłów partii Konserwatystów, premier jest skompromitowany. Nazywają go kłamcą i krętaczem. W najlepszym przypadku mówią o nim, że jest wielce niepoważnym człowiekiem. Skoro odchodzi, powinien odejść od razu. Jeśli większość posłów w Izbie Gmin wyraziłaby wotum nieufności wobec rządu, wówczas zwołane musiałyby zostać przedterminowe wybory parlamentarne.
Przy kryzysie, w jakim pogrążyło Konserwatystów zachowane Johnsona, wynik głosowania mógłby być dla nich niekorzystny. W tym leży bolesny paradoks, który może Johnsonowi spędzać sen z powiek. Niecałe trzy lata temu wygrał dla Konserwatystów wybory, a teraz z jego powodu mogliby je przegrać. Trudno o większą amplitudę politycznego wpływu.
Boris Johnson zapewnia, że pełniąc funkcję tymczasowego premiera, nie będzie wtrącał się do dużej polityki. Będzie jedynie czuwać na nad tym, by rząd działał sprawnie. W czasie, gdy rozgrywać będzie się konkurs, który wyłoni nowego premiera, będzie to stan politycznej nieważkości, choć niektórzy komentatorzy wolą nazywać to paraliżem.
Do października rząd nie będzie mógł realizować zdanych nowych projektów legislacyjnych. Na szczęście sprawnie dziejąca służba publiczna, która jest dumą Brytyjczyków, zapewni sprawne funkcjonowanie kraju. To jak orkiestra bez dyrygenta - jeśli jest dobra i tak zagra.
Istnieje jednak pewien problem. Boris Johnson nie słynie z prawdomówności. Między innymi dlatego przestał być liderem Konserwatystów i niebawem przestanie być premierem. Jeśli dotąd mijał się z prawdą, jaka jest pewność, że pozostając przez kolejne dwa, trzy miesiące na czele rządu, nie będzie mieszał się do polityki. Opozycja widzi w nim konia trojańskiego, a nie strażnika sprawnie działającego rządu.
Jest kilka osób, które brane są pod uwagę. Najbardziej wiarygodnym kandydatem wydaje się być minister obrony Ben Wallace. Od początku wojny w Ukrainie znakomicie spisuje się w tej roli. To były żołnierz i człowiek obdarzony moralnym kręgosłupem, co nie jest bez naczynia dla bezpieczeństwa kraju. Do końca pozostał w rządzie Johnsona i nie podał się do dymisji. Ale decyzja ta była podyktowana bardziej troską o Ukraińców niż lojalnością wobec szefa.
Równe szanse na stanowisko premiera ma były minister finansów: Rushi Sunak. Doskonale zdał egzamin podczas pandemii i spektakularnie podał się do dymisji w proteście przeciwko Johnsonowi.
Kandydatów będzie jednak znacznie więcej. Ich krąg zostanie zawężony drogą głosowania wśród posłów rządzącej partii do dwóch osób. Następnie osoby te poprowadzą swoje kampanie wyborcze. Ostatecznego wyboru dokonają wszyscy członkowie partii Torysów. Nowy premier powinien objąć stanowisko przed październikowym kongresem partii.
Johnson to postać z szekspirowskiego dramatu, który nigdy nie powstał. Pisze go na naszych oczach polityczna rzeczywistość - inteligentny, bystry i obdarzony niezwykłym poczuciem humoru a do tego charyzmatyczny mówca. Miał wszystkie atrybuty, które mogą stworzyć wybitnego przywódcę. Ale cały ten potencjał zmarnował, bo zabrakło mu podstawowej uczciwości i szacunku wobec urzędu, który sprawował.
Wczoraj o stanowisku szefa rządu mówił, że to "najlepsza praca na świecie", ale nie wyraził ani cienia skruchy za popełnione na Downing Street przewinienia. Mijał się z prawdą, przyznawał się do kłamstwa i przepraszał wiele razy. Przejdzie do historii jako polityk, który osiągnął wiele. Wdrożył brexit i pandemiczny program szczepień, okazał olbrzymie wsparcie Ukrainie. Ale zgubiła go nonszalancja i niedojrzałe podejście do misji, jaką obdarzyli do Brytyjczycy w wyborach wygranych w spektakularny sposób przez Konserwatystów.
Boris Johnson to były dziennikarz. Można sobie wyobrazić, że już teraz pisze pamiętniki. Premierem już nie zostanie, ale nie pozostanie nikim.