"Na razie nie czuję stresu, ale tuż przed meczem na pewno troszkę tremy się pojawi" - mówi trener ŁKS-u Kazimierz Moskal. Jutro jego drużyna zagra po raz pierwszy od siedmiu lat w Ekstraklasie. Łodzianie podejmą Lechię Gdańsk. Moskal wierzy, że piłkarze, którzy latem dołączyli do ŁKS-u, sprostają wymaganiom Ekstraklasy, choć zaznacza, że to zawsze niewiadoma. Trener przyznał też, że jest przeciwny przepisowi, który wymusza konieczność gry młodzieżowca w Ekstraklasie. "W najwyższej lidze taki przepis nie powinien się pojawić, ale zadaniem trenera jest odpowiednio się przygotować i my pod tym względem mamy w kim wybierać" -przekonuje Kazimierz Moskal.
Patryk Serwański, RMF FM: Pierwszy mecz ŁKS-u w Ekstraklasie po siedmiu latach. Pan także wraca na najwyższy poziom rozgrywek. W piątek zagracie z Lechią Gdańsk. Jest troszeczkę nerwów, stresu przed tym pojedynkiem?
Kazimierz Moskal, trener ŁKS-u: Nie. W tej chwili nie odczuwam stresu ani wielkiej presji, ale tuż przed meczem zawsze pojawia się troszkę tremy i trochę stresu potrzebnego, i nam trenerom, i piłkarzom. To stres, który motywuje do maksymalnego wysiłku.
Taką presję czy stres może zmniejszać poczucie, że okres przygotowawczy został przepracowany prawidłowo. W przypadku ŁKS-u to, co pan zaplanował, został zrealizowane?
Chciałem podkreślić, że od pierwszego dnia przygotowań, czyli od 10 czerwca, mieliśmy cała kadrę do dyspozycji. To był nasz duży atut. Oczywiście, to co tam planowaliśmy zrobić, to zrobiliśmy, ale trenerzy zawsze chcą zrobić coś jeszcze, coś więcej i tego czasu zawsze jest za mało. Ale patrząc na to jak zespół się prezentuje, możemy być zadowoleni.
Szykując drużynę do nowego sezonu trzeba zmienić coś w przygotowaniach mentalnych w zależności od tego, czy szykujemy się do 1. ligi, czy do Ekstraklasy?
Nastawienie mentalne jest ważne, jeśli chodzi o zespół, który debiutuje w najwyższej lidze. Zespół, który piął się regularnie od 3. ligi do Ekstraklasy. Ważne, by teraz w Ekstraklasie na początku sezonu nie wystraszyć się, bo otoczka wokół najwyższej klasy rozgrywkowej jest zupełnie inna. Wymagania, poziom gry też są inne, większe. Graliśmy jednak z zespołami, które pod tym względem są doświadczone i nie odbiegamy od nich umiejętnościami. Przygotowanie mentalne będzie jednak na pewno odgrywać ważną rolę.
Latem dołączyło do ŁKS-u kilku zawodników. Także piłkarze z zagranicy. Zawsze zastanawiamy się, czy to będą zawodnicy, którzy odcisną piętno na lidze czy popadną w przeciętność. Czy piłkarze tacy jak Pirulo, Ricardo Guimaraes, Dragoljub Srnić zajmowali pierwsze miejsca na pańskiej liście życzeń, czy jednak to gracze z niższych pozycji?
Pamiętajmy, że trzeba mierzyć siły na zamiary. My jesteśmy klubem, który od kilku lat powoli się rozwija. Nas nie stać na piłkarzy, których mogą zakontraktować inne kluby, które już ileś lat grają w Ekstraklasie. Oczywiście szukaliśmy głównie piłkarzy pasujących przede wszystkim do naszej filozofii gry, naszego sposobu gry. Ale szukaliśmy ich w niższych ligach niż robią to czołowe kluby. Niemniej jednak uważam, że piłkarze, którzy przyszli, mają takie umiejętności, że powinni sobie poradzić. Przykładem takim jest Dani Ramirez. Trafił do Polski gdzieś tam z niższej ligi, ale bardzo ładnie się rozwinął. Wątpliwości będą oczywiście w każdym przypadku. Do tego dochodzi choćby aklimatyzacja. Jeden zawodnik w danym klubie funkcjonuje bardzo dobrze, a po transferze wygląda to słabiej.
