Kradli przede wszystkim "japończyki", a ich znakiem rozpoznawczym było czerwone audi, w którym zmieniały się tylko tablice rejestracyjne. Kiedy zorientowali się, że policja depcze im po piętach, przesiedli się do niepozornej skody. To jednak nie zmyliło mundurowych, którzy rozbili gang złodziei japońskich samochodów.
Wspólnie z kolegami z województwa łódzkiego stołeczni policjanci zatrzymali czterech mężczyzn, którzy odpowiedzą za kradzieże z włamaniem pojazdów i pomocnictwo w nich - przekazała rzecznik Komendanta Stołecznego Policji podinsp. Sylwester Marczak.
Policjanci od trzech miesięcy rozpracowywali grupę przestępczą, która działała na terenie województwa mazowieckiego i łódzkiego. Przestępcy kradli samochody, a szczególnie upodobali sobie japońskie marki.
Po wielotygodniowych działaniach operacyjnych policjanci uderzyli w ubiegłą środę. Przeprowadzili szeroko zakrojone działania, podczas których zatrzymali czterech członków grupy przestępczej - poinformował rzecznik.
Jak ustalili stołeczni policjanci, szefowie grupy typowali pojazdy do kradzieży, które następnie trafiały do dziupli w Sochaczewie Wsi, gdzie były rozbierane na części.
29 i 39-latek byli odpowiedzialni za organizowanie sprzętu niezbędnego do pokonania zabezpieczeń i uruchomienia silnika w kradzionym aucie, przygotowanie samochodów roboczych, którymi przemieszczali się do miejsc kradzieży, a także za podział zysków między pozostałymi członkami grupy.
Zaraz po akcji kradzione samochody odbierał od nich 37-latek. W wynajmowanych garażach, głównie w Sochaczewie Wsi, demontował je na części, które przewoził busem na teren powiatu wołomińskiego i tam oferował paserom.
Jak przekazał podinsp. Marczak początkowo przestępcy na miejsce kradzieży wyjeżdżali czerwonym audi A3, w którym każdorazowo zmieniali tablice rejestracyjne.
Kiedy okazało się, że ich samochód roboczy stał się rozpoznawalny, głównie wśród mieszkańców osiedli, z których były kradzione samochody, przestępcy zmienili go na brązową skodę octavię. Tym też pojazdem pojawili się na ul. Finlandzkiej w Warszawie, skąd skradli czerwonego lexusa.
Złodzieje nie wiedzieli, że zostali namierzeni nie tylko przez mieszkańców, ale i przez policjantów. Wokół posesji, do której trafiały skradzione samochody, mundurowi zorganizowali zasadzkę.
Jako pierwsi zatrzymani zostali 29 i 39-latek odpowiedzialni za transport skradzionych aut. Chwilę później wpadł 36-letni właściciel posesji i 37-latej zajmujący się demontażem samochodów.
Na miejscu działań policjanci zabezpieczyli zagłuszarki sygnałów GSM i GPS, specjalistyczny sprzęt i narzędzia służące do kradzieży pojazdów oraz radiostacje. Na policyjny parking trafiły również samochody robocze oraz odzyskana toyota camry - powiedział podinsp. Marczak.
Dodał, że zebrany materiał dowodowy pozwolił prokuratorowi Prokuratury Rejonowej w Nowym Dworze Mazowieckim na postawienie członkom grupy zarzutów. 29-latek odpowie za cztery kradzieże z włamaniem pojazdów, 39-latkowi przedstawiono zarzuty kradzieży z włamaniem trzech samochodów. Obaj zostali decyzją sądu tymczasowo aresztowani na trzy miesiące. Pozostali dwaj mężczyźni, 36- i 37-letni, będą odpowiadali za pomocnictwo w kradzieży z włamaniem pojazdów. Wobec nich został zastosowany dozór policji.