"Jeśli Krzysztof Wielicki tak zdecyduje, to oczywiście!" - tak gwiazda światowego himalaizmu Denis Urubko odpowiada w rozmowie z RMF FM na pytanie, czy weźmie udział w planowanej na kolejną zimę polskiej wyprawie na K2. To jedyny 8-tysięcznik niezdobyty o tej porze roku. "Krzysztof będzie szefem. Ufam mu. Jestem gotowy pójść za nim i przyjąć jego decyzje. Cały czas udoskonala plan, który ma pozwolić wykonać ostatni krok i zakończyć ten wieloletni projekt. My spróbujemy mu w tym pomóc" - wyjaśnia Rosjanin, który od dwóch lat ma także polski paszport. "Przyjęcie polskiego obywatelstwa zmieniło w moim życiu wszystko. Zrozumiałem, że to jest mój kraj" - zaznacza Urubko w rozmowie z Michałem Rodakiem. 43-latek to zdobywca Korony Himalajów i Karakorum. Dokonał pierwszych zimowych wejść na Makalu (8463 m) i Gaszerbruma II (8068 m). Cztery 8-tysięczniki zdobył wytyczając nowe drogi. Za swoje wyczyny otrzymał najważniejsze wspinaczkowe nagrody, w tym dwa Złote Czekany.
Michał Rodak: Krzysztof Wielicki wiele razy wspominał, że możesz wziąć udział w planowanej polskiej wyprawie zimowej na K2. To prawda?
Denis Urubko: Jeśli tak zdecyduje, to tak, oczywiście! Wszystko ze względu na naszą znajomość. Krzysztof zawsze pozostanie moim górskim idolem. Nasze relacje są bardzo dobre. Jest bardzo mocny plan, by zorganizować tę zimową wyprawę na K2, a to Krzysztof będzie szefem i będzie podejmował decyzje.
Wyprawa miała się odbyć tej zimy, ale przełożono ją o kolejny rok. Co sądzisz o tym opóźnieniu?
Planowaliśmy tam pojechać teraz. Mam nadzieję, że uda nam się wszystko zorganizować, zrealizujemy nasze marzenia i damy sobie szansę na atak. Zrobimy wszystko, co tylko możemy, jak prawdziwi wspinacze, by osiągnąć ten cel.
Ale sądzisz, że mamy w Polsce wystarczający potencjał, by mogło się udać? Jest Adam Bielecki, Janusz Gołąb, ale co z pozostałymi? Stać polskie środowisko na stworzenie tak mocnego zespołu, by to wejście na K2 zimą było realne?
To będzie podstawowa decyzja należąca do Krzysztofa Wielickiego i innych kluczowych postaci polskiego wspinania. Wybór ekipy nie będzie zależał ode mnie. Jestem jednak pewien, że będą w stanie ułożyć najlepszy możliwy skład tej wyprawy. Mam na myśli przede wszystkim Adama Bieleckiego, który jest obecnie jednym z najmocniejszych himalaistów młodego pokolenia. Jeśli będzie chciał wziąć udział w wyprawie i dołączyć do zespołu, to będzie wspaniale go spotkać i wspólnie realizować ten projekt.
Dotarły do ciebie sygnały o innych zespołach szykujących zimowy atak na K2?
Co roku znajduje się ktoś, kto deklaruje, że chciałby tam pojechać. To bardzo dobry przykład i recepta na to, jak stać się słynnym himalaistą. Wystarczy, że powiesz: "Chcę pojechać na K2 zimą!" i od razu zrobisz wrażenie. Wszyscy będą chcieli wiedzieć, co to za osoba i kto jest tak głupim i szalonym człowiekiem. Później tworzy się wielka niewiadoma, a ostatecznie wyprawa kończy się tak, że śmiałek dociera co najwyżej do obozu pierwszego, większość czasu spędza w bazie, robi trochę zdjęć i wraca do domu. To typowe.
A co myślisz o tradycyjnym polskim podejściu do wypraw z decydującym o wszystkim kierownikiem? Krzysztof Wielicki pełnił taką rolę podczas wyprawy na K2 w sezonie 2002/2003 i podobnie ma być teraz. To podejście, które w obecnych czasach może się jeszcze sprawdzić?
Krzysztof jest bardzo inteligentnym i ogromnie doświadczonym człowiekiem. To on rozpoczął trend, w którym himalaista jest sportowcem, młodym atletą. Później zdobył doświadczenie podczas wielu różnych, bardzo trudnych wypraw. Ostatecznie stał się liderem tych ekspedycji i dobrze wie, jak je organizować. Potrafi to robić od początku do końca. Ufam mu w wielu sprawach. Jestem gotowy pójść za nim, przyjąć jego decyzje. Tak jest teraz i tak było w 2003 roku.
Oczywiście, czasy się zmieniły. Wtedy, już 14 lat temu, Krzysztof był w stanie aktywnie brać udział w akcji górskiej, jako jeden z najlepiej siłowo przygotowanych wspinaczy w zespole. Docierał do najwyższych obozów. Wspierał mnie i Marcina Kaczkana podczas ataku szczytowego. Teraz oczywiście będzie przewodzić wyprawie z bazy i może pójdzie do obozu pierwszego lub drugiego. Jestem pewien, że będzie nam pomagał w każdy możliwy sposób, bo to naprawdę szalony polski zimowy himalaista.
W 2003 roku razem z Marcinem Kaczkanem i Piotrem Morawskim dotarliście na K2 na niepobitą do teraz zimą wysokość 7650 metrów. Czego potrzeba, by tym razem dotrzeć jeszcze wyżej, aż do szczytu?
Wtedy osiągnęliśmy wysokość 7800 metrów. To rzeczywiście na razie rekord, jeśli chodzi o zimową eksplorację K2. Jestem bardzo dumny, że stałem się częścią tej historii, dzięki zaproszeniu do udziału w tej polskiej wyprawie. Kiedy kilku moich kolegów z krajów byłego Związku Radzieckiego na pewnym etapie zrezygnowało z dalszego udziału w ekspedycji, opuściło bazę pod K2 i wróciło do domów, ja zdecydowałem się zostać. Byłem bardzo zaskoczony, szczęśliwy i bardzo wdzięczny, że polskie środowisko zaprosiło mnie i chciało, żebym był częścią tego projektu. Nie mogłem więc zamknąć oczu, zawrócić i powiedzieć: "Nie wierzę w sukces tej wyprawy". Byłem gotowy do działania. Myślę, że Piotrek Morawski, ja, Krzysztof Wielicki i Marcin Kaczkan mieliśmy jedną bardzo dobrą szansę na wejście na szczyt. Czasem jednak fortuna wspinaczy się odwraca.
K2 nadal jest bardzo niebezpieczną, bardzo trudną górą. Nic się nie zmieniło przez te 14 lat. Krzysztof Wielicki, jako lider kolejnej wyprawy, musi sam przemyśleć to wszystko i ocenić, jaka strategia, jaki sposób będzie najlepszy. Oczywiście, rozmawiam z nim o tym. Jego doświadczenie i wiedza bierze się też z tego, że sam szuka informacji i korzysta z opinii innych wspinaczy. Analizuje to, poszerza swoje horyzonty i cały czas udoskonala plan, który ma pozwolić wykonać ten ostatni krok i zakończyć ten wieloletni projekt. My spróbujemy mu w tym pomóc. Podzielimy się z nim naszymi opiniami, a on wybierze najlepszą drogę do celu.
Cieszysz się, że Simone Moro, Alex Txikon i Ali Sadpara zdobyli zimą Nanga Parbat i ty nie musisz już tego robić? Zrezygnowałeś z dalszych prób po zamachu z 2013 roku, gdy w bazie zabito 11 osób.
Tak, cieszę się, że w grupie zdobywców znalazł się też Pakistańczyk - Ali. To wspaniale, że osoby, które bardzo szanuję, weszły na szczyt i zrobiły to w okresie prawdziwej zimy, czyli przed końcem lutego. Jestem zadowolony, że sam stałem się częścią tej historii, także próbując zdobyć tę górę zimą.
Jestem pewien, że Nanga Parbat zasługuje na to, by wejść na nią zimą także w inny, interesujący sposób, a więc może innymi drogami. To bardzo przyjemna góra, tak bliska do podejścia z doliny. Bardzo łatwo jest zorganizować tam logistykę wyprawy. Nie mam wątpliwości, że zobaczymy jeszcze kolejne zapisane karty historii Nangi. Podobnie jak np. jest z Czo Oju. To przykład, że zimowa eksploracja się nie kończy. Po pierwszych wejściach na szczyty, zawsze pojawiają się kolejne zimowe pomysły. Nanga Parbat także powinna być jeszcze atakowana.
A jak oceniasz wyczyny Andrzeja Bargiela? W zeszłym roku pobił twój rekord czasowy zdobycia pięciu 7-tysięczników Śnieżnej Pantery.
Andrzej ma własną filozofię. Szanuję jego podejście i podoba mi się, że dokonał bardzo dobrych wejść na szczyty podczas tego projektu. Oczywiście, bywa też, że czasem się z nim nie zgadzam. Szanuję, ale to nie znaczy, że zgadzam się ze wszystkim. Ja nie używam nart, bo to już inny typ działalności w górach. To po prostu jazda na nartach. Ja jestem wspinaczem. Chcę wyznaczać nowe drogi w alpejskim stylu na 8-tysięcznikach. To dla mnie najlepsze rozwiązanie, ale działam też w górach na inne sposoby.
Zjazd na nartach ze szczytu zamiast zejścia to dla mnie coś dziwnego... Na przykład zjazd z samego wierzchołka Chan Tengri jest czymś niemożliwym. Jeśli chcesz tak pokonać jedynie część drogi w dół, to w porządku. Podobnie w przypadku pozostałych gór. Ale szanuję to, co robi Andrzej i życzę mu, by dalej realizował swoje sportowe cele, nadal równie dobrze radził sobie w górach i po prostu czerpał z tego radość.
Narty mogą być przyszłością działalności w górach wysokich?
Dlaczego nie? To jedna z opcji. W górach mamy niesamowicie dużo możliwości. Ktoś może wspinać się samotnie, ktoś dokonywać wejść jedynie bez tlenu, a inni po wejściu na szczyt zlatują z niego na paralotni. Rozwiązań jest mnóstwo. Część z nich nie jest dla mnie, podobają się innym, ale szanuję je. To bardzo ważne, by każdy wybrał najlepsze dla siebie podejście do eksploracji.
Od lutego 2015 roku masz polskie obywatelstwo. Jak się czujesz z naszym paszportem w kieszeni?
Pamiętam dobrze ten moment, jak przyjąłem polskie obywatelstwo w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu. Wyszedłem później na ulicę, patrzyłem na wszystko wokół mnie i to moje życie nabrało innego sensu. Bergamo (Urubko mieszka na stałe w okolicy tego włoskiego miasta - przyp. red.) oraz Wrocław to dla mnie najpiękniejsze miasta na świecie. Po obywatelstwie zmieniło się w moim życiu wszystko, naprawdę. Zrozumiałem, że to jest mój kraj.