29 brytyjskich posłów z Partii Brexitu zajmie swe miejsca w europarlamencie. Wszyscy najchętniej już dziś wycofaliby Wielką Brytanię z Unii Europejskiej. Do Strasburga pojada z mieszanymi uczuciami - niechcianego obowiązku i eurosceptycznej arogancji.
Na pewno nie będą ułatwiać obrad parlamentu, a jeśli wezmą przykład z ich przywódcy Nigela Farage’a - mogą je aktywnie utrudniać. Lider Partii Brexitu, gdy podczas wcześniejszej kadencji parlamentu pojawiał się w Strasburgu, nigdy nie uczestniczył w pracach komisyjnych. Chętnie natomiast zajmował głos na forum dając pokaz cynicznego poczucia humoru i prowokując innych deputowanych.
Posłowie Partii Brexitu stanowić będą 1/3 wszystkich, których Wielka Brytania oddeleguje do pracy w tej jednej z najważniejszych unijnych instytucji. Ich nastawienie do Wspólnoty jest na Wyspach tematem wielu dyskusji. Jednym najczęściej zadawanych przez dziennikarzy pytań to "czy będąc demokratycznie wybranymi politykami, zamierzają pobierać pensję od instytucji, którą uważają za niedemokratyczną i którą oskarżają o marnowanie pieniędzy". Wielu obserwatorów wyraża współczucie dla innych eurodeputowanych, którzy zasiądą na ławach europarlamentu ze zwolennikami brexitu. Tych wyborów miało w Wielkiej Brytanii nie być. Ale się odbyły i to są między innymi ich konsekwencje.
Wielu brytyjskich eurodeputowanych ma nadzieję, że nie będą musieli rozpoczynać swej kadencji - zostaliby zwolnieni z tego obowiązku, gdyby do kończą czerwca Izbie Gmin udało się osiągnąć kompromis w sprawie brexitu. Jest to jednak mniej niż mało prawdopodobne. Ratyfikacja umowy wynegocjowanej przez premier Theresę May trzykrotnie została odrzucona w niższej izbie parlamentu. Jej czwarta, zmodyfikowana propozycja umarła śmiercią naturalną, gdy premier zapowiedziała rezygnację ze stanowiska. Odejdzie 7 czerwca. Rządzący konserwatyści będą mieli na głowie wybór nowego lidera. Muszą tez zrobić rachunek sumienia w obliczu fatalnych wyników jakie osiągnęli w eurowyborach - uplasowali się na piątym miejscu, za Partią Zielonych. Do Strasburga wyślą zaledwie czterech deputowanych.
Brexit jest obecnie najważniejszym zagadnieniem brytyjskiej polityki. Stanowi "być albo nie być" dla partii politycznych, które będą musiały zradykalizować w tym względzie swe strategie. Tylko partie głoszące precyzyjną wizję - Partia Brexitu i opowiadający się za pozostaniem w Unii Liberalni Demokraci - odegrały w tych wyborach znaczącą rolę. Biorąc pod uwagę łączną, procentową statystykę, 35 proc. wyborców opowiada się obecnie za bezumownym brexitem i tyleż samo za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskich. Wyjcie kompromisowe nie są już brane pod uwagę. To na tej linii rozstrzygane będą na Wyspach spory wokół brexitu.
Konserwatyści pod przywództwem nowego premiera z pewnością dążyć będą do realizacji jego twardej wersji - wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii bez porozumienia. Izba Gmin na to nie pozwoli. Impasu nie rozwiążą jednak parlamentarne wybory, na które ochotę miałaby opozycja. Ale i ona - Partia Pracy pod przywództwem Jeremy'ego Corbyna - zmienia swe stanowisko. Laburzyści także ponieśli klęskę w eurowyborach. Zostali ukarani za brak zdecydowania i konkretnej wizji. Najbardziej prawdopodobnym sposobem rozstrzygnięcia brexitu wydaje się być obecnie drugie referendum. To przepowiada kryształowa kula.