Wielkie derby po latach powróciły na Stadion Śląski. Na oczach blisko 40 tysięcy fanów w Chorzowie lepszy był Górnik Zabrze, który wygrał 2:1 (1:0) z Ruchem w walce o ektraklasowe punkty.
Spotkanie odwiecznych rywali z dwóch górnośląskich miast wywołało - jak zawsze - duże zainteresowanie kibiców. Tym bardziej, że w "Kotle Czarownic" mogło ich zasiąść niemal 40 tysięcy. Około dwóch tysięcy biletów dostała zorganizowana grupa sympatyków gości.
Chorzowski beniaminek walczy wiosną o utrzymanie. Do derbów przystąpił zajmując przedostatnie miejsce w tabeli. Zupełnie inne nastroje panowały w ekipie zabrzan, goniącej czołówkę z siódmej lokaty.
Z siedmiu spotkań rozegranych na Śląskim w tym sezonie "Niebiescy" pięć razy zremisowali, przegrali z Legią Warszawa 0:1 i ostatnio pokonali Piasta Gliwice 3:0. "Liczymy, że tu dziś będzie prawdziwy ogień" - przekonywał kibiców stadionowy spiker.
"Niebiescy" z dużą ochotą ruszyli do ataku od początku spotkania. Zepchnęli zabrzan w okolice ich pola karnego i w 5. minucie mogli prowadzić. Bramkarz Górnika wygrał jednak pojedynek sam na sam z Juliuszem Letniowskim i obronił dobitkę Adama Vlkanovy.
Sędzia Szymon Marciniak długo znosił zadymienie spowodowane przez "pirotechnikę" fanów Ruchu, aż w końcu na krótko przerwał grę. Potem niecelnie głową z bliska uderzył Daniel Szczepan.
W 39. minucie chorzowska część kibiców przez chwilę się cieszyła, bo Filip Starzyński trafił do siatki. Analiza wideo wykazała jednak, że w tej akcji faulowany był zawodnik Górnika i gol nie został uznany.
Przed przerwą świetnej okazji w polu karnym gości nie wykorzystał głową Robert Dadok. A zespół trenera Jana Urbana w doliczonym czasie przeprowadził akcję na wagę prowadzenia. Adrian Kapralik swój rajd między rywalami zakończył strzałem obronionym przez Dante Stipicę, a potem jeszcze poprawił, nie dając już szans golkiperowi Ruchu.