Jest tymczasowy areszt wobec 71-letniego Zbysława C., który w środę w Poznaniu śmiertelnie ugodził nożem 5-letniego chłopca.
Posiedzenie aresztowe odbyło się dziś rano. Nie było na nim 71-letniego nożownika. Sąd zdecydował, że Zbysław C. spędzi w areszcie najbliższe trzy miesiące. Obecnie przebywa na oddziale szpitalnym w areszcie, gdzie jest pod obserwacją lekarzy oraz biegłych. To oni mają wydać decyzję o przesłuchaniu i dalszych działaniach związanych z mężczyzną.
Na udział w posiedzeniu aresztowym nie pozwolili lekarze, a prokuratura nie chciała czekać, aż to nastąpi. Dlatego śledczy postanowili skorzystać z nowych przepisów, które pozwalają na przedstawienie zarzutów oraz złożenie wniosku o areszt w trybie zaocznym.
Wczoraj Zbysławowi C. postawiono zarzut zabójstwa, dziś w obecności obrońcy z urzędu odbyło się posiedzenie aresztowe.
Jak powiedział reporterowi RMF FM rzecznik poznańskiej prokuratury prok. Łukasz Wawrzyniak, 71-latek zostanie przesłuchany, nie wiemy tylko, kiedy. Prokuratura musi zadać pytania podejrzanemu. Osobną sprawą jest kwestia poczytalności mężczyzny. Tym zajmą się biegli, którzy teraz potrzebują czasu na obserwację nożownika.
W środę w Poznaniu 71-letni Zbysław C. z nieznanych przyczyn zaatakował nożem 5-letniego chłopca, który z przedszkolną grupą szedł na wycieczkę na pocztę. Ranił dziecko w klatkę piersiową. Maurycy trafił do szpitala. Lekarzom nie udało się jednak uratować jego życia.
71-latka na miejscu zbrodni obezwładnili świadkowie zdarzenia, którym pomogła policjantka po służbie. Ze względu na stan zdrowia trafił do szpitala.
Wczoraj Zbysławowi C. postawiono zarzuty. Postanowienie to dotyczy zarzutu zabójstwa tego chłopca poprzez zadanie ciosu i spowodowanie obrażeń skutkujących śmiercią - podkreślił Wawrzyniak.
Już wczoraj na konferencji prokurator Wawrzyniak przyznał, że przed zabójstwem mężczyzna zaczepiał sprzedawczynię w sklepie i groził, że ją zabije. Potem innemu mężczyźnie pokazał nóż. Ani on, ani kobieta nie zgłosili tego na policję.
Później 71-latek podszedł do grupy przedszkolaków. Powiedział, że wszystkich zabije. Uderzył, zaatakował, zadał cios - powiedział rzecznik.
Zbysław C. mieszkał w kamienicy na poznańskim Łazarzu, tuż przy miejscu, w którym zaatakował chłopca. 71-latek mieszkał tam wraz z siostrą, na trzecim piętrze budynku.
Wiadomo, że wcześniej leczył się neurologicznie, miał zaburzenia somatyczno-psychiczne. Miał zmiany w mózgu.
W rozmowie z dziennikarzami mieszkańcy okolicy opowiadali, że 71-latek był agresywny już wcześniej. Słyszałam, że miał z okna krzyczeć, że wysadzi tę kamienicę - mówiła jedna z kobiet.
Inna z mieszkanek Łazarza zauważyła, że "ten mężczyzna mieszkał tutaj chyba od zawsze". On miał psa, tego psa ciągnął, i tego psa wyzywał, gdzieś tam szarpał. Znałam go i większość znajomych też kojarzy, kim jest. Chyba też lubił sobie trochę nadużyć, ale nie znam go tak, żeby widzieć, ale to tak wyglądało po prostu - powiedziała.
Kobieta pytana, czy 71-latek sprawiał wrażenie kogoś, kto mógłby się posunąć do takiej zbrodni powiedziała: "wie pani jak to jest, ktoś idzie ulicą i krzyczy, nigdy nie zdajemy sobie sprawy, że on może zrobić krzywdę drugiej osobie". Czasami patrzymy na niego i mówimy - no krzyczy, może wypił. A jednak trzeba reagować na wszystko - powiedziała.
Rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak pytany, czy policja miała wcześniej sygnały od mieszkańców okolicy, sąsiadów mężczyzny, że czują się zagrożeni jego zachowaniem, zaznaczył, że "ten mężczyzna nigdy wcześniej nie był notowany".
Dodał, że z dotychczas zebranych przez funkcjonariuszy informacji wynika, że mężczyzna zachowywał się "niepokojąco" od dwóch dni. Natomiast - jak podkreślił Borowiak - "nie było żadnego zgłoszenia w tej sprawie na 112".
Dodał też, że z dotychczas uzyskanych informacji nie wynika, by ze strony tego mężczyzny "były to takie zachowania, które by wzbudzały u ludzi jakieś zaniepokojenie, że rzeczywiście może być niebezpieczny, czy może komuś zrobić krzywdę".