Około 100 rosyjskich żołnierzy zginęło, a ponad 400 zostało rannych w niedzielnym ostrzale koszar w okupowanej przez Rosjan Jurjiwce w pobliżu Mariupola. To efekt kolejnego ataku ukraińskich wojsk na pozycje wroga w tym mieście lub jego okolicy - powiadomił lojalny wobec Kijowa doradca mera Mariupola Petro Andriuszczenko.
"Rosjanie przez całą noc wywozili z Jurjiwki rannych i zabitych. Poszkodowanych i zmarłych transportowano ciężarówkami Ural i Kamaz, ponieważ liczba karetek pogotowia okazała się niewystarczająca. W ostrzelanej Jurjiwce, położonej na wybrzeżu Morza Azowskiego, znajdowały się nie tylko stanowisko dowódcze, magazyn amunicji i sprzęt wojskowy, ale także m.in. stacja łączności i jednostka walki radioelektronicznej" - poinformował samorządowiec w komunikatach na Telegramie.
Jak dodał, "potwierdzono zniszczenie tych instalacji".
"Stu ruskich już nigdy nie będzie walczyć. Chyba że w piekle. Ponad 400 (żołnierzy wroga) z obrażeniami różnego stopnia hospitalizowano na oddziale intensywnej terapii. (...) Według informacji mariupolskiego ruchu oporu wczoraj (w niedzielę, bezpośrednio przed ostrzałem - red.) do Jurjiwki przywieziono cztery autokary pełne siły żywej (przeciwnika). Żywej jeszcze wówczas" - relacjonował Andriuszczenko.
Od kilku tygodni ukraińskie władze Mariupola, przebywające na terenach kontrolowanych przez Kijów, regularnie informują o ostrzałach pozycji wroga w okupowanym mieście. Do jednego z największych ataków doszło 19 maja, gdy ukraińskie siły uderzyły w bazę wojskową najeźdźców na terenie mariupolskiego lotniska.
W okresie od lutego do maja 2022 roku rosyjskie oddziały niemal doszczętnie zrównały z ziemią 430-tysięczny Mariupol i popełniły tam zbrodnie na ludności cywilnej. Brak jest dokładnych danych o łącznej liczbie ofiar walk w tym mieście. Władze w Kijowie szacują, że mogło tam zginąć co najmniej 22 tys. osób.
W Mariupolu wciąż panuje bardzo trudna sytuacja humanitarna. Brakuje m.in. żywności, wody, lekarstw, środków higienicznych i łączności.