"Szczerość w życiu jest dla mnie jedną z ważniejszych cech. Nawet gdy boli" - powiedział Jakub Błaszczykowski. Legenda polskiej piłki nożnej w rozmowie z Piotrem Salakiem dla Radia RMF24 i RMF FM otwiera się nie tylko na tematy związane ze sportem, ale również z życiem prywatnym, karierą, a także relacjami z kolegami z boiska. To rozmowa, w której Kuba jak zawsze pozostaje sobą - szczerym, refleksyjnym i pełnym pasji do futbolu.
20 lipca zeszłego roku Jakub Błaszczykowski oficjalnie ogłosił, że podjął decyzję o zakończeniu swojej piłkarskiej kariery. Jak przyznał, stopniowo nastawiał się na moment, który stanowi naturalny element w życiu każdego sportowca.
Nie poczułem takiego dużego przeskoku, bo moje ostatnie dwa lata to było w sumie leczenie kontuzji itd. Można powiedzieć, że ta kariera się wygaszała tak samoistnie - stwierdził Jakub Błaszczykowski. Jednak mimo stopniowego przygotowania, moment pożegnania z boiskiem okazał się dla niego wyjątkowo trudny. Zwłaszcza że ostatnim meczem w karierze Błaszczykowskiego było starcie z Niemcami.
Nie chciałbym być oceniany właśnie przez pryzmat jednego, ostatniego meczu, który zagrałem słabo. Dlatego też tak ważne było dla mnie zagrać na takim poziomie, żeby co najmniej kibice powiedzieli, że nie odstawałem od drużyny - wyznał piłkarz. W jego ostatnim meczu ogromne emocje mieszały się z determinacją, by mimo wszystko pokazać się z jak najlepszej strony.
Szatnia to nie tylko pomieszczenie, w którym zawodnicy zmieniają stroje. Błaszczykowski stwierdził, że nieodłącznym elementem tego miejsca jest wzajemne wsparcie, ale również pewnego rodzaju szydera.
Musi być żart, muszą być jakieś mocniejsze zachowania. To jest grupa mężczyzn, każdy ma swoje ego, swój charakter itd. Później wychodzi, na kogo można w danym momencie krzyknąć, kogo trzeba pogłaskać, jak nie idzie itd. Wtedy się poznaje takie cechy charakteru, które w późniejszym okresie, czy w meczu można wykorzystać - mówił sportowiec. Opowiedział o żartobliwej sytuacji, która miała miejsce po jego debiucie w reprezentacji Polski.
Wszedłem do szatni, patrzę, a na moim miejscu, gdzie siedzę, jest wiaderko z lodem. Myślałem, że ktoś sobie przyniósł wiaderko z lodem, bo coś się komuś stało. Odstawiam to wiaderko, podchodzi do mnie chyba Stolarczyk i mówi: "to wiaderko jest dla ciebie, żeby ci sodówa nie odbiła, jak coś się będzie działo, to żebyś sobie włożył głowę do tego lodu" - wspominał piłkarz. Jak stwierdził, element humoru jest niezbędny do rozładowania napięcia, pod którym nieustannie znajdują się sportowcy.
Jakub Błaszczykowski mówił również o swoim pierwszym wejściu do szatni, gdy zaczynał grę w Wiśle Kraków. Przyznał, że był to dla niego stresujący moment, jednak obawy okazały się niepotrzebne.
Szatnia mnie bardzo dobrze przyjęła. Myślę, że dużo zależy od tego, co prezentujesz na boisku. Jeżeli chłopaki, zawodnicy, czy koledzy widzą, że prezentujesz odpowiedni poziom i jesteś w stanie im pomóc, to na pewno ta aklimatyzacja przebiega łatwiej, szybciej i przyjemniej - stwierdził Błaszczykowski, zaznaczając, że najważniejsze jest pokazanie umiejętności.
Jakub Błaszczykowski z sentymentem mówił o swojej karierze w niemieckim klubie Borussia Dortmund.
