Największy kryzys od 50 lat! BBC oskarżana o tolerowanie pedofilii wśród pracowników i cenzurowanie programów, które miały obnażyć ten proceder. W epicentrum skandalu znalazł się Sir Jimmy Savile, wyróżniony tytułem szlacheckim były DJ tej stacji. Niegdyś ulubieniec publiczności, dziś cierń w koronie brytyjskiej korporacji.
Od śmierci Sir Jimmy’ego Savile'a minął dokładnie rok. On sam nie odpowie już na zarzuty. Nie spotka się tez oko w oko z kobietami, które po latach zdobyły się na odwagę, by opowiedzieć o swych przeżyciach. Nawet w okresie swej największej popularności, Savile nie pojawiał się tak często na ekranach telewizorów i pierwszych stronach gazet jak dziś. Ten spektakularny powrót nie jest jednak powodem do dumy. Cierpi rodzina Savile’a, która już pozbyła się jego nagrobku z szacunku dla molestowanych dzieci. Tymczasem BBC rozpoczęła wielki rachunek sumienia i prowadzi wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie. Swoje też robi policja i politycy. Jutro przed komisją parlamentarną stanie dyrektor naczelny korporacji, George Entwistle.
Wyemitowany przed kilkoma tygodniami na antenie konkurencyjnej telewizji ITV program o Jimmym Savile'u spowodował na Wyspach trzęsienie ziemi. Zatrzęsło się sumienie, to narodowe i to, które stoi na straży BBC. Z filmu wynikało, ze Savile molestował dzieci, z którymi stykał się podczas realizacji programów. Miał to czynić poza pracą, zapraszając młode dziewczęta na przejażdżki swym samochodem, ale także w pracy, gdzie w garderobach korporacji rzekomo oferował dzieciom słodycze i bilety na koncerty w zamian za seksualne usługi. Według padających w programie zarzutów Savile był drapieżnym, bezlitosnym przestępcą. Późniejsze rewelacje sugerowały nawet, że molestował nieletnich w szpitalach, gdzie regularnie prowadził działalność charytatywną.
Savile nie był w BBC samotnym jeźdźcem. Otoczony był producentami i innymi dziennikarzami. Zasady pracy określały precyzyjne procedury, które w BBC miały zapewnić dzieciom pełne bezpieczeństwo. Jak się okazuje, wiele osób z otoczenia Savile'a podejrzewało, że "wujek Jimmy", jak go pieszczotliwie nazywano, krył przed światem mroczną tajemnicę. On sam kilkakrotnie miał zdradzić w prywatnych rozmowach, że środowisko pracy z dziećmi jest dla niego "myśliwskim terenem bogatym w zwierzynę". Słowa te nigdy nie dotarły do zwierzchników Savile'a.
Telewizja ITV dotarła do sześciu dorosłych dziś kobiet. Wszystkie utrzymują, że były ofiarami Savile'a. Dwie zrezygnowały nawet z prawa do zachowania anonimowości. Kiedy znana dziennikarka BBC, Esther Rantzen przyznała po emisji programu, że mimo podejrzeń nikt nie ośmielił się powstrzymać "nietykalnego "Jima, temperatura w mediach podniosła się jeszcze bardziej. Nie było ponoć dowodów, istniały jedynie pogłoski. Rantzen jest na Wyspach twarzą organizacji charytatywnej, która sprawuje opiekę nad dziećmi. Jak długo nią pozostanie, nie wiadomo.
Pośrednio film ITV odgrzał inną kompromitującą dla BBC sprawę, którą kilka miesięcy temu zajmowały się media. Zaraz po śmierci Savile'a sztandarowy program programu drugiego BBC, Newsnight, przeprowadził dziennikarskie śledztwo w sprawie DJ-a. Materiał miał zostać wyemitowany, ale w ostatnim momencie zdjęto go z anteny, zasłaniając się kwestiami natury merytorycznej. W rzeczywistości, w tym samym czasie BBC wyemitowało hagiograficzna laurkę upamiętniając karierę Jimmy’ego Savile'a. Po opublikowaniu w tym tygodniu kontrowersyjnych e-maili między redaktorem naczelnym programu a jego zwierzchnikami nie można już mieć większych wątpliwości. Wszystko wskazuje na to, że BBC nie tylko nie reagowała na ekscesy Savile'a za jego życia, ale dokonała także autocenzury, przedkładając ochronę swej reputacji nad obowiązkiem wobec odbiorców. Nie ma jeszcze na to dowodów, ale już posypały się głowy.
BBC ma się czego obawiać. Egzystencja korporacji opiera się na abonamencie, którego "być albo nie być" leży wyłącznie w gestii brytyjskiego rządu. Może liczyć na określony budżet, ale tylko, gdy wypełnia statutowe obowiązki instytucji publicznej i gdy świeci przykładem. W świetle skandalu Savile’a nad jednym i drugim pojawiły się znaki zapytania.