"Ania z Zielonego Wzgórza" obchodzi 110 lat na polskiej scenie literackiej. Ostatnie tłumaczenie tej książki wywołało sporą burzę wśród fanów Anny Shirley. Zniknęła tytułowa bohaterka, a jej miejsce zastąpiła - Anne, która zamieszkała nie na Zielonym Wzgórzu, a w Zielonych Szczytach.
Trwa jubileusz 110 lat "Ani z Zielonego Wzgórza" w Polsce. Przez dziesięciolecia przekład Rozalii Bernsteinowej wychował tysiące miłośników. Zupełnie nowa, polska wersja językowa zatytułowana "Anne z Zielonych Szczytów" wywołała falę dyskusji.
Zmieniono nie tylko tytuł, ale przywrócono też między innymi wierne oryginalnej wersji imiona bohaterów. Chodziło o pokazanie tej kanadyjskości Polakom przyzwyczajonym do swojskiej wersji Anne - mówi Anna Bańkowska, autorka rewolucyjnego tłumaczenia książki.
Druga grupa odbiorców to, jak mówi sama Bańkowska, koneserzy Ani, którzy domagali się takiego przekładu, znając dużo lepiej realia książki.
Na specjalnym spotkaniu w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu zebrała się trójka tłumaczy, którzy w ostatnich latach przekładali dzieło Lucy Maud Montgomery na język polski. Oprócz Anny Bańkowskiej pojawili się tam też Agnieszka Kuc i Paweł Beręsewicz. Zapytana przez reportera RMF FM Kuc o wrażenia po przeczytaniu nowego przekładu "Anne..." odpowiada:
Nowy przekład "Anne z Zielonych Szczytów" znalazł sobie grono wielbicieli, a także przeciwników. Wytykają oni Bańkowskiej, że nie można zmieniać w tak diametralny sposób tego co było. Tłumaczka patrzy na to z przymrużeniem oka i dalej tłumaczy na swój sposób serię książek o Anne. Mam już swoje lata i nic do stracenia. Wyrobiłam sobie renomę i jestem z tego dumna. Chcę tylko skończyć ten cykl tak, by był jak najbliższy oryginałowi, by oddawał kanadyjskość tamtego świata - mówi w rozmowie z RMF FM.