Kiedy mówimy dziś o polskiej piłce i antagonizmach dzielących kibiców poszczególnych drużyn nie zadajemy sobie pytania o genezę tych problemów. A tych musimy szukać jeszcze w II Rzeczpospolitej i w świecie polityki. "Nie wierzmy najstarszym kibicom, którzy twierdzą, że kiedyś było spokojnie" - mówi w rozmowie z RMF FM historyk Robert Gawkowski.
Patryk Serwański, RMF FM: Historia polskiej piłki to mniej więcej sto lat. Jak w tym początkowym okresie zachowywali się kibice? Jak rodziły ruchy kibicowskie? Dopingowało się klub z dzielnicy czy to może bardziej skomplikowane?
Robert Gawkowski: Być może faktycznie kibicowało się też klubowi, który był najbliżej, ale w miarę, jak sport się rozrastał, sprawa stawała się bardziej złożona. Już przed I wojną światową mieliśmy zorganizowane grupy kibicowskie w Galicji. Możemy sięgnąć na przykład do "Kupletów futbolisty" Tadeusza Boya-Żeleńskiego. To książka z 1911 roku. Przeczytamy tam pierwszy wierszyk o meczu piłkarskim i zachowaniu kibiców. "Keczkemet z Debreczyna / mecz się już zaczyna / mecz toczy się na boisku / a przy kasie jeden od drugiego odebrał po pysku". Widzimy więc, że problemy były już u zarania naszego piłkarstwa. Po I wojnie światowej sport na wszystkich ziemiach Rzeczpospolitej rozrodził się i od tego momentu widzimy coraz większą polaryzację środowisk sympatyzujących z jednym bądź drugim klubem. Tu niekoniecznie była dominanta terenu, ale też polityczna. Kluby były podporządkowane jakiejś gałęzi politycznej. Warszawska Skra czy Marymont były młodzieżówkami Polskiej Partii Socjalistycznej, a Towarzystwo "Sokół" było w rękach narodowej demokracji. To dwa bieguny naszej polityki. Były też kluby żydowskie, ukraińskie, niemieckie, bo przecież II Rzeczpospolita była wielonarodowa. Komu na przykład kibicował żyd, który na co dzień jest człowiekiem lewicy? Polskiemu lewicowemu klubowi czy może żydowskiemu, ale prawicowemu? To było skomplikowane środowisko.
Czyli różnic było bez liku, ale mieliśmy otwarte konflikty i to cytowane "dawanie sobie po pysku"?
W drugiej połowie lat 20. mecze Korony Warszawa z Maccabi Warszawa były meczami podwyższonego ryzyka. Korona sympatyzowała z endecją, Maccabi to syjonistyczna gałąź polityki. Polak endek z żydem syjonistą - tu była ta kość niezgody. Dochodziło do rozrób na ulicach. Mecze otrzymywały szczególną ochronę policji. Wzmacniano ochronę stadionu.
Problemy z kibicami nie są więc nowym zjawiskiem. Od zawsze walce na boisku towarzyszyła walka na trybunach, tylko przybierała różne formy.
Ma pan rację i proszę nie wierzyć tym najstarszym kibicom, mówiącym z rozrzewnieniem: "kiedyś to było spokojnie". Nie było. Świadczą o tym protokoły policyjne czy zapiski w gazetach. Przed wojną pomiędzy kibicami toczyły się boje i niejeden trafił do szpitala. Trafiały się też wypadki śmiertelne. Polityka determinowała zachowania kibiców, ale pamiętajmy też o kwestiach narodowościowych. W 1927 roku o mistrzostwo walczyła Wisła Kraków - drużyna z polskiej krwi i kości. Rywalem było 1. FC Kattowitz - drużyna typowo niemiecka. Polacy masowo stawiali na Wisłę. Nie chciano, by pierwszym mistrzem ligi została drużyna niemiecka. Na tym tle doszło do zamieszek w Katowicach.
Po II wojnie światowej zmieniła się sytuacja polityczna. Kluby stały się resortowe. To zmieniło też ruch kibicowski?
Wojna w dużej mierze urywa te relacje. Zniknęły kluby żydowskie, ukraińskie czy niemieckie. Polska stała się właściwie jednonarodowa. Nie odrodziły się też kluby sympatyzujące z obozem sanacyjnym jak "Sokoły", "Strzelcy", "AKS-y". Część klubów zaczynała flirtować z obozem władzy, przyjmując patronat milicji czy wojska. Ciężko było tym klubom przebić się do odbiorców. Warto przypomnieć początek lat 50. i sytuację w Warszawie. W 1952 roku w meczu o Puchar Polski na stadionie przy Łazienkowskiej grały Polonia i Legia, a większość kibiców dopingowała "Czarne Koszule". Klub utożsamiano bowiem z przedwojenną Polonią. Faktycznie większość zawodników miała związek z tamtą Polonią. Legia to był z kolei zbiór nowych postaci, niekojarzonych z Legią sprzed 1939 roku.
Dziś kibice albo lubią innych, albo zdecydowanie przeciwnie. Skąd wzięły się te "kosy" i "zgody" pomiędzy poszczególnymi klubami? Można to zjawisko zrozumieć historycznie?
Nie ma żadnych badań dotyczących kibicowskich ruchów tuż po wojnie i obecnie, ale spróbuję pokusić się o takie porównanie pomiędzy Wisłą a Cracovią. Skąd ten antagonizm? W całej historii Cracovii widzę ludzi związanych z opcją może odrobinę lewicującej sanacji. Znajdziemy tam zawodników żydowskich, czy działaczy związanych z PPS-em, czy sanacją. W Wiśle z kolei Maor Melikson był chyba pierwszym żydem w historii "Białej Gwiazdy". Przed II wojną światową klubem rządzili przeważnie endecy. To były biegunowo różne światopoglądy. Dzisiaj się o tym nie pamięta i przeciętny kibic nic o tym nie powie.
Czyli na początku mieliśmy różnice światopoglądowe, a potem ktoś młodemu człowiekowi mówił na podwórku: "my tu jesteśmy za Wisłą". Potem ten ktoś w naturalny sposób szedł za kolegami, ale nikt nikomu nie wyjaśniał genezy. I dziś mamy stare antagonizmy, ale ich znaczenia po prostu nie znamy?
To się bierze z całej polityki dotyczącej sportu po II wojnie światowej. Te podziały polityczne stały się nieważne, nic nie warte. Była jedna słuszna idea marksistowska. Różnice się zatarły, ale antagonizm został. To jedynie hipoteza niepoparta badaniami. Można wskazać też przykład Lwowa: Czarni i Pogoń. To też były kluby nielubiące się, bo afirmujące zupełnie inny światopogląd. W Warszawie żydowskie kluby też bardzo się różniły. W klubie Jutrznia Warszawa niemal wszyscy byli członkami Bundu, socjalistycznej organizacji i socjalistyczny był ich pogląd na kulturę fizyczną. W 1930 roku Jutrznia wystąpiła do UEFA, omijając PZPN, z prośbą o zmianę zasad gry w piłkę nożną. Miały liczyć się nie tylko bramki, ale i piękno kolektywnej gry. Dodatkowi sędziowie mieli oceniać piękno gry i na tej podstawie nagradzać drużynę punktami. W socjalizmie trzeba sobie pomagać i współpracować. Tą ideę próbowano przeszczepić i do futbolu.
Kto komu kibicuje? Stwórz z nami Mapę Kibiców polskich klubów!