Żal mi papieża Franciszka. Ten najbardziej liberalny w historii przywódca Kościoła katolickiego odwiedził Irlandię. Ma klucz do Stolicy Piotrowej, ale nie jest saperem. Rozbrajanie pola minowego, jakie pozostawił na Zielonej Wyspie skandal pedofilski z udziałem księży, zajmie mu więcej niż dwie doby spotkań z wiernymi. Modlitwy w intencji ofiar przestępców w koloratkach nie wystarczą. Muszą zmienić się w czyny. W przeciwnym razie Kościół w Irlandii trafi na bocznicę historii.
Dokładnie o to poprosił papieża na zamku w Dublinie premier Irlandii, Leo Varadkar - o czyny, nie słowa. To było znakomicie napisane przemówienie. Premier przywitał papieża, wyliczył zasługi Kościoła w rozwoju swego kraju i wytoczył największą z możliwych armat. Nigdy wcześniej przywódca państwa, podejmując u siebie zwierzchnika Watykanu, nie zażądał wprost sprawiedliwości dla ofiar księży pedofilów. Franciszek mógł być zaskoczony bezpośrednim tonem premiera. Mógł też odstąpić od wcześniej napisanego przez siebie przemówienia, ale tego nie zrobił. Jego reakcja na słowa Leo Varadkara była stłumiona. To nadało ton papieskiej wizycie.
Papież Franciszek przybył do innej Irlandii od tej sprzed prawie 40 lat, gdy odwiedził ją Jan Paweł II. W międzyczasie na Wyspie zalegalizowano antykoncepcję i rozwody. Doprowadzono do legalizacji związków homoseksualnych i drogą referendum zliberalizowano prawo aborcyjne. Ponad wszystko, zmieniła się mentalność Irlandczyków. Czują się dziś bardzie narodem niż wspólnotą wiernych. Przestali być pokorną trzodą. Dały temu dowód liczne protesty, podczas których wieszano na bramach kościołów dziecięce buciki. Fakt, że premier Irlandii, jest pierwszym w historii tego kraju otwartym gejem, nie miał tu żadnego znaczenia. Na zamku w Dublinie przemówił w imieniu tysięcy bezimiennych ofiar.
Skandale z udziałem duchownych w Irlandii nie ograniczały się wyłącznie do przypadków pedofilii. To zjawisko bardziej obszerne. Dotyczyły także sióstr zakonnych opiekujących się młodymi matkami i hierarchów patrzących na ich przewinienia przez palce. Gdy w 2011 roku specjalne dochodzenie ustaliło zakres i powagę popełnionych przestępstw, państwo nie mogło tego zignorować. W parlamencie wystąpił ówczesny premier Enda Kenny. W kolebce demokracji najbardziej katolickiego kraju w Europie padły mocne słowa pod adresem Kościoła: "Umniejszano gwałtom na dzieciach i ich udrękom. W jednym tylko celu, by zachować pozycję i reputację tej instytucji" - powiedział. Przemawiając do posłów, premier zaznaczył również, że Stolica Apostolska starała się wpłynąć na dochodzenie w tej sprawie. Ingerowała w jego przebieg. Enda Kenny pamiętnie zażądał od Watykanu reakcji na opublikowany raport. Nigdy jej nie otrzymał, przynajmniej nie w oczekiwanej formie.
Irlandia cierpiała przez dziesięciolecia. Cierpiały nie tylko dzieci, także matki. Panny, które zachodziły w ciąże, trafiały do schronisk sióstr Magdalenek. Tam zmuszane były do niewolniczej pracy w pralniach. Były bite i poniżane. Ale to nie było wcale najgorsze. Wielu z nich odebrano dzieci, poddając je przymusowej adopcji, rzekomo dla dobra ogółu. Zrozpaczonym matkom, które usiłowały odszukać potomstwo wmawiano, że takie próby były grzechem śmiertelnym. Kościół grał na ich uczuciach do samego końca. Podtrzymywał poczucie winy. Usuwał też niewygodne dowody. Dzieci, które umierały w przytułkach prowadzonych przez zakonnice, grzebane były w nieczynnych szambach. Bez poszanowania dla ich duszy i ciała. Bez katolickiego pochówku i należnej godności. Szczątki ośmiuset niemowląt znaleziono na terenie schroniska dla samotnych matek w Tuam. Z innego ośrodka, ponad czterysta dzieci zostało wysłanych do Stanów Zjednoczonych bez zgody matek. To tylko dwa czubki jednej lodowej góry.
Podczas wizyty w Irlandii papież Franciszek wielokrotnie wyrażał skuchę i prosił o wybaczenie. Podczas prywatnej audiencji spotkał się także z ofiarami pedofilów w sutannach. Szczegółów tego spotkania nie ujawniono w mediach. Były bardzo osobiste. Można tylko przypuszczać, że papież uważnie ich wysłuchał - nie brak mu przecież empatii. Franciszek odwiedził Dublin i miejsce objawienia maryjnego w Knock, na północy wyspy. Wziął także udział w Światowym Spotkaniu Rodzin. Te oficjalne uroczystości były bardzo radosne. Wielu Irlandczyków ceni Franciszka jako człowieka. Jego liberalne i postępowe podejście do świata i wiary.
Na ulicach jednak nie witały go tłumy. Papamobile z szacownym gościem miejscami przejeżdżał wzdłuż pustych ogrodzeń, które miały chronić go przed nadmiernym entuzjazmem Irlandczyków. W Parku Pheonix w Dublinie w uroczystej mszy z jego udziałem wzięło udział ok 130 tys. ludzi. Trzydzieści dziewięć lat temu na spotkanie z Janem Pawłem II przybyło w to samo miejsce 1,2 miliona. Nie kreślę różnicy między dwoma namiestnikami Watykanu. Liczby mówią same za siebie, ale bardziej o stanie irlandzkiego Kościoła niż osobowościach jakże innych papieży. Jedynym innym wytłumaczeniem malejącego zainteresowania wiarą, mógł być padający tego dnia rzęsisty deszcz.
Wizyta Franciszka na Zielonej Wyspie miała dać początek nowej relacji Irlandczyków z Kościołem. Miała też odświeżyć kontakt państwa ze stolicą apostolską, który od publikacji szczegółów wspomnianego wyżej raportu, pozostaje co najmniej ambiwalentny.
Irlandia to wciąż kraj katolicki. Do wiary przyznaje się prawie 80 proc. jego mieszkańców. Nie jest to jednak ta sama pokorna kraina, która w ciszy znosiła zbrodnie. Ich sprawcami byli pasterze, którzy mieli opiekować się trzodą. Ponieważ zdradzili zaufanie, zarówno naród jak i politycy oczekują od Watykanu konkretnych działań. Nie da się ich prościej określić. Winni pedofilii i maltretowania kobiet - jeśli żyją - powinni zostać zidentyfikowani i przekazani wymiarowi sprawiedliwości. Podobnie jak ci, którzy ich kryli. Powinni być osądzeni i skazani na stosowną karę, jak zwykli obywatele, którzy dopuszczają się strasznych czynów. Żadne wewnętrzne zabiegi Kościoła nie złagodzą traumy, jaką Irlandia przeżywała przez lata. Nic innego nie zabliźni ran, które wciąż są otwarte i krwawią.