Wstępne wyniki wyborów do Sejmu i Senatu poznamy za niewiele ponad dwie doby. Na wyklarowanie się układu sił i powołanie rządu możemy jednak poczekać nawet kilka miesięcy. Wykorzystując ciszę wyborczą warto nieco ochłonąć i zracjonalizować oczekiwania.
Z chwilą zamknięcia lokali wyborczych, w niedzielę o 21:00 można będzie podać wstępne wyniki zakończonych właśnie wyborów. Warto jednak mieć świadomość, że poznamy jedynie efekt pracy ankieterów, odpytujących ws. sposobu głosowania osoby opuszczające niespełna tysiąc lokali wyborczych, i to z pominięciem ostatnich godzin głosowania.
Upraszczając wszystkie ograniczenia trzeba się liczyć z tym, że margines błędu podanych wyników będzie wynosił ok. 2 proc. To skala na tyle szeroka, że nie pozwoli nawet na odpowiedzialne stwierdzenie, czy do Sejmu wprowadzi swoich przedstawicieli pięć, czy tylko cztery komitety.
Kluczowe dla ostatecznego rezultatu wyborów jest oczywiście to, czy Trzecia Droga przeskoczy próg 8 proc. głosów potrzebnych do wejścia do Sejmu. Znane zwyczaje wyborców pozwalają się domyślać, że mieszkający na wsi i tym razem zagłosują wcześniej, wejdą zatem do puli tych, których głosy ankieterzy zdążą policzyć do 21:00. Później jednak, kiedy do wszystkich głosów, objętych tzw. late poolem, dojdą głosy tych, którzy głosują popołudniami i wieczorami - proporcja głosów Trzeciej Drogi w całej puli oddanych głosów może spaść.
Od tego zaś, czy koalicja PSL-Polska 2050 przeskoczy próg, zależy to, czy opozycja ma jakąkolwiek szansę na przejęcie władzy. Jeśli Trzecia Droga do Sejmu nie wejdzie, oddane na nią głosy będą dla bloku opozycji bezużyteczne, a mandaty, które mogłaby objąć zostaną rozłożone między pozostałe komitety, w większości przypadając PiS.
Ostateczny efekt pracy ankieterów mamy poznać w poniedziałek rano, to jednak także nie będzie wynik wyborów. Ten poda dopiero Państwowa Komisja Wyborcza, zapewne we wtorek po południu, po zliczeniu wszystkich oddanych głosów i przeliczeniu ich na mandaty w parlamencie. Że to zadanie niełatwe, bo wymagające nie tylko zebrania głosów z całego świata, ale też przełożenia tego na wyniki w 41 okręgach wyborczych i przy uwzględnieniu szeregu nieprzewidywalnych dziś zmiennych rozdzielenie 460 mandatów w Sejmie i 100 w Senacie - nikogo nie warto przekonywać. Podobnie też nie warto się upierać przy oczekiwaniu na wyniki już we wtorek - ich ogłoszenie także może się opóźnić.
Kroki zmierzające do ukonstytuowania się nowego parlamentu i powołania nowego rządu opisane są w prawie tak obficie i wielowariantowo, że dziś nie sposób wyjść poza ogólną formułę, mówiącą, że nowy rząd może powstać zarówno w kilka tygodni, jak kilka miesięcy.
Trzech kroków jego powoływania, w których inicjatywa przekazywana jest przez prezydenta do Sejmu i z powrotem, a uzgodnienia wymagają zatwierdzania głosowaniami - nie warto jeszcze dziś rozpisywać na poszczególne terminy.
Dość powiedzieć, że jeśli nie powiodą się dwa pierwsze kroki, skutkiem na koniec może być niestabilny rząd mniejszościowy, a później raczej nieuchronna możliwość skrócenia kadencji parlamentu i rozpisania kolejnych, przyspieszonych wyborów.
Pisząc te ponure słowa mam tylko jedną rzecz pocieszającą: za parę godzin zapadnie cisza wyborcza. Moment z pewnością najspokojniejszy w ciągu ostatnich tygodni i miesięcy, i - jak próbuję ostrzec - najspokojniejszy także na tle najbliższych tygodni, a może też miesięcy.
Nacieszmy się nim.
I wykorzystajmy na zastanowienie się przed oddaniem w niedzielę głosów.