Co ma wnieść do Ekstraklasy pański ŁKS? Jaki będzie styl tej drużyny, jakiś znak rozpoznawczy?
Na pewno nie odejdziemy od filozofii, którą prezentowaliśmy w 1. lidze. Chcemy grać ofensywnie, chcemy tworzyć widowiska dla kibiców i chcemy, żeby to dawało nam przyjemność. Musimy chcieć zdobywać bramki i stwarzać ładne sytuacje. Myślę, że stać nas na to, by do ligi wnieść świeżość i styl, który zaczęliśmy prezentować w poprzednim sezonie. W wielu meczach to wyglądało bardzo przyjemnie. Nie mówię, że wygrywaliśmy wszystkie mecze bardzo wysoko, ale nawet w meczach przegranych nie było się czego wstydzić jeśli chodzi o grę. Chciałbym, że to wyglądało podobnie także teraz w Ekstraklasie.
Wiosną graliście świetnie, ale myślę, że zdecydowanie więcej mówiło się o Rakowie Częstochowa - ich postawie w Pucharze Polski, o trenerze Papszunie, który mocno zaistniał w kibicowskiej świadomości. Czy teraz na starcie nowego sezonu to, że więcej mówiło się o Rakowie zdejmuje z was presję związaną z powrotem do Ekstraklasy? Wydaje się, że większa presja ciąży na klubie z Częstochowy, ale nie wiem czy to ma dla pana znaczenie. Jednak mam wrażenie, że wy możecie sezon rozpocząć na spokojnie, a terminarz macie przecież naprawdę niełatwy.
Przede wszystkim pierwsze mecze będą dla nas bardzo trudne. A co do tego, że więcej mówi się o Rakowie - mi to zupełnie nie przeszkadza. My preferujemy spokój, ciszę w tym co robimy i to nam przyniosło efekty. Jesienią rzeczywiście Raków potrafił wyrobić sobie dużą przewagę punktową, ale gdybyśmy w ostatnim meczu utrzymali prowadzenie w meczu z Odrą Opole, to wygralibyśmy ligę. Finalnie ta różnica była więc niewielka. Poza tym, z Rakowem zremisowaliśmy w Częstochowie i wygraliśmy u siebie. W bezpośrednich meczach byliśmy zatem lepsi. Ale tak jak mówię: zupełnie mi nie przeszkadza, że jest głośniej o innych drużynach.
Pańska przewaga i przewaga trenera Papszuna to na pewno fakt, że macie obycie z przepisem dotyczącym konieczności gry młodzieżowca. Teraz przepis będzie obowiązywał także w Ekstraklasie. Jesteście do tego przygotowani?
Musimy się zabezpieczyć, bo ten wymóg nadal nam towarzyszy. Ja uważam, że na tym najwyższym poziomie takiego zapisu nie powinno być, ale to nie trenerzy o tym decydują. My musimy być po prostu przygotowani. Mamy Janka Sobocińskiego, który w 1. lidze był podstawowym zawodnikiem. Mamy Piotrka Pyrdoła, mamy Adasia Ratajczyka i mamy Artura Sójkę. Myślę, że ta czwórka powinna nam zapewnić swobodę w wyborze tego młodzieżowca. Pod warunkiem, że nie pojawią się kontuzje czy kartki.
Piątek, Kujawa, Sekulski, wspomniany przez pana Ramirez - to powinni być liderzy zespołu. W pana opinii oni są gotowi pociągnąć grę ŁKS-u? Ramirez kreuje grę i pytanie, czy inni będą gotowi, by go wspierać? Bo Hiszpan zapewne od pierwszego meczu w Ekstraklasie będzie skrupulatnie pilnowany.
Chcemy funkcjonować w taki sposób, żeby ciężar gry był rozłożony na wielu zawodnikach. To że Dani Ramirez był wiodącą postacią, wynika z tego, że ma to coś: ostatnie podanie, swobodę w operowaniu piłką. Naszym atutem jest na pewno wyrównana kadra i to nie tylko Dani brał na siebie ciężar gry w 1. lidze i nie chciałbym mieć w zespole jednego czy dwóch liderów odpowiedzialnych za to, co się dzieje na boisku. Chcę by współodpowiedzialność brała za to cała jedenastka.
