Jako początkujący trener dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów z FC Barceloną. Wydawało się, że kolejne takie sukcesy to kwestia czasu, ale Pep Guardiola musiał trochę poczekać na kolejny triumf w Champions League. Wczoraj w końcu się udało! Manchester City wygrał w wielkim finale z Interem Mediolan.
FC Barcelona, "tiki-taka". Pamiętacie? Strach o tym pomyśleć, ale najmłodsi fani futbolu, którzy dziś być może zachwycają się Erlingiem Haalandem, nie pamiętają. Sam Pep Guardiola tego określenia nienawidzi, ale weszło ono do historii futbolu - bez względu na okoliczności.
Barcelona pod okiem Guardioli grała fantastyczną, widowiskową i skuteczną piłkę. "Duma Katalonii" sięgnęła po Puchar Mistrzów w 2009 i 2011 roku. W tamtych finałach Guardiola rywalizował z samym sir Alexem Fergusonem, bo Barcelona dwukrotnie pokonała Manchester United. Trudno o lepszą trenerską rekomendację niż wygranie z taką legendą.
Guardiola dał się więc poznać jako trener wszechstronny, potrafiący świetnie wykorzystywać taktyczne zawiłości futbolu. Eksperci podkreślają jednak, że czasami kombinuje za dużo i sam wpada przez to w tarapaty. Idealny przykład? Finał Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat. Faworyzowany Manchester City przegrał w Porto z Chelsea 0:1. Nie brakowało opinii, że porażka to właśnie wina Guardioli.
Można powiedzieć, że przez lata trener nie realizował wyznaczonych celów. Przecież Ligę Mistrzów miał zdobyć już z Bayernem Monachium. Po to w Bawarii zatrudniono Hiszpana. Miał kontynuować erę Juppa Heynckesa. W końcu w 2013 roku Bayern wygrał Champions League po tym, jak w finale ograł Borussię Dortmund. Kilkadziesiąt dni później odchodzącego niemieckiego szkoleniowca zastąpił Guardiola. Oczekiwania musiały być wielkie. Krajowe sukcesy w Monachium nie robiły wrażenie - były obowiązkiem. Miały być kolejne triumfy w Europie. Nie udało się. Bayern w półfinale zatrzymywały hiszpańskie kluby, co pewnie dla Guardioli było bolesne. To były Real, Barcelona i Atletico.
Bayern miał oczywiście swoje ograniczenia. Także finansowe. Takich problemów nie ma Manchester City a więc klub, w którym Guardiola pracuje już 7 lat! Szmat czasu...
I ponownie sukcesy krajowe miały iść w parze z tymi w Europie. Oczywiście w Premier League trudniej o prymat. Wielkich firm jest więcej. Guardiola musiał zresztą walczyć choćby z fantastycznym Liverpoolem Jurgena Kloppa. "The Reds" wygrali Ligę Mistrzów już kilka lat temu. Hiszpan musiał czekać.
Wystarczy spojrzeć, jak radził sobie w Champiosn League Manchester City za czasów Guardioli, by zrozumieć po raz kolejny, że pieniądze w piłkę nie grają. Na początku przygody Hiszpana z angielskim klubem z rywalizacji wyeliminowało ich AS Monaco. Udawało się to także Tottenhamowi czy Olympique’owi Lyon. Budowa niezawodnej maszyny trwała długo i wydaje się, że to w tym sezonie Manchester City był najmocniejszy od początku ery Guardioli.
Niesamowity duet Erling Haalanda - Kevin De Bruyne. Do tego Bernardo Silva, Iklay Gundogan. To były najważniejsze filary zespołu, który kończy sezon w potrójnej koronie.
Guardiola ma za to swój trzeci triumf w Lidze Mistrzów. Czekał na to długich 12 lat. Zdobył mnóstwo innych sukcesów, ale na ten czekał. Po trzy triumfy w rozgrywkach mają także Bob Paisley (wygrywał z Liverpoolem w latach 1977, 1978 i 1981) oraz Zinedine Zidane (Real Madryt 2016, 2017, 2018). Przed nimi tylko wielki Carlo Ancelotti, który ma na koncie cztery takie sukcesy wywalczone na przestrzeni 19 lat. Guardiola ma więc jeszcze rekordy do dogonienia.