Rok temu Mateusz Sochowicz - nasz najlepszy saneczkarz - zawiesił sportową karierę, ale dość szybko postanowił wrócić do sportu. Pojawiły się nowe, lepsze możliwości. Magnesem są także igrzyska olimpijskie. Polak przyznaje, że pod względem sprzętu, którym dysponuje, jest dużo lepiej, ale na razie nie potrafi w pełni wykorzystać potencjału.

Mateusz Sochowicz to dwukrotny olimpijczyk, który wystąpił w Pjongczangu i Pekinie. Przed rokiem postanowił zawiesić karierę i w ostrych słowach opowiedział o działaniach Polskiego Związku Sportów Saneczkowych. Jesienią jednak wrócił do swojej ukochanej dyscypliny, bo dostał nowe możliwości, które dawały nadzieję na sportowy progres.

W tamtym roku dostałem możliwość trenowania z kadrą niemiecką. Cały okres przygotowawczy odbyłem z niemieckimi trenerami i zawodnikami. To bardzo ułatwiło mi drogę do sezonu. Kolejny czynnik to budowa nowych sanek. Mogłem uczestniczyć w tym procesie - tłumaczy gość RMF FM.

Niestety, wyniki w Pucharze Świata nie są na razie przełomowe. Zaczęło się od słabego 25. miejsca w Lillehammer, a później była 27. lokata w Innsbrucku.

Miesiąc temu w Oberhofie w końcu pojawiło się światełko w tunelu - Polak był 14. W tym roku w Siguldzie i Altenbergu Sochowicz zajmował 23. i 20 miejsce.

"Czasami przegnę z ustawieniami sanek"

Czuję się super, czuję, że wszystko gra, ale nie mogę tego "odjechać" na zawodach. Nie może to ze mnie wyjść. Szukam, kombinuję. Staram się to wszystko posklejać. Mam nadzieję, że to przyjdzie. Czekam z niecierpliwością. Jestem trochę zawiedzony. Na starcie jestem w czołówce, ale podczas jazdy tracę. Wspólnie z trenerem szukamy odpowiedzi na pytania, ale w Polsce nie ma ekspertów, którzy mogą nam pomóc. A na zagraniczną pomoc nas nie stać - analizuje Mateusz Sochowicz.

Czasami przegnę z ustawieniami sanek. Czasami robię sanki, które prowadzą się jak po szynach, ale nie dają dobrego czasu. Trzeba zbalansować te ustawienia. Nie ma nikogo, kto przyniósłby nam odpowiedź. Od samego początku mówiłem, że najważniejszy dla nas będzie mechanik. Nawet ważniejszy niż sprzęt. Trochę tak jakbyśmy dostali jabłko, ale nie mamy zębów, żeby je ugryźć - dodaje rozmówca Patryka Serwańskiego.

"Jeden dobry start może mnie otworzyć"

Polak przyznaje, że nowe sanki powinny dać lepsze wyniki, ale bez znalezienia balansu związanego z ustawieniami wykorzystanie w pełni ich potencjału może być trudne. Na razie wszystko dobrze "zagrało" tylko w Oberhofie. Teraz Mateusz Sochowicz szykuje się do kolejnego występu. Tym razem w Winterbergu.

Wczoraj siedzieliśmy do późna w warsztacie z trenerem. Zastanawialiśmy się, co i jak zrobić. Zobaczymy, co będzie jutro na treningach. Wczoraj jeździłem dość szybko. Oczywiście mówimy o niuansach, detalach. Patrzymy na bardzo małe rzeczy. Myślę, że jeden dobry start może mnie otworzyć. Czuję, że brakuje mi dosłownie jednego elementu, który pozwoli wszystko poskładać - opowiada saneczkarz.

Zawodnik przyznaje, że jest trochę zniesmaczony swoimi wynikami. Liczył, że sezon od początku będzie układał się bardziej korzystnie.

Patrząc z perspektywy ubiegłych lat nasz saneczkarz nie narzeka na warunki i możliwości, które dla niego przygotowano. Jest lepiej. Mogę pozwolić sobie na więcej. Mogę spróbować dać z siebie więcej, bo moje potrzeby są zaspokojone. Pozostaje tylko ta kwestia mechanika - przyznaje w rozmowie z RMF FM.

Szarpałem się w ostatnich latach sam ze sobą. Kończę, jeżdżę, kończę, jeżdżę. Czasu do Cortiny zostało niewiele. Nie ma sensu kończyć, ale jak tam jechać, to na pełnej... Przed sezonem złożyłem deklarację, że chcę wziąć w nich udział. W pełnym treningu postaram się przygotować szczyt formą na tę imprezę. Wszystko, co robimy, robimy z myślą o tym starcie - podkreśla Sochowicz.

Opracowanie: