Ukraina stoi przed wyzwaniem utrzymania swojej linii obrony w obliczu demograficznej i militarnej przewagi Rosji. Brak decyzyjności Zachodu w sprawie dostaw sprzętu może zaważyć o przegranej Ukraińców. "Rosjanie nie zatrzymają się na Ukrainie. Jeżeli nie będzie tego sprzętu, to zagrożenie będzie się rozszerzało dalej" - mówił w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim na antenie Radia RMF24 Ołeh Biłecki, dziennikarz ukraińskiego Radia NV.

Ukraina mobilizuje nowe siły

Na Ukrainie rusza pobór, który ma zapewnić nowe siły do walki z Rosją. Gość Tomasza Terlikowskiego Ołeh Biłecki przyznał, że jest zdolny do służby, a na komisji wojskowej stawił się zaledwie parę tygodni temu. Jak podkreślał, bycie w wojsku niekoniecznie oznacza służbę na froncie. 

Okazanie się w wojsku nie jest tożsame do pojawienia się na froncie, to co innego. Żołnierz to może być rzecznik prasowy, to może być jakakolwiek inna działalność i to też przynależność do wojska - tłumaczył Biłecki. 

W obliczu demograficznej przewagi Rosji Ukraina musi mobilizować nowe siły, aby utrzymać linię obrony. Podpisana przez Wołodymyra Zełenskiego ustawa o mobilizacji miała zawierać także punkty o demobilizacji - tak się jednak nie stało. Co w związku z tym czują żołnierze, którzy walczą nieustannie od 2 lat? 

Nie będę ukrywał, że jest to zmęczenie, rozczarowanie. Nie wiem, czy będzie to dobre słowo tutaj, ale też problem ze sprzętem. Żeby planować jakieś operacje wojskowe, trzeba mieć wiedzę, ile będziesz tego sprzętu miał i w którym momencie to dostaniesz. Teraz niestety Ukraina tego nie ma (...) Nie ma tej generalnej decyzji np. ze Stanów Zjednoczonych, na którą czekamy, a ponieważ nie możemy tego planować na dłuższą perspektywę, to to odbija się też na nastrojach tych żołnierzy - wyjaśniał dziennikarz.

Rosyjska ekspansja nie zna granic

Wołodymyr Zełenski wyraził obawy, że Ukraina może przegrać wojnę, jeżeli nie otrzyma sprzętu i wsparcia od Stanów Zjednoczonych. Jego stwierdzenie z jednej strony ma na celu zmobilizowanie zachodu, ale stanowi także realistyczne spojrzenie na sprawę. 

Rosjanie nie zatrzymają się na Ukrainie. Jeżeli nie będzie tego sprzętu, to zagrożenie będzie się rozszerzało dalej. Często mnie pytają, czy może być takie zakończenie wojny, że jakaś część tych obwodów odejdzie do Rosji. Odpowiadam stanowczo - nie. Dlaczego? Nie dlatego, że wierzę w ukraińskie siły zbrojne, tylko dlatego, że to nie będzie zakończeniem tej wojny - mówił Biłecki. 

Przypomnijmy sobie 2014 rok. Zajęte trzy obwody, czyli Donieck, Ługańsk i Krym. Ukraina nie prowadziła kontrofensywy na te tereny, ale Rosja poszła dalej i jeżeli teraz nie powstrzyma się Rosjan, nie doprowadzi do sprawiedliwego zakończenia tej wojny, to faktycznie to będzie po prostu kwestia czasu - stwierdził dziennikarz. 

Istnieje obawa, że obecna wojna może zakończyć się nie pokojem, a jedynie tymczasowym "zamrożeniem" konfliktu. Taka sytuacja stwarzałaby ciągłe zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale również dla państw europejskich. 

Władimir Putin kiedyś powiedział o tym, że granice Rosji nie kończą się nigdzie. Czyli nie ma granic Rosji, Rosja jest wszędzie, tak więc musimy się z tym liczyć - powiedział Biłecki, przywołując stwierdzenie prezydenta Rosji.

Determinacja Ukraińców słabnie

Tomasz Terlikowski dopytywał o nastroje wśród zmęczonych wojną Ukraińców. Jak przyznał dziennikarz, determinacja naszych wschodnich sąsiadów słabnie w obliczu ciągłych bombardowań i niszczenia infrastruktury nie tylko krytycznej, ale również cywilnej. 

Ta determinacja słabnie, nie będę tego ukrywał, widzimy to z badań i to też czuję, jak rozmawiam ze swoimi rodakami. Tutaj nie chodzi tylko o to, ile Rosjanie już zniszczyli i obiektów cywilnych i miast, ale to też jest taki moment, pojawia się takie rozczarowanie i wrażenie, że po prostu Zachód nas zostawi - mówił