Europosłowie różnych opcji politycznych podpisali w Katowicach deklarację, w której potwierdzili zaangażowanie na rzecz rozwiązań służących zablokowaniu unijnego rozporządzenia metanowego w obecnym kształcie. Projekt tej regulacji nazwano "krzywdzącym dla polskiego przemysłu wydobywczego".
W sobotę w katowickiej siedzibie śląsko-dąbrowskiej Solidarności grupa europosłów spotkała się z liderami górniczych związków zawodowych oraz szefami spółek węglowych. Spotkanie zainicjowały: śląsko-dąbrowska i górnicza Solidarność, Związek Zawodowy Górników w Polsce i Porozumienie Związków Zawodowych Kadra. Wśród uczestników byli m.in. byli premierzy, europosłowie Jerzy Buzek (KO) i Beata Szydło (PiS), a także Łukasz Kohut i Marek Balt (Lewica) oraz Grzegorz Tobiszowski, Izabela Kloc, Jadwiga Wiśniewska i Anna Zalewska (PiS).
Dyskutowane obecnie w Parlamencie Europejskim regulacje wprowadzają od 2027 r. normę 5 ton metanu na 1000 ton wydobytego węgla innego niż koksowy (pierwotnie projekt dopuszczał emisję 0,5 tony metanu), a od roku 2031 - 3 tony gazu na 1000 ton węgla, w tym koksowego.
Polskie kopalnie emitują więcej - średnio od 8 do 14 ton metanu na 1000 ton wydobytego węgla, zostałyby więc obłożone wysokimi karami za przekroczenie norm - w Polskiej Grupie Górniczej byłoby to ok. 1,5 mld zł rocznie. Tym samym nawet dwie trzecie kopalń PGG musiałoby zostać zamkniętych już w 2027 roku.
Według ostatnich informacji, głosowanie rozporządzenia w Parlamencie Europejskim nastąpi prawdopodobnie w maju tego roku.
W podpisanej w sobotę przez uczestników spotkania deklaracji przypomniano, iż w maju 2021 r., po wielu miesiącach negocjacji, związki zawodowe i polski rząd podpisały umowę społeczną dotycząca transformacji sektora górnictwa węgla kamiennego. Dokument ten zawiera szczegółowy program stopniowego wygaszania wydobycia węgla w Polsce do 2049 roku.
"Przyjęcie rozporządzenia w obecnym kształcie wymusi niemal natychmiastową likwidację większości kopalń zamiast stopniowej redukcji wydobycia i zatrudnienia. W takich warunkach region Górnego Śląska czeka nie sprawiedliwa transformacja, ale społeczna i gospodarcza katastrofa. W związku z powyższym europosłowie deklarują swoje zaangażowanie na rzecz rozwiązań, które sprawią, że krzywdzące dla polskiego przemysłu wydobywczego rozporządzenie nie zostanie wprowadzone w obecnym kształcie" - czytamy w dokumencie.
Jak mówił po spotkaniu przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz, zgodnie z podpisaną deklaracją, europosłowie "podejmą wszelkie możliwe działania, aby w swoich frakcjach politycznych doprowadzić do możliwości zmian rozporządzenia, i żeby ten obecny kształt uległ takim zmianom, aby nie zagrażało ono funkcjonowaniu polskiego przemysłu górniczego".
Możliwości technicznych już wiele nie ma, ale są jeszcze pewne furtki, z których eurodeputowani będą chcieli skorzystać - i taka padła dzisiaj deklaracja, że wszyscy chcą skorzystać. Wszyscy, jak jeden mąż siedzący dzisiaj na sali - związkowcy, posłowie, pracodawcy zgodziliśmy się co do tego, że jedziemy tutaj na jednym wspólnym wózku. I wszyscy będziemy wspólnie pracować nad tym, żeby zmienić to niekorzystne rozporządzenie - poczynając od wielkości opłat (za emisję metanu - PAP), a kończąc na wielkości tonażu, od którego te opłaty i kary za metan miałyby być płacone - wyjaśnił Kolorz.