Spędziłem tam chyba najwięcej lat ze wszystkich klubów i czułem się tam naprawdę świetnie, i osiągałem najlepsze sukcesy drużynowe. W sumie ukształtował mnie ten Dortmund. Może nie tyle Dortmund, ile przede wszystkim Jürgen Klopp, ludzie z Dortmundu - wspominał Błaszczykowski. Jego zdaniem ciężko znaleźć negatywne cechy, które można by przypisać byłemu trenerowi Borussii. Piłkarz wspomniał jednak o małym nieporozumieniu, którego doświadczył.
Kiedy do składu Borussii Dortmund wszedł Mario Götze, zajął miejsce kontuzjowanego Błaszczykowskiego. Młody Niemiec wykazywał się bardzo dobrą grą, w wyniku czego Polak poczuł się zagrożony. Jak wspominał Błaszczykowski, gdy zaczął ponownie wychodzić na boisko, sam strzelał wiele bramek. Sytuacja spowodowała więc u niego frustrację.
Skończyło się to tym, że pojechałem na mecz reprezentacji, graliśmy z Niemcami, zremisowaliśmy w Gdańsku 2:2 i udzieliłem wywiadu po meczu. Jeszcze grałem chyba na chłopaka z Dortmundu, strzeliłem bramkę itd. Nie pamiętam już tego tak dokładnie, ale dałem wywiad po meczu, że jeżeli ta sytuacja w klubie nie będzie się zmieniać, to będę raczej zmuszony do tego, żeby odejść - mówił piłkarz.
W Niemczech przetłumaczono to tak, że jeżeli nie będę grał, to odejdę i właśnie to jest ta różnica w tłumaczeniu. Ja powiedziałem, że jeżeli będzie się utrzymywać ta sytuacja tak, jak się utrzymuje, to będę zmuszony, bo ja po prostu muszę grać (...) Trener wtedy przed całą szatnią powiedział, żebym stwierdził, czy to jest dobrze przetłumaczone - wyjaśniał Błaszczykowski. Jak zaznaczył, wcześniej sam rozmawiał z Jürgenem Kloppem. Trener mówił, że nie chce, aby podobne sytuacje się powtarzały i dał Polakowi ostatnią szansę.
Trener Klopp akurat ma to do siebie, że wtedy, kiedy trzeba, to on wie, jak ma zareagować - mówił Błaszczykowski - Ma taką cechę, która jest u niego na bardzo wysokim poziomie, że potrafi w danym momencie powiedzieć słowa w taki sposób, że człowiek rozumie, ale za godzinę, dwie już mówi, że dobra, zapominamy i pracujemy, dalej na ciebie liczę. Myślę, że to też powiedział w tym filmie u mnie, że właśnie ma taki problem, że tych złych rzeczy nie pamięta - dodał piłkarz. Wspomnianą sytuację nazwał swoją młodzieńczą ambicją i głupotą.
Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek tworzyli polską wielką trójkę w Borussii Dortmund. Gość Piotra Salaka mówił o tym, dlaczego relacje pomiędzy piłkarzami uległy pogorszeniu.
Myślę, że wtedy trochę wygrało nasze ego, ambicje i indywidualności sportowe, które każdy gdzieś tam miał. Taką swoją dumę i nikt nie chciał odpuścić (...) Gdybyśmy mieli teraz tą głowę i tamtą sytuację, myślę, że można byłoby to załatwić dużo szybciej, a tak to później się to nawarstwiało - stwierdził sportowiec. Z każdymi drobnymi rzeczami te relacje się oddalały - mówił. Jak zaznaczył, nigdy nie doszło do większych kłótni, a napięcia pomiędzy zawodnikami nie przekładały się na grę na boisku.
W 2014 roku nowym kapitanem reprezentacji Polski został Robert Lewandowski. Jakub Błaszczykowski przyznał, że poczuł się skrzywdzony sposobem, w jaki dowiedział się o utracie noszonej od 4 lat opaski.
Na pewno nie powinienem dowiadywać się tego z prasy - stwierdził. W tamtym momencie miałem bardzo ciężki okres, bo byłem po zerwaniu więzadeł krzyżowych i to w sumie trwało 8/9 miesięcy. Oprócz tego, że nie mogłem się bronić na boisku, to też nie mogłem za bardzo odpowiadać w prasie, no bo jak nie grasz, to nie masz argumentów - mówił piłkarz.
