Trudno patrzeć w oczy ludziom, którzy nie potrafią już płakać – raz po raz pojawiają się na ekranie telewizora. Człowiek odczuwa wstyd, jakby nieproszony zaglądał do czyjeś trumny. Jakby wtykał nos w nie swoją duszę.
Takie oczy błagają o pomoc i dziękują. Oskarżają, gdy jest jej za mało. Nie mogą już więcej płakać, więc są już tylko otwarte.
Ile razy widzieliśmy takie oczy w niedalekiej historii? Na Bałkanach, w Rwandzie, w Iraku i Afganistanie, także całkiem niedawno w Syrii. Wszystkie patrzą tak samo.
Jestem głęboko poruszony skalą pomocy, jaka niesiona jest ukraińskim uchodźcom w Polsce. Oglądając relacje z granicy, poczułem w czaszce własne oczy - tablice: Warszawa, Katowice, Szczecin, Kraków. Za każdą kryje się dach nad głową i talerz ciepłej zupy.
Pospolite ruszenie sumienia, nawet jeśli bliższa ciału koszula niż burka. Obserwuję też polityczne decyzje. W obliczu wojny zaczynają unieważniać absurdalne ustawy. Dopiero egzystencjalny znak zapytania potrafił nam wyostrzyć optykę. I tak sobie, naiwny, myślę - lepiej później niż wcale - nie hodujmy już więcej bielma na oczach.