W Przemyślu dworzec pełen jest ludzi, którzy musieli porzucić swoje domy w Ukrainie i uciekać. Do Polski przybyło ponad 900 tys. osób.
Ponad półtora miliona uchodźców z Ukrainy przedostało się już do sąsiednich krajów. Wielu z nich wybiera Polskę. Tylko wczoraj na dworzec kolejowy w Przemyślu przyjechało niemal 9000 osób.
Nasz reporter Maciej Pałahicki rozmawiał z uchodźcami. To były często dramatyczne opowieści o przedzieraniu się przez ostrzeliwane miejscowości, o kilkudniowej podróży. Niektórzy taką drogę musieli pokonać w wózku inwalidzkim.
Pani Masza jechała z Odessy dwa dni ze sparaliżowana siostrą.
Było bardzo trudno, ale wszędzie pomagali nam wolontariusze i chwała Bogu jakoś dojechaliśmy. Siostra całą drogę jechała w wózku inwalidzkim - powiedziała naszemu reporterowi.
Ich matka podkreśliła, że Polska przyjęła kobiety wspaniale. Od razu nas wypatrzyli w pociągu. Powiedzieli, że najpierw wysiadają małe dzieci i niepełnosprawni. Wynieśli nas na rękach z pociągu, zawieźli, pokazali, dali wskazówki. Polska to nasza druga rodzina - podkreśliła.
Mimo niewyobrażalnych trudności uśmiech nie schodzi z twarzy mieszkankom Odessy - relacjonuje nasz reporter.
Wielu z uciekających nie zapomniało o swoich czworonożnych przyjaciołach - w tę trudną drogę zabrali ze sobą także zwierzęta.
Na dworcu w Przemyślu zwierzęta widać wszędzie. Są na rękach, koło nóg, w transporterach.
To Juri z Buczy koło Kijowa. Ale nie zostawimy go, bo to nasz przyjaciel - mówiła reporterowi RMF FM Maciejowi Pałahickiemu pani z yorkiem na rękach.
Obok nasz reporter widział dwa koty w transporterze. Jeden z nich nazywał się Kitty, a drugi Constans.
Właścicielka wystraszonej suczki pytana, dlaczego zdecydowała się wziąć ze sobą psa, odpowiedziała: Nie mogliśmy jej zostawić. To część naszej rodziny.