Sala wypełniona po brzegi, gromkie brawa od publiczności i wielkie wzruszenie występujących. Tak było dziś w Teatrze im. Juliusza Słowackiego podczas jubileuszowej gali 25. Ogólnopolskiego Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną „Albertiana”. Podczas uroczystości wręczono również Medale św. Brata Alberta.
Na teatralnej scenie zaprezentowało się pięć zwycięskich zespołów teatralnych oraz pięcioro solistów. Byli także goście specjalni, m.in. Czesław Mozil i Michał Zabłocki.
Wszystko, co się dzieje wokół fundacji, pani Anny Dymnej i jej całej fantastycznej ekipy powoduje, że ja już wiem, że będzie to cudowny dzień - mówił przed występem Czesław Mozil. Dzisiaj nawet Polska może przegrać z Maltą, a i tak jestem w takim dobrym nastroju i cieszę się, że mogę być częścią gali, jej małą kropelką. Żyjemy w kraju, gdzie niepełnosprawność jest czymś nienormalnym. To pokazuje, jaką dużą pracę trzeba włożyć, żebyśmy zrozumieli jako społeczeństwo, że bycie innym, bycie kolorowym, nie daje prawa, by wykluczać. Osoby z niepełnosprawnościami, które ja spotkałem, dały mi tyle ciepła i inspiracji. To może tylko motywować. Sztuka powinna być dla każdego, sztuka nie może wykluczać. Nie można też być wykluczonym przez sztukę, więc wydaje mi się, że to jest bardzo naturalne, że taka "Albertiana" już trwa 25 lat i będzie trwała - dodał.
Przede wszystkim jest to niesamowita społeczna praca. Jest z jednej strony pracą niewdzięczną, dlatego że ogrania teren, który jest powszechnie uważany za trudny do ogarnięcia. Z drugiej strony jest pracą bardzo wdzięczną, dlatego że podlegają jej ludzie, którzy często nie mają okazji do tego typu pokazów, a już na pewno nie w Teatrze Słowackiego - ocenił Michał Zabłocki.
Na profesjonalnej, wielkiej scenie spełniają się marzenia osób z niepełnosprawnością. Coś, co do tej pory było niemożliwe, staje się realne. To jest niezwykłe, że to jest teatr prawdziwych ludzi. Nawet jak nie mają zdolności aktorskich, to oni samym faktem, że stoją i są szczęśliwi, już grają wielką rolę. Tego się nauczyłam na tym festiwalu. Cieszę się, że on trwa i trwa. Oni są niezwykle szczęśliwi, że tu przyjechali, że są w Krakowie. Przyjeżdżają chociażby po to, żeby się ukłonić i odebrać nagrodę. Każdy się chce pocałować i przytulić. To jest cudowne - zauważa w rozmowie z naszym reporterem inicjatorka "Albertiany" Anna Dymna.
Aby dostać się do finału, trzeba było przejść eliminacje. Artystów niepełnosprawnych wspierali muzycy i terapeuci. Z Kaszub przybyła Weronika Korthals, piosenkarka, kompozytorka, dyrygentka i animatorka kultury.
Wyczuwam w tym przeogromny sens. Nasi artyści z warsztatów mogą rozwijać się teatralnie, aktorsko, mogą spełniać marzenia. Właśnie podczas takiej sytuacji stają na deskach Teatru Słowackiego w Krakowie. My jako opiekunowie czy współtowarzysze tych uczestników warsztatów dostajemy od nich dużo więcej, niż im dajemy. Ja to wiem po sobie. Po każdym wydarzeniu wspólnie przeżytym jestem naładowana taką dobrą energią, że mam nowe pomysły, jestem uskrzydlona, żeby działać dalej. W piątek śpiewałam w Gdyni z okazji Światowego Dnia Osób z Zespołem Downa. Ja miałam coś od siebie dać, ale wiem, że dostałam dużo więcej, niż mogłam dać. To z czym wyszłam stamtąd, tak jak tutaj dzisiaj dostaję, jest nie do opisania - mówiła Weronika Korthals.
Podczas uroczystości wręczono medale św. Brata Alberta ludziom szczególnie zasłużonym w niesieniu pomocy osobom chorym i z niepełnosprawnościami. Otrzymali je w tym roku: Anna Lewandowska, Helena i Henryk Janusz Świtajowie, Siostra Bronisława Majchrzycka ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Vincentego a Paulo oraz Roman Kobylarczyk.
W imieniu żony kapitana polskiej kadry piłkarskiej medal odebrała mama Anny Lewandowskiej, Maria Stachurska.
Wydaje mi się, że jest to najważniejszy medal ze wszystkich jej medali, mimo że ich ma bardzo dużo. On dotyczy czegoś więcej niż tylko osiągnięć wypracowanych czy wytrenowanych. Zachowała swoją wrażliwość, swoje czyste serce. Dzięki temu potrafi być empatyczna, pełna pomocy i wrażliwa na drugiego człowieka. Dla mnie jest to osobisty sukces, że wyrosła na taką kobietę i poszła w dobrą stronę - podsumowała Maria Stachurska.