54 proc. Brytyjczyków za pozostaniem w Unii Europejskiej, 46 proc. za jej opuszczeniem – to najnowszy sondaż w sprawie Brexitu. Opublikowanie warunków wstępnego porozumienia z Brukselą wywołało wstrząs w kręgach parlamentarnych. Wielu posłów uważa, że nie spełnia ono obietnic złożonych przed referendum. Do dymisji z tego powodu podało się pięciu ministrów, w tym odpowiedzialny za negocjacje brexitowe, Dominic Raab. Jego zdaniem tekst porozumienia jest hybrydą oczekiwań, a proponowany status Irlandii Północnej zagraża konstytucyjnym podstawom Zjednoczonego Królestwa. To poważne zarzuty.
Premier Theresa May przyjęła te rezygnacje ze stoickim spokojem. Wie, że może ich być więcej. Jak powiedziała podczas konferencji prasowej na Downing Street, wynegocjowany kompromis jest najlepszym z możliwych układów. Nie da się wychodząc z Unii Europejskiej zachować wszystkie wcześniejsze przywileje, ale to porozumienie - jej zdaniem - spełnia podstawowe obietnice referendum: Wielka Brytania zakończy swobodny przepływ ludności, ocali gospodarkę i uniezależni się od unijnego prawa. Będzie mogła samodzielnie decydować o swoim losie. Problem w tym, że nie jest to analiza precyzyjna.
Warunki rozwodowe musiały szczególnie wziąć pod uwagę Irlandię Północną. Powrót fizycznej granicy między Republiką a Ulsterem jest wykluczony - takie rozwianie niweczyłoby postanowienia Wielkopiątkowego Porozumienia, które w 1998 roku położyło kres bratobójczym walkom katolików z protestantami. Według wynegocjowanego kompromisu całe Zjednoczone Królestwo pozostanie po Brexicie w unii celnej. Oznacza to, że Wielka Brytania i Irlandia Północna będą mogły bez przeszkód i kontroli na granicach kontynuować handel ze Wspólnotą do momentu zawarcia nowych umów z Brukselą. Problem w tym, że jakiekolwiek spory w tym okresie rozstrzygać będzie Europejki Trybunał Sprawiedliwości, a więc ciało, którego brexitowcy nie lubią szczególnie. Dla niech zawsze było symbolem poddania wobec Brukseli.
Jest jeszcze kwestia ram czasowych. Wielka Brytania pozostanie w tym układzie, dopóki nie wynegocjuje nowego porozumienia handlowego z Unią Europejską. Nie wiadomo, kiedy to się stanie. Pozostanie w unii celnej jest zatem bezterminowe, a gdyby Londyn chciał z niej zrezygnować, nie będzie mógł tego zrobi samodzielnie. Potrzebna będzie na to zgoda Brukseli - wszystkich 27 państw członkowskich Unii. W tym aspekcie sprawy, w gruzach kładzie się teza o zerwaniu więzów politycznych z europejską Wspólnotą. W dodatku Irlandia Północna, nawet w przypadku wyjścia Wielkiej Brytanii z tego układu, nadal podlegałaby unijnym prawom, by swobodnie i bez granicy handlować z Republiką. Na to nie zgadzają się probrytyjscy politycy w Ulsterze, widząc w tym wbijanie klina w konstytucyjne podstawy Królestwa. Według nich nie może być żadnych różnic między Ulsterem a resztą Korony.
Północnoirlandzka partia DUP to ultra konserwatyści. Mają dziesięciu deputowanych w Izbie Gmin i to na ich wsparciu opiera się parlamentarna większość premier Theresy May. Jeśli wycofają się z nieformalnej koalicji, jej rząd stanie się de facto mniejszościowy. Jeśli dodać do tego bunt w szeregach Konserwatystów z powodu nieudanego, ich zdaniem, porozumienia z Brukselą, szanse na przeforsowanie jakiejkolwiek rządowej ustawy w parlamencie stają się dla obecnej administracji zerowe. W grudniu głosowaniem ma zakończyć się debata nad wstępnym tekstem porozumienia z Brukselą. Opozycja już ostrzegła, że go odrzuci. Szanse na szybkie sfinalizowanie Brexitu są za to nikłe.
Wyjście Wielki Brytanii z Unii Europejskiej bez porozumienia jest teoretycznie możliwe, ale mało prawdopodobne. Dla obu stron byłoby to katastrofą. Premier Theresę May prawdopodobnie czeka votum nieufności. Jeśli go przeżyje, wyruszy na z góry przegraną batalię w parlamencie. Wówczas na scenie politycznej pozostaną inne opcje wobec Brexitu: mało prawdopodobny powrót do negocjacyjnego stołu, przedterminowe wybory, a nawet drugie referendum. To nie jest ostatnia prosta historii, którą w czerwcu 2016 rozpoczęło referendum. To skomplikowany i stromy slalom.
(j.)