Zarówno mężczyźni, jak i kobiety będą pracować do 67. roku . Po równo i bez ulg. W ustawie o wydłużeniu wieku emerytalnego nie znajdą się postulaty ludowców, którzy chcieli, aby matki mogły odchodzić na emeryturę wcześniej. PSL musi zadowolić się obietnicami, że jakaś rekompensata dla kobiet-matek znajdzie się w przyszłości i zostanie zawarta w innych projektach ustaw.
Czy to zadowoli ludowców? Czy koalicja przetrwa próbę? Odpowiedź wygląda tak:
PSL pomarudzi i jeszcze raz pomarudzi, aby ostatecznie poprzeć jednak twarde rozwiązania. Brutalna prawda zawiera się bowiem w jednym zdaniu, które usłyszałam od współpracownika premiera: "Jesteśmy dogadani, Waldek to rozsądny człowiek, który wie, że koniec koalicji oznaczałby wielką miotłę w agencjach i utratę stanowisk przez setki działaczy".
Prawdziwy koalicyjny test to jednak nie projekt rządowy, bo ten będzie wyglądał tak, jak zechce szef rządu, ale prace nad tym dokumentem w Sejmie. Dopóki ludowcy będą, jak mawia premier, "kwękolić", to niech to robią do woli. Oby tylko, jak można usłyszeć w kancelarii, nie przegłosowali poprawek wywracających ustawę do góry nogami. Na razie mimo buńczucznych haseł w obronie kobiet-matek, nikt nie chce poświęcać koalicji.
Minister pracy z PSL-u przedstawi projekt na początku przyszłego tygodnia. W resorcie trwają ostatnie uzgodnienia. Młody i niedoświadczony politycznie szef resortu pracy nie ma łatwego zadania, musi poruszać się pomiędzy młotem a kowadłem, czyli premierem i wicepremierem walczącym w partii o utrzymanie pozycji lidera. Przed nim prawdziwe pole minowe. Czy aby przetrwać wystarczy mu doktorat z medycyny, pobyt w Stanach Zjednoczonych i młodość, która pozwala zrozumieć najmłodszych bezrobotnych? Nie, nie, to nie są złośliwości. To tylko przypomnienie, w jaki sposób po powołaniu na stanowisko reklamował nowego ministra - Waldemar Pawlak.