Trzy dni, trzy spotkania. Podsumowujemy międzynarodową ofensywę Bronisława Komorowksiego. Poniedziałek - z Miedwiediewem, wtorek - z prezydentem Niemiec Wulffem i środa - z Obamą.
Pierwsze komentarze po wczorajszej konferencji w Waszyngtonie nie były zbyt łaskawe: czysta kurtuazja i zero konkretów. Potem pojawiły się informacje od współpracowników Komorowskiego o 16 samolotach F-16 i 4 Herculesach.
To tylko częściowo, bo tak naprawdę wizyty na najwyższym szczeblu to zwykle finał jakichś negocjacji z uroczystym podpisaniem dokumentów. Tu dowiedzieliśmy się jedynie, że owe negocjacje trwają i być może wszystko się jeszcze zmieni. Zarówno daty, rodzaj sprzętu i jego ilość.
Jeśli zaś chodzi o zapowiedź walki o zniesienie wiz to miły i sympatyczny gest, tyle tylko, ze w Kongresie zdominowanym przez republikanów mało realny.
Jeżeli chodzi o poprzednie wizyty - spotkanie z prezydentem Niemiec to kurtuazja w najczystszej postaci. Najlepiej świadczy o tym pytanie o Nord Stream podczas konferencji prasowej. Bronisław Komorowski szybko uciął dyskusję twierdząc, ze nie jest to pytanie do jego gościa a do Angeli Merkel.
Więcej konkretnych pytań było oczywiście do prezydenta Rosji przyjmowanego przez Komorowskiego iście po królewsku. Kłopot w tym, że po zapewnieniach o coraz lepszej współpracy, w Strasburgu wciąż w grze jest oficjalne stanowisko Rosji, w którym zbrodnia katyńska nazwana jest przez rosyjski rząd wydarzeniami katyńskimi.