Nie spodziewam się nazwisk, ale na podstawie obserwacji ostatnich tygodni widzi pan w gronie mniej znanych piłkarzy ŁKS-u kogoś, kto w Ekstraklasie może "odpalić"?
Tak, oczywiście, mamy w kadrze piłkarzy, na których liczymy, że się rozwiną i pokażą coś w Ekstraklasie. Na to liczymy. A chcemy budować klub w większości na zawodnikach pochodzących z Polski i piłkarzach młodych. Młody zawodnik też musi mieć trochę czasu, by się odnaleźć. Musi często nauczyć się czegoś na błędach. Jednak treningi, mecze - to ma być impuls do rozwoju. Mam nadzieję, że za jakiś czas będzie się o kilku naszych zawodnikach głośniej mówiło.
Wspominał pan, że atutem podczas przygotowań było szybkie zamknięcie kadry na rundę jesienną, ale czy ma pan przeświadczenie, że to jest kadra gwarantująca spokojną walkę o utrzymanie, czy gdyby była szansa, to coś by pan jeszcze zmienił?
Nie wiem, czy to kadra gwarantująca utrzymanie, ale rok temu też nie wiedziałem, czego spodziewać się po sezonie w 1. Lidze: na co nas stać, czy będziemy wygrywać. O awansie nikt nie mówił. Mieliśmy to zrobić później, a udało się od razu w moim pierwszym sezonie. Teraz jestem w podobnej sytuacji, ale wątpliwości dotyczą przed rozpoczęciem sezonu wielu drużyn. To zawsze znak zapytania. Na pewno wszyscy marzą o tym, by ugrać coś fajnego, wysokie miejsce. Ja na tę chwilę jestem zadowolony z tego, jak się prezentujemy, jak funkcjonuje zespół.
W okresie przygotowawczym musiał pan jakoś podsycać rywalizację, czy Ekstraklasa była wystarczającym motywatorem i wątpliwości co do zaangażowania drużyny nie było?
Odkąd trafiłem do Łodzi, jestem zbudowany tym, co piłkarze pokazują na treningach. Myślę, że to też wpływ tego, że w każdym okienku dokonujemy rotacji w szatni. To niezbędne, by zespół się rozwijał. Rywalizacja musi być, a jeśli to się wiąże z tym, że zespół awansuje do wyższej klasy, to musimy szukać piłkarzy, którzy dadzą nam większą jakość. Widzę, że ta rywalizacja jest. Mamy wyrównany zespół i na poszczególnych pozycjach walka o wyjściowy skład jest spora.
Na pierwszy ogień mecz z Lechią Gdańsk. Drużyną, która zdobyła Superpuchar i chce na pewno pokazać, że nieudana końcówka poprzedniego sezonu to był wypadek przy pracy. Zapewne teraz szybko będą chcieli znaleźć się gdzieś w ligowym czubie.
Lechia to na pewno zespół o wiele bardziej doświadczony od nas. Mają zawodników ogranych nie tylko w Ekstraklasie. Teraz zdobyli Superpuchar. W poprzednim sezonie Puchar Polski i długo walczyli o tytuł. To jest drużyna, która jest budowana już od pewnego czasu przez trenera Stokowca. Grają, uważam, solidnie, stabilnie. Wyrównana kadra z wieloma indywidualnościami. My będziemy chcieli przeciwstawić się tym, co mamy najlepsze: nieustępliwością, zaangażowaniem i umiejętnościami indywidualnymi, które mamy.
Zastanawiam się, czego panu życzyć przed sezonem, ale chyba utrzymania pracy - na razie powiedzmy do końca roku. To by oznaczało, że ŁKS ma za sobą przyzwoitą jesień, a pan może szykować drużynę do rundy wiosennej.
W naszym przypadku tak to jest. Jeśli trener pracuje dłużej w jednym klubie, to znaczy, że wyniki są na miarę oczekiwań. A czego mi życzyć? Chciałbym, żeby ta moja kadra była cały czas zdrowa, w pełni dyspozycyjna do każdego meczu. Żebym miał ten pozytywny ból głowy podczas wybierania podstawowej jedenastki czy kadry meczowej.