Legia Warszawa jeszcze do niedawna jeden z kandydatów to tytułu mistrza Polski przegrał z ostatnim zespołem ligowej tabeli Zagłębiem 1:2. W Sosnowcu po strzale Chinyamy prowadzenie objęła Legia. W drugiej połowie wyrównał Bałecki a dobił warszawiaków tuż przed końcem meczu Folc.
Ponieważ kibice obu drużyn od lat się lubią i wspierają, piątkowy pojedynek określano "meczem przyjaźni". W dodatku trener gości Jan Urban grał przed laty w Sosnowcu, o czym
pamiętali gospodarze wręczając mu koszulkę Zagłębia z jego nazwiskiem. Na boisku sentymentów nie było.
Legioniści dominowali od początku. Długo jednak nie mogli trafić w bramkę rywali. Dopiero w 35. Piotr Giza głową zmusił do interwencji Adama Bensza. Trzy minuty później goście objęli prowadzenie. Po dośrodkowaniu Edsona z rzutu wolnego, w polu karnym Zagłębia doszło do ogromnego zamieszania. Zwycięsko wyszedł z niego Takesure Chinyama. Z 2. metrów wepchnął piłkę do siatki.
Po przerwie chwilę czekano z rozpoczęciem gry na Rafała Bałeckiego, który zastępował Sebastiana Olszara. Ale - przynajmniej z punktu widzenia gospodarzy - było warto. 9 minut po wejściu na boisko napastnik Zagłębia doprowadził do wyrównania po kontrze.
Mecz się wyrównał, bo gospodarze zobaczyli, że "nie taki diabeł straszny" i podejmowali chętniej próby zagrożenia bramce Legii kolejnym szybkim wyjściem z własnej połowy. Goście byli częściej przy piłce ale nie niepokoili nadmiernie Bensza. Przycisnęli w
końcówce, a gola... zdobyło Zagłębie. Akcja kolejnych dwóch rezerwowych Bartłomieja Chwalibogowskiego i Marcina Folca zakończyła się płaskim i celnym strzałem tego ostatniego.