Uważałem, że zasługiwałem na jakiś tam szacunek. Szacunek myślę, objawia się tym, że najpierw dowiaduję się od trenera, że jest taka sytuacja, a nie czytam o tym w prasie. Później jest trochę inaczej i za pół roku się dowiaduję, że jednak tak, jak było napisane, tak zostało zrobione - wyznał Błaszczykowski.
Czy za decyzją o zmianie kapitana Biało-Czerwonych stał nie ówczesny selekcjoner Adam Nawałka, a prezes PZPN-u Zbigniew Boniek?
Myślę, że trochę tak. Dało się wyczuć, że to było coś mocniejszego - przyznał piłkarz.
W lutym swoją premierę miał film dokumentalny "Kuba", opowiadający o życiu i karierze wybitnego polskiego skrzydłowego. Zabrakło w nim Zbigniewa Bońka, który nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Jak później stwierdził, gdyby Błaszczykowski sam do niego zadzwonił, chętnie wziąłby udział w produkcji. Dlaczego bohater filmu tego nie zrobił?
Ja byłem bohaterem filmu, a nie producentem. Producent dzwonił do każdego z wszystkich trenerów, do każdego z ludzi, którzy występowali w moim filmie (...) Nie wiedziałem, że do pana Bońka trzeba zadzwonić indywidualnie. Przepraszam - powiedział Błaszczykowski.
Pan Boniek mówił, że on nie wiedział, że to jest film o mnie. Wiem, że wiedział, bo wiem, jakie SMS-y dostał. Wiem, że w tym samym wywiadzie też powiedział, że dostał pierwszego SMS-a, podziękował. Drugiego przeczytał po trzech tygodniach, bo był na wakacjach. Natomiast to był wrzesień. My kończyliśmy film w styczniu, także mieliśmy jeszcze 4 miesiące na to, żeby pan prezes mógł odpisać - wyjaśniał piłkarz. Wspomniał również wywiad, w którym Boniek mówił o savoir-vivre w kontekście nie otrzymania zaproszenia do filmu od samego Błaszczykowskiego.
Jeżeli mówimy o savoir-vivre i w tym samym wywiadzie mówimy, jakie SMS-y dostaliśmy, to nie wiem, czy to jest savoir-vivre. Jeżeli cytujemy SMS-y, a cytujemy tylko pierwszy, już nie cytujemy drugiego, który jest nie do końca wygodny - stwierdził sportowiec. Jak dodał, od tego czasu nie miał okazji rozmawiać z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem.
Jeżeli pan prezes będzie na meczu reprezentacji Polski, to z miłą chęcią napiję się kawy i tak dalej. Ja nie szukam tutaj żadnego konfliktu - podsumował Błaszczykowski.
Gra w narodowych barwach to wyjątkowe wyzwanie. Błaszczykowski zwraca uwagę, że choć reprezentowanie kraju jest marzeniem każdego młodego piłkarza, to wymaga czasu, doświadczenia i poświęcenia.
Jesteśmy teraz w takim etapie przejściowym i myślę, że część tych młodych chłopców, którzy niewątpliwie mają umiejętności, musi troszeczkę więcej odpowiedzialności wziąć na siebie. Wiem, że to nie jest proste, że trzeba te mecze rozegrać. Gra z Orzełkiem na piersi to są trochę inne sytuacje niż w klubie - powiedział piłkarz.
Możemy mówić o tym, że zawodnicy, którzy przyjeżdżają na kadrę, grają w klubach i muszą grać w kadrze tak, jak grają w klubach. Natomiast w klubach grasz na co dzień. Na reprezentację przyjeżdżasz, spotykasz się, niekiedy masz dwa, trzy treningi i musisz grać mecz - zauważył sportowiec. Jak dodał, gra w klubie razem z Piszczkiem i Lewandowskim, ułatwiała piłkarzom późniejsze występy w reprezentacji.
W rozmowie pojawił się również temat niewykorzystanego rzutu karnego w meczu z Portugalią o półfinał Euro 2016. Jakub Błaszczykowski przyznał, że choć tego nie lubi, nieudana jedenastka jest mu często przypominana.
Jeżeli wezmę pod uwagę całą karierę reprezentacyjną, to to był moment, w którym byliśmy najbliżej tego, żeby osiągnąć coś znaczącego w reprezentacji (...) Dla mnie to nie jest łatwe, nigdy nie było i pewnie nie będzie. Zdaję sobie sprawę z tego, że to część mojej historii. To ze mną już zostanie pewnie do końca - wyznał Błaszczykowski. Jak dodał, porażki woli przeżywać w samotności.
Dopiero wtedy, jak to przetrawię, to ewentualnie mogę porozmawiać. Myślę, że trochę życie mnie nauczyło, że większość rzeczy, większość problemów, które miałem, to musiałem po prostu radzić sobie z tym sam - mówił piłkarz. Dzielenie się osobistymi trudnościami z innymi uznawał za oznakę słabości.
Myślę, że moje dzieci mają troszeczkę inaczej. Mają tę możliwość, żeby przyjść. To jest dość duża, istotna różnica. Ja nie miałem takiej możliwości. To spowodowało, że wytworzyłem sobie po prostu taki mechanizm - mówił piłkarz, pytany o to, czy podobnego podejścia uczy swoje dzieci.
Jakub Błaszczykowski otwiera się także na temat rodziny, która jest dla niego największą wartością. Opowiada o tradycjach świątecznych, które pielęgnuje razem z najbliższymi.
Wszyscy się trzymamy i jest nas naprawdę dużo. To nie jest wąskie grono (...) Niekiedy człowiek czeka na to 3-4 miesiące, żeby się spotkać, posiedzieć przy stole, poopowiadać, pośmiać się - mówił Błaszczykowski, przyznając, że uwielbia spędzać czas z rodziną. Jak dodał, nie skupiają się wtedy wyłącznie na rozmawianiu o piłce.
Były reprezentant Polski przyznał, że gotowanie potraw na świąteczny stół nie należy do jego mocnych stron. Z wielkanocnych dań bardzo lubi jajka, nie przepada jednak za słodkimi wypiekami. Piotr Salak dopytywał również, w jaki sposób rodzina Błaszczykowskich spędza święta.
Jeśli chodzi o Wielkanoc, to nie spędzamy jej jakoś mega aktywnie. Natomiast w Wigilię zawsze gramy w piłkę i robimy to, odkąd pamiętam. Doszło do takiej sytuacji, że teraz jest nas po 30 czy 40, bo wszyscy chcą przychodzić, bo już tak to weszło w krew. Każdy przyprowadza też swoje dzieci - opowiadał piłkarz.
Czy bez Jerzego Brzęczka nie byłoby Jakuba Błaszczykowskiego? Sportowiec opowiedział o swoim idolu, którego cenił za profesjonalizm i podejście do sportu.
Pewnie Jakub Błaszczykowski gdzieś by tam był. Natomiast czy Jakub Błaszczykowski byłby tu, gdzie jest dzisiaj, siedział tu i z panem rozmawiał? Myślę, że byłoby bardzo ciężko - stwierdził piłkarz. Jak zareagował na decyzję o zwolnieniu Jerzego Brzęczka z roli selekcjonera?
Nie do mnie teraz należy to, żeby oceniać. Nie chcę wbijać szpilek w pana Bońka, bo to nie o to chodzi. Każdy podejmuje decyzje i ponosi za nie konsekwencje. Piłka nożna czy inne dyscypliny, czy nawet życie, nie lubią próżni i zawsze się coś po drodze dzieje. Prawda jest też taka, że nigdy nie wiemy, co by było z innej strony, jakby były inne decyzje - mówił Błaszczykowski.
Prowadzący rozmowę przypomniał ogromny sukces Jerzego Brzęczka, jakim było olimpijskie srebro igrzysk w Barcelonie w 1992 roku. Mimo że piłkarsko wyżej ceniona jest Liga Mistrzów, w której finale w 2013 roku zameldował się Błaszczykowski, osiągnięcia reprezentacyjne mają dla niego szczególne znaczenie.
Jeżeli mam brać pod uwagę fakt mojego podejścia do pewnych rzeczy, to zawsze ten orzełek na piersi jest bliżej memu sercu - powiedział Jakub Błaszczykowski.
Opracowanie: Milena Brosz.