59 lat temu uruchomiono gorącą linię między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Słynny czerwony telefon miał w czasach zimnej wojny ułatwić komunikację między Moskwą a Waszyngtonem. Z doktorem Marcinem Fatalskim z Uniwersytetu Jagiellońskiego - amerykanistą, znawcą historii Stanów Zjednoczonych rozmawiał w radiu RMF24 Krzysztof Urbaniak.
Krzysztof Urbaniak: Czym była ta gorąca linia?
Dr Marcin Fatalski: To był system łączności ustanowiony po kryzysie kubańskim między Waszyngtonem a Moskwą. On miał zapobiec sytuacji, w której przywódcy supermocarstw nie zapobiegliby wybuchowi wojny, dlatego że w warunkach narastającego napięcia mogło dojść do sytuacji, w której bieg wydarzeń wymknąłby się spod kontroli. Chodziło o to, że w roku 1962 świat po raz pierwszy w istocie rzeczy - mimo wcześniejszych licznych i poważnych kryzysów - stanął faktycznie na krawędzi wojny atomowej i udało się tego uniknąć. Niemniej jednak, doświadczenie tego kryzysu spowodowało, że Kennedy i Chruszczow zdecydowali się wówczas na ustanowienie takiego szczególnego trybu łączności. To nie było tak, że jeden sięgał za słuchawkę bądź drugi. To był system bardziej skomplikowany. Mógłby się nawet wydawać dzisiaj staromodny, trącić myszką. On miał służyć temu, żeby można się było porozumieć i wyjaśnić sobie intencje w sytuacji, gdyby ponownie doszło do poważnego kryzysu.
I uchroniło nas to jak słyszeliśmy przed chwilą. Czy obecnie funkcjonują takie rozwiązania? W 2015 roku słyszeliśmy o wskrzeszeniu połączenia.
To wynika z faktu, że trochę wracamy do realiów zimnej wojny. To znaczy Rosja znów jest w stanie konfliktu z Zachodem, więc być może taka formuła mogłaby być wykorzystywana.
To wtedy było trochę uwarunkowane też faktem, że były inne technologie komunikowania się. Oni, żeby zapoznać się ze stanowiskiem drugiej strony w sytuacji kryzysu, musieli korzystać np. z kurierów dyplomatycznych. Teraz łączność jest bardziej bezpośrednia. Wiemy o tym, że przywódcy amerykańscy, czy kierownictwo amerykańskie utrzymuje kontakty z kierownictwem rosyjskim po to, żeby wyjaśniać sobie pewne kwestie. Taka jest praktyka. Nawet w warunkach konfliktu, przywódcy, czy kierownictwo utrzymują ze sobą relacje. Tutaj jest jeszcze jeden element. To może być użyte, żeby podkreślić wagę sytuacji. Mamy tego rodzaju kryzys, że używamy tej szczególnej linii i uświadamiamy sobie wzajemnie w ten sposób, że widzimy, że sprawa jest poważna i poważnie traktujmy rzeczy, żeby nie wymknęły się nam spod kontroli. To taki element psychologiczny może tutaj wchodzić w grę.
Mówił pan o wadze sytuacji, czy jest według pana gorzej niż w czasie zimnej wojny?
Myślę, że jest porównywalnie. To jest dość skomplikowane pytanie i wymagałoby dłuższej odpowiedzi. Rosja nie jest tym, czym był Związek Radziecki. Związek Radziecki był jednym z dwóch supermocarstw, mającym w dodatku państwa wasalne, mającym szereg różnego rodzaju wpływów na wszystkich kontynentach. Rosja aż takiej roli nie odgrywa, natomiast faktycznie jest państwem, które zdewastowało - przynajmniej częściowo - porządek międzynarodowy. Sytuacja jest poważna, więc bez wątpienia jest to powrót do korzeni. Trzeba by powiedzieć i zastanowić się nad tym, czy perspektywa jest taka, że mamy definitywny koniec możliwości rozmowy między Zachodem a Rosją. Chyba jeszcze tak nie jest, ale rzeczywiście jest zupełnie inaczej, niż było jeszcze kilka lat temu, w tym sensie jest to powrót do zimnej wojny.