Strażacy wydobyli z Jeziora Mikołajskiego ciała rodziców, którzy wczoraj wyskoczyli z motorówki, aby ratować swoją 4-letnią córkę. Dziecko było w kapoku i nic mu się nie stało.
Jak informuje reporter RMF FM Piotr Bułakowski, w poszukiwaniach pomógł sonar. Ciało 30-latki i jej o dwa lata starszego męża znaleziono na głębokości 11 metrów, niedaleko miejsca wskazywanego wcześniej przez świadków tego zdarzenia.
Przyczyny utonięcia będzie badać teraz policja.
Do zdarzenia doszło we wtorek. Kobieta i mężczyzna wraz z dzieckiem płynęli małą motorówką, którą można sterować bez patentu.
Z nieustalonych jeszcze przyczyn na wysokości przesmyku Przeczka prowadzącego na Śniardwy za burtę wypadła 4-letnia dziewczynka.
Za dziewczynką wyskoczył najpierw mężczyzna, a potem kobieta. Niestety oboje zniknęli pod powierzchnią wody.
Rozpoczęły się ich poszukiwania. Niestety wczoraj nie przyniosły one rezultatu, dlatego dziś o 9 zostały wznowione.
W akcji brali udział policyjni wodniacy oraz ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jezioro było sprawdzane m.in. z użyciem sonaru. Było kilka sygnałów, płetwonurkowie zeszli pod wodę, ale nikogo nie znaleziono. Nad jeziorem latał też policyjny helikopter.
Na policję zgłosił się ojciec zaginionej na jeziorze kobiety. Powiedział, że to jego córka z mężem byli na łódce, kiedy rozgrała się tragedia. Rodzice z 4-letnim dzieckiem przyjechali na wakacje na Mazurach z Mazowieckiego. Teraz dziewczynka trafiła pod opiekę dziadka. Takie informacje o poranku zebrał dziennikarz RMF FM Piotr Bułakowski.
Pierwsi pomocy 4-latce udzielili żeglarze. Zauważyli oni dryfujący w wodzie kapok. Dopiero, gdy podpłynęli, zobaczyli, że jest w nim dziewczynka.
Jak powiedział dziennikarzowi RMF FM aspirant Tomasz Markowski, rzecznik warmińsko-mazurskiej policji, dziewczynce nic się nie stało.
Była przytomna i została przetransportowana do szpitala na obserwację - powiedział.