Lider śląsko-dąbrowskiej "S" zapowiedział, że na kolejne spotkanie dotyczące projektu unijnego rozporządzenia metanowego zaproszeni zostaną przedstawiciele rządu z premierem Mateuszem Morawieckim oraz szefową resortu klimatu i środowiska Anną Moskwą.
Niewątpliwym jest, że jeszcze na obecnym etapie rząd też trzeba do tego procesu włączyć - powiedział związkowiec. Podkreślił wagę tego, iż w sprawie rozporządzenia metanowego politycy różnych opcji politycznych mówili w sobotę jednym głosem. Nie zdradził, o jakich "furtkach" umożliwiających zmianę lub zablokowanie rozporządzenia mówiono podczas spotkania.
W podpisanej w sobotę deklaracji europosłowie wyrazili "głębokie zaniepokojenie zapisami procedowanego obecnie projektu Rozporządzenia Parlamentu i Rady w sprawie redukcji emisji metanu w sektorze energetycznym", uznając, iż "ten akt prawny w proponowanym kształcie stanowi egzystencjalne zagrożenie dla dalszego funkcjonowania całego polskiego sektora górnictwa węgla energetycznego i koksowego".
"Jego przyjęcie w proponowanej formie oznaczać będzie błyskawiczną likwidację przedsiębiorstw górniczych oraz dziesiątek firm zajmujących się produkcją sprzętu oraz świadczących wszelkiego rodzaju usługi na rzecz kopalń. Przede wszystkim jednak wdrożenie tego rozporządzenia oznacza utratę nawet kilkuset tysięcy miejsc pracy w polskim górnictwie i jego otoczeniu" - podano w deklaracji.
W dokumencie przypomniano, iż ponad 80 proc. wydobywanego w Polsce węgla kamiennego (zarówno energetycznego, jak i koksowego) pochodzi z pokładów metanowych. Polskie spółki węglowe w ostatnich latach podejmowały wiele inwestycji służących wykorzystaniu metanu ze stacji odmetanowania kopalń.
"Jednakże projekt rozporządzenia w sprawie redukcji emisji metanu w sektorze energetycznym stawia przed producentami węgla wymagania, których spełnienie w wyznaczonym horyzoncie czasowym jest niewykonalne. Nie chodzi wyłącznie o brak jakiegokolwiek wsparcia finansowego na realizację kolejnych inwestycji w odzyskiwanie metanu. Obecnie nie istnieją technologie pozwalające spełnić rygory zawarte w projekcie rozporządzenia, szczególnie w zakresie wychwytywania metanu z szybów wentylacyjnych kopalń" - wyjaśniono.
Eksperci szacują, że dla Polskiej Grupy Górniczej - największej spółki węglowej w Polsce i Europie - przyjęcie projektu rozporządzenia w obecnej formie będzie oznaczało konieczność niemal natychmiastowego zamknięcia dwóch trzecich kopalń. Kilka lat później w podobnej sytuacji może znaleźć się Jastrzębska Spółka Węglowa - producent węgla koksowego, zaliczanego do krytycznych surowców dla UE.
W deklaracji oceniono również, że projekt rozporządzenia traktuje w sposób nierówny spółki górnicze działające na terenie państw unijnych oraz podmioty spoza UE, a także eksporterów węgla. Projekt nie nakłada bowiem kar za import węgla lub jego produkcję poza granicami UE w sposób adekwatny do obciążeń przewidzianych dla unijnych producentów. Radykalnie narusza to "elementarne reguły wolnej i sprawiedliwej konkurencji" - uważają sygnatariusze deklaracji, zwracając uwagę, iż w ub. roku import węgla do UE wyniósł ok. 125 mln ton, stanowiąc ok. 70 proc. całkowitego zużycia tego surowca na terenie Wspólnoty.
"Ogromne zastrzeżenia budzi również fakt, że dane i analizy użyte do opracowania projektu rozporządzania oraz prognozy skutków tego aktu prawnego pochodzą sprzed inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Owe dane i analizy są więc całkowicie nieaktualne i nie uwzględniają zmian jakie zaszły w europejskiej energetyce w wyniku kryzysu wywołanego wojną" - napisano w deklaracji.