​System NATO musiał zarejestrować naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej, gdy rosyjska rakieta spadła w okolicach Bydgoszczy - wynika z nieoficjalnych rozmów brukselskiej korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej-Borginon w Kwaterze Głównej NATO. Pytane o to oficjalnie służby prasowe Sojuszu Północnoatlantyckiego odsyłają jednak do polskich władz.

Rozmówcy dziennikarki RMF FM w Kwaterze Głównej NATO są przekonani, że odpowiednie dowództwo Sojuszu Północnoatlantyckiego otrzymało w grudniu ubiegłego roku informację o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej.

Chodzi o to, że mamy do czynienia ze zintegrowanym systemem obrony powietrznej, a sprawa dotyczyła naruszenia przestrzeni powietrznej kraju NATO.

System NATO musiał to zarejestrować i z pewnością jest zapis tego zdarzenia - powiedział brukselskiej korespondentce RMF FM jeden z rozmówców. Nie mogę sobie wyobrazić, żeby było inaczej - usłyszała nasza dziennikarka.

Tego typu informacje spływają do odpowiedniego dowództwa NATO. System jest zintegrowany, więc jest przepływ informacji z Polski do odpowiedniego dowództwa NATO - powiedział jeden z rozmówców w Kwaterze Głównej NATO, wyjaśniając, że jest to "system meldunkowy od najniższego do najwyższego szczebla".

Sojusz Północnoatlantycki oficjalnie nie informuje o sprawie. Niezmiennie od dwóch dni w biurze prasowym NATO można uzyskać jedynie prośbę o kierowanie pytań "do polskich władz". Jak nieoficjalnie usłyszała dziennikarka RMF FM, NATO nie chce ingerować w wewnętrzne sprawy Polski, uwidaczniać problemów w kraju członkowskim, a tym samym dać powodu do radości Rosji.

W NATO nie ma również chętnych do komentarza w sprawie problemu z komunikacją między Wojskiem Polskim a ministrem obrony narodowej Mariuszem Błaszczakiem. Rozmówcy dziennikarki RMF FM powiedzieli jedynie, że kontrola cywilna nad wojskiej jest jednym ze wspólnych osiągnięć NATO i jego członków.

W kraju NATO w przypadku takiej sytuacji, jak upadek rakiety, informacje są przekazywane cywilnym strukturom, np. ministrowi obrony, błyskawicznie. Z reguły następuje to w ciągu kilku minut. Jeżeli nastąpiło to po 24 godzinach, to już jest problem - powiedział jeden z rozmówców naszej dziennikarki w Brukseli.

Gen. Andrzejczak dobrze oceniany i chwalony w NATO

Z rozmów brukselskiej korespondentki RMF FM wynika, że szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak jest bardzo dobrze oceniany i chwalony w NATO. Podobne opinie o świetnej współpracy z polskim generałem można usłyszeć także w otoczeniu szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella.

Przypomnijmy, w środę gen. Rajmund Andrzejczak na pytania dziennikarki RMF FM o to, czy wojsko niewystarczająco wcześnie poinformowało premiera o rakiecie, gen. Andrzejczak zdziwił się, skąd pochodzą takie informacje. Kilka godzin wcześniej jednak sam premier powiedział na konferencji prasowej, że o przedmiocie znalezionym w lesie pod Bydgoszczą dowiedział się kwietniu.

Ja się dowiedziałem o tym incydencie wtedy, kiedy poinformowałem o tym, czyli to było pod koniec kwietnia. Kilka dni przed końcem kwietnia, w środku tygodnia. Mogę tylko powiedzieć, że według mojej najlepszej wiedzy biegli dokonują pełnych analiz zarówno miejsca zdarzenia jak i przedmiotu zdarzenia. Prokuratura prowadzi śledztwo. Myślę, że minister obrony narodowej, pan premier Błaszczak niedługo przedstawi raport w tej sprawie - mówił Mateusz Morawiecki na spotkaniu z dziennikarzami. Oznacza to, że premier o incydencie pod Bydgoszczą dowiedział się cztery miesiące po sprawie.

Gen. Andrzejczak poinformowany o wypowiedzi premiera zapewnił, że on "poinformował swoich przełożonych". Unikał jednak odpowiedzi na pytanie, kiedy dokładnie przekazał informację. Wtedy, kiedy miało to miejsce - stwierdził szef sztabu generalnego. Dopytywany o konkretny termin, nie chciał podać żadnej datyPoczekajmy, aż prokuratura skończy swoje dochodzenie i wtedy będziemy mieli oficjalną wersję. Proszę zapytać pana premiera, pana ministra. Ja robię to, co mam w zakresie swoich obowiązków - mówił.

Gen. Andrzejczak stwierdził, że w sprawie incydentu w lesie pod Bydgoszczą nie ma sobie "nic do zarzucenia". Pan premier postawił zadania dotyczące całego dochodzenia stosownym osobom. One są upoważnione, kompetentne do tego, żeby udzielać odpowiedzi, nie ja - wskazał.

Opracowanie: