Wielkopolska policja wystąpiła do władz Lecha Poznań o nagrania z monitoringu, na których zarejestrowano przebieg wczorajszego meczu z Legią. Spotkanie przerwano po skandalicznym zachowaniu kibiców Kolejorza, którzy na murawę wrzucali świece dymne, a część z nich wtargnęła na boisko. Komisja Ligi przyznała walkower dla gości. W ten sposób Legia Warszawa po raz 13. w historii zdobyła tytuł mistrza Polski.
Policja może dostać nagrania z monitoringu w ciągu najbliższych kilku godzin. Jeśli policjanci otrzymają nagrania z kamer, będą je dokładnie analizować klatka po klatce. Chcą namierzyć wszystkich tych, którzy sforsowali ogrodzenie i wtargnęli na murawę, ale też tych, którzy wrzucali świece dymne na boisko. Nie będzie to zadanie łatwe, bo część z tych osób była zamaskowana.
Wiadomo, że ci, którzy zakłócili przebieg meczu, naruszyli artykuł 60. ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, za co może grozić do dwóch lat więzienia i do pięciu lat więzienia, jeśli dana osoba miała zakrytą twarz. Do tego dochodzą też wysokie kary grzywny. Jak do tej pory po wczorajszych zajściach nikogo nie zatrzymano.
"Podjąłem decyzję o przerwaniu meczu. Bezpieczeństwo jest priorytetowe" - napisał wczoraj po meczu Lecha z Legią wojewoda Wielkopolski Zbigniew Hoffmann. Zapowiedział też, że dziś szerzej odniesie się do sytuacji
Ze strony wojewody Lechowi może grozić zamknięcie stadionu i rozgrywanie kolejnych spotkań bez udziału publiczności albo tymczasowe całkowite zamknięcie stadionu, co będzie oznaczało, że Kolejorz będzie musiał grać w innych miastach. Do tego trzeba dodać konsekwencje ze strony Ekstraklasy, czyli najpewniej wysokie kary finansowe. O nich dowiemy się w czwartek, bo to wtedy liga zapowiedziała konkretne decyzje i oświadczenie na temat okoliczności zakończenia 37. kolejki Lotto Ekstraklasy.
Wiedzieliśmy, że nastroje kibiców przed tym spotkaniem są złe, ale zależało nam, żeby mecz się odbył, został przeprowadzony bezpiecznie, zgodnie z regulaminem i tak też się zakończył. O ile jesteśmy w stanie zrozumieć nastroje wśród kibiców, o tyle nie zgadzamy się i nie akceptujemy tego, w jaki sposób to spotkanie zostało zakończone - powiedział rzecznik prasowy Lecha Poznań Łukasz Borowicz.
Jak dodał, klub dochował wszelkiej staranności, by na stadionie było bezpiecznie.
Nie jesteśmy jedynym stadionem, na który race zostały wniesione, zostały odpalone i przeszkodziły w meczu. Dziś jest za wcześnie, żeby oszacować straty, za kilka dni nasza wiedza będzie bardziej bogata. Największe straty to jednak to, co się wydarzyło i co widzieliśmy. Jesteśmy świadomi, że czekają nas poważne konsekwencje - zaznaczył.
(j.)