W niedzielę w pięknym stylu i po niesamowitych emocjach wygrała kobiecy Tour de France. Teraz przyznaje, że jeszcze nie potrafi opisać całego wachlarza emocji, które pojawiły się w ostatnich godzinach. Katarzyna Niewiadoma opowiedziała dziennikarzowi RMF FM Patrykowi Serwańskiego o tym, co czuła na trasie ostatniego etapu i jakim wsparciem jest dla niej mąż, który w przeszłości także był kolarzem.

"Jedna wielka huśtawka różnych nastrojów"

Katarzyna Niewiadoma wygrała ośmiodniowy wyścig, wyprzedzając najgroźniejszą rywalkę w klasyfikacji generalnej o... 4 sekundy. Tyle czasu przesądziło o wynikach wyścigu, podczas którego zawodniczki spędziły na rowerach ponad 24 godziny. Niewiadoma przyznała, że sport wynagrodził jej to, co zabrał przed rokiem.

Byłam mega szczęśliwa, bo przed rokiem przegrałam drugie miejsce na Tourze o ułamki sekund. Byłam po tej drugiej stronie. Przegrałam praktycznie o nic. Tym razem mi się udało. Mogłam się cieszyć, że taka mała różnica czasowa była na moją korzyść - opowiadała nasza kolarka. W 2023 roku Polce musiał wystarczyć triumf w klasyfikacji górskiej. Tym razem dotarła do mety w żółtej koszulce i wygrała cały wyścig. Na razie jeszcze nie do końca rozumie, jak wiele osiągnęła.

To wszystko jeszcze do mnie nie dociera. Wczorajszy dzień to była jedna wielka huśtawka różnych nastrojów. Przeszłam przez wiele różnych emocji i odczuć. Tuż po finiszu konferencja prasowa, kontrola antydopingowa, podium. Jest mnóstwo miejsc, na które musiałam dotrzeć. Wydaje mi się, że ten chaos się jeszcze nie skończył - stwierdziła Niewiadoma w wywiadzie dla RMF FM. Kiedy dotrę do domu, usiądę spokojnie i uświadomię sobie, co razem z drużyną osiągnęliśmy - dodała. 

"Miałam ogromny kryzys"

Etap kończący tegoroczny Tour de France był piekielnie trudny i wymagający. Przyniósł też ogromne emocje. Na długim podjeździe pod Col du Glandon na atak zdecydowała się najgroźniejsza rywalka Niewiadomej - Holenderka Demi Vollering. Polka przyznała, że przeciwniczka wybrała idealny moment.

Kiedy ona zaatakowała, miałam ogromny kryzys. Wspinałyśmy się już ponad godzinę pod Col du Glandon. Za mało uwagi zwróciłam na odpowiednie odżywianie się i czułam, że ciało mi się powoli zamyka - relacjonowała Niewiadoma. Kiedy dotarłyśmy na szczyt, byłam w stanie trochę odpocząć na zjeździe, trochę się nawodnić. Zjadłam wszystkie żele, jakie miałam w kieszonce. Czułam, że zaczęłam na nowo jechać, że energia mi wraca, że mam siłę, żeby dać z siebie wszystko na ostatnim podjeździe - opisywała rozmówczyni Patryka Serwańskiego. 

Plan udało się zrealizować. O wszystkim przesądził 14-kilometrowy, legendarny podjazd pod Alpe d’Huez. Niewiadoma powoli odrabiała na nim straty. Na ostatnim kilometrze wykrzesała z siebie jeszcze ostatnie zapasy energii. To dało ostatecznie cztery sekundy przewagi w klasyfikacji generalnej.

U podnóży ostatniego podjazdu wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko. To była wielka, brutalna walka, o której nigdy nie zapomnę. Jeszcze nigdy wcześniej tak mocno nie cierpiałam na rowerze jak podczas tego etapu - mówiła RMF FM zwyciężczyni Tour de France. Cały czas miałam mnóstwo wsparcia z teamowego samochodu, wsparcia od moich bliskich, którzy byli na tej górze. Walczyłam, wierząc, że się uda utrzymać tę koszulkę - wspominała.

"Na ostatnich kilometrach mąż biegł obok mnie"

Polka jak zwykle mogła liczyć na swojego męża. Amerykanin Taylor Phinney to były kolarz. W dorobku ma medale mistrzostw świata w kolarstwie torowym czy... wygrany etap na Tour de Pologne. Był także wicemistrzem świata w jeździe indywidualnej na czas. Karierę zakończył kilka lat temu i poświęcił się m.in. malarstwu. Doskonale zna świat kolarstwa. Rozumie tą dyscyplinę sportu, a dzięki temu jest nieocenionym wsparciem dla Katarzyny Niewiadomej.

Wpływa na mnie bardzo pozytywnie. Mój mąż ma dobrą perspektywą na to, jak wygląda ściganie i emocje z tym związane. Wie jak mnie uspokoić, przygotować do startu. Zwłaszcza mentalnie. Po igrzyskach, gdy wracałam do domu, byłam załamana, że z powodu kraksy nie mogłam walczyć o medale. To był bardzo ciężki moment, ale to właśnie mąż pomógł mi odnaleźć motywację do treningów i do tego, by dobrze przygotować się do Tour de France - mówiła nasza zawodniczka.

Czasami jako sportowcy zamykamy się w małych perspektywach. Gdy coś nie idzie, ciężko nam otworzyć oczy na cały szeroki świat. Posiadanie kogoś bliskiego sercu, kto rozumie sport, huśtawki nastrojów, wysiłek to naprawdę wielkie wsparcie. Na ostatnich 2 kilometrach on biegł obok mnie, dopingował, wspierał. Byłam tak zmęczona, że nie byłam w stanie tego w ogóle zarejestrować. Zawsze podkreślam, że bez niego nigdzie bym nie dotarła - podsumowała Niewiadoma.

Opracowanie: