Ulicami Warszawy w środowy wieczór przeszedł milczący marsz pamięci dla Lizy - młodej Białorusinki, brutalnie zgwałconej przed niespełna dwoma tygodniami w bramie jednej z kamienic w samym centrum stolicy. Kobieta zmarła po kilkudniowej walce o życie.
Wymarsz poprzedził przejmujący występ chóru, który po białorusku odśpiewał pieśni żałobne. Ulicę Żurawią przepełnił też symboliczny krzyk, który miał być apelem o to, by reagować, jeśli ktoś może potrzebować pomocy.
Nie ma zgody na przemoc, na kult przemocy - usłyszał reporter RMF FM od jednego z uczestników marszu.
Przed bramą przy ulicy Żurawiej, gdzie doszło do tego brutalnego zdarzenia, w ciszy składano kwiaty i zapalano znicze. "Sprawiedliwość dla Lizy" czy "Po prostu wracałam do domu" - takie napisy pojawiły się na transparentach podczas marszu pamięci, w którym wzięło udział kilka tysięcy osób.
Przepraszam Cię Lizo, że byłaś z tym sama - mówiła jedna z organizatorek podczas rozpoczęcia marszu.