​Kula wystrzelona z karabinu szybuje w powietrzu. Dopóki nie napotka przeszkody, będzie lecieć, aż spadnie na ziemię - to zjawisko balistyczne. Wycelowana w tarczę - wygrywa lub przegrywa. Gdy napotka na swojej drodze żywą istotę - zrani ją albo zabije. Karabin jest dziełem sztuki. Strzelec stał się performerem. Kawałek ołowiu wypycha z lufy mini eksplozja, ale to, co staje się później, zależy już tylko od człowieka. On decyduje o przeznaczeniu maszyny - na tym polega czwarta zasada dynamiki. Takich dzieł sztuki stworzyliśmy więcej.

Tworzą osobliwą galerię. Wyrzutnie przeciwpancerne to w istocie małe arcydzieła. Wystarczy utrzymać czołg w celowniku przed trzy sekundy, a pocisk odszuka go w środku nocy. Podobnie działa przenośna broń przeciwlotnicza. Na przykład Starstreak wypluwa z siebie trzy pociski naraz. Jeden namierza laserem samolot i wskazuje drogę drugiemu. Za nim leci trzeci, by dokończyć zniszczenia. Na ekranie, w podczerwieni widzimy jedynie czarny dym. Wygląda jak atramentowy gniew ośmiornicy. Tak w tysiącu stopni Celsjusza topi się metal.

Dożyliśmy czasów, w których zabijanie stało się sztuką. Towarzyszy jej chaos i precyzja. Raz uwolniona rakieta przeważnie dociera do celu. Może ją zatrzymać tylko inna rakieta, taka odrobinę sprytniejsza. Rosjanie strzelają z biodra. Świadomie niszczą szkoły i szpitale, nie bacząc na liczbę ofiar. W tej wojnie nie ma symetrii - to oni są agresorem. Zabijają niewinnych cywilów, tymczasem Ukraińcy walczą z wrogiem. Nie mają innego wyjścia. Jeszcze miesiąc temu uczyli w szkołach, prowadzili puby czy restauracje, dziś marzną w okopach na obrzeżach Kijowa.

Stolica Ukrainy przypomina twierdzę. Cisza przed burzą to mało powiedziane - Kijów znalazł się w oku cyklonu. Gdzieś w jego trzewiach kryją się ludzie i nadal funkcjonuje państwo. Codziennie w mediach społecznościowych pojawia się prezydent, przemawiając do Ukraińców tym samym, zdeterminowanym głosem. Broni go nowoczesna broń, ale także proce z metalowych kątowników, z których obrońcy miasta strzelać będą koktajlami Mołotowa. Na zdrowie! Średniowiecze powróciło nie tylko w mentalności najeźdźców ze Wschodu.

Nagrania z oblężonych miast przypomną obrazy Hieronima Boscha. Gęsie pióro ostrzy Dante Alighieri, odkrywając piekło na nowo - cienie ludzi i zwierząt poszukujących wody, dzieci trzęsące się z zimna, kikuty spalonych bloków wznoszące lament do nieba. W XXI wieku ewolucja cofa się w kierunku jaskini. Ukraińcy zmuszeni są bronić w niej ognia przed oddechem potwora. Gotowi są z nim walczyć nawet na dzidy. Kiedy ten dramat rozgrywał się w Syrii, przymykaliśmy oczy. Ale rakiety spadające w pobliżu Lwowa otwierają szerzej źrenice.

Gdzie leży granica? Została już dawno przekroczona aneksją Krymu i oderwaniem Donbasu od Ukrainy. Potem przyszła inwazja Putina, z całym jej koszmarem na kółkach i gąsienicach. Zachód czeka na kolejny niepoczytalny akt agresora, obiecując, że tym razem odpowie zdecydowanie. Ale na co? Na atak bronią chemiczną, czy na rozszczepienie atomu? Tymczasem na naszych oczach ginie olbrzymi kraj. Pokolenie młodych Ukraińców traci życie w imieniu cywilizowanego świata. Płynie rzeka uciekinierów i znikąd barana wypchanego siarką.

Zobacz również: