Pierwsza strona dziennika „The Sun”, a na niej zdjęcie miłościwie panującej Elżbiety II i napis „Królowa za Brexitem”. Bulwarówka jest najbardziej poczytną gazetą w Wielkiej Brytanii. Ukazuje się codziennie w nakładzie prawie 3 milionów egzemplarzy. W przeszłości podobne okładki przyczyniały się do wybranych lub przegranych wyborów. Jakie znaczenie dla Wielkiej Brytanii może mieć dzisiejsza okładka bulwarowego Słoneczka?
Wszystko zależy od tego, czy niewybredny z reguły czytelnik obejrzy tylko okładkę, czy też wczyta się umieszczony w gazecie tekst. Komentarze innych mediów powinny rozwiać wątpliwości. Dzisiejszemu wydaniu "The Sun" nie towarzyszy bowiem komunikat koronowanej głowy. Przygotowując go do druku redakcja oparła się na informacjach z dwóch anonimowych źródeł i rozmowie, która rzekomo miała miejsce w 2011 roku. Wówczas to królowa podczas lunchu z wicepremierem Nickiem Cleggiem miała powiedzieć, że "nie rozumie Europy", a jego proeuropejskie stanowisko oceniła jako "niewłaściwą drogę". Warto przypomnieć, że 5 lat temu nikt jeszcze nie słyszał na Wyspach o zaplanowanym na 23 czerwca 2016 roku referendum w sprawie dalszego członkostwa w Unii Europejskiej. Gorącą informacją dla "The Sun" jest komentarz, który pięć lat temu padł między pierwszym, a drugim daniem na zamku w Windsorze. Albo też nie padł w ogóle.
Rzecznik Pałacu Buckingham natychmiast zdementował wiadomość, jakoby królowa wygłaszała publicznie opinie na temat Europy. "Jest politycznie neutralna" - to sztampowe sformułowanie powtarzają dziś wszystkie brytyjskie media. Oznacza to, że oficjalnie Elżbieta II nie ma zdania na ten temat, choć nie wykluczone, że prywatnie myśli swoje. Uczestnik rzekomej rozmowy z 2011 roku, Nick Legg, oświadczył że nie pamięta tego zdarzenia. "The Sun" natomiast upiera się, że podczas lunchu zjedzonego w towarzystwie koronowanej głowy padły słowa pełne " zjadliwych emocji". Miała je wypowiedzieć na temat Europy brytyjska królowa. Przeciwnikom dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii we Wspólnocie zapewne ten fragment spodobał się najbardziej.
"The Sun" jest poczytną bulwarówką, która przyciąga czytelników chwytliwymi tytułami. Używa w nich często gry słów, której powstydziłby się trzeźwo myślący pięciolatek. Gazeta goni za sensacjami, epatuje prymitywną wizją świata, który dla niej kończy się na kanale La Manche. Między wierszami ukrywa seksizm, rasizm i homofobię. Niemniej, z uwagi na swój nakład i rzeszę czytelników, jest ona potężnym narzędziem rzeźbiącym świadomość wyborcy. Udowodniła to wspierając przed wieloma laty partię Margaret Thatcher, czy później Tony’ego Blaira. W obu przypadkach okładki obwieszające poparcie dla konkretnej partii politycznej przyczyniły się do zmiany politycznej historii Wielkiej Brytanii. Nie wolno jej zatem bagatelizować.
Dzisiejszą okładkę "The Sun" można interpretować dwojako. Z dziennikarskiego punku widzenia to wyssana z anonimowego palca historia, zdementowana przez obie strony rzekomej rozmowy, która najprawdopodobniej nie miała miejsca. A nawet jeśli miała, to czas, w którym została przeprowadzona i kontekst, z którego została wyrwana, nie legitymizuje w żadnym stopniu dzisiejszego wydania. Jednocześnie niewykluczone, że istotą tej niebezpiecznej prowokacji jest fakt, iż Wielka Brytania wybiegła właśnie na ostatnią prostą przed czerwcowym referendum. Choć bieg ten powinien być czysty, aż do przerwanej wypiętą piersią szarfy, okładka "The Sun" oznacza, że na olimpijskim stadionie zmagań o europejską przyszłość rozpoczęła się wolna amerykanka. Do 23 czerwca wszystkie chwyty będą dozwolone.