Nagle mam geografię Ukrainy w jednym palcu. A nie miałem. Wojna jest takim nauczycielem.
Chersoń, Mariupol, Czernihów - miasta widma, do których nigdy już nie pojadę. Spóźniłem się. Wyprzedził mnie na wirażu historii szalony Putin. Ale czym jest taka porażka w porównaniu z traumą Ukraińców? Nic nieznaczącą refleksją zachodniego zjadacza chleba.
Imponuje nam ich odwaga, ale powoli przyzwyczajamy się do rakiet spadających na osiedla mieszkaniowe Charkowa. Śmierć oglądana w serwisach społecznościowych też spowszedniała. I tylko czasami anonimowa twarz przemawiająca z komórki porusza człowieka do głębi.
Jakaś dziennikarka, jak szlachetna Persefona, w podziemnym garażu odmawia Rosjanom prawa do jej przyjaźni. A przecież miała w Rosji wielu przyjaciół. Jakiś ukraiński żołnierz, który jeszcze wczoraj studiował prawo, dziś z kałasznikowem siedzi w okopach. Ale ma komórkę. Komórka to jego jedyne połączenie ze światem. Jest ważna jak broń, a póki zacznie się walka, ważniejsza. Przemawia więc do świata, kto wie, czy nie po raz ostatni w życiu.
Tymczasem dojeżdża kolejny pociąg do Lwowa. Potem ruszy dalej na zachód. Dla tysięcy Ukraińców to ostatnia podróż po kraju, którego geografii właśnie się nauczyłem. Wyjadą, będą tęsknić, wielu będzie chciało wrócić. Pytanie, czy będą mieli do czego wracać?
Wewnętrzny krąg Władimira Putina. Kto podpowiada rosyjskiemu prezydentowi?