Łapię się na tym, że oglądam filmy na ukraińskich portalach po kilka razy. W nadziei, że dwa lub trzy pokazują to samo miejsce, te same zniszczenia. Ale wszystkie są inne. Człowiek chce za wszelką cenę zawęzić skalę potworności, bo trudno w nie uwierzyć. Ale to niemożliwe. Putin nie pożera tylko dużych miast. Małe miejscowości w Ukrainie przypominają apokaliptyczny krajobraz z kraterami po bombach wypełnionymi deszczem.
Hitler już raz spalił tę ziemię, Stalin ją zagłodził, a teraz rosyjski prezydent realizuje na niej swą obłąkaną wizję. Kiedy robił to w Aleppo, wszystko wydawało się odległe. Bombardowania syryjskich miast wyglądały na ekranie telewizora jak transmisja z ciemnej strony księżyca. Ale Księżyc jest daleko, a Ukraina blisko. Język ma podobny do naszego, a Internet jeszcze bardziej i bezlitośnie nas zbliża. Rozumiemy krzyk narodu. Wzmaga się na ekranach komórek i na granicach.
Ulice eleganckich sklepów zmieniają się gruzy. Osmolone okna apartamentowców straszą jak oczodoły w odartych ze skóry czaszkach. A pośrodku tego wszelkiego ludzie. Żywi i martwi, odważni i przerażeni, wojskowi i cywile. Krwawi na naszych oczach Ukraina, ale jeszcze nie zginęła, póki Ukraińcy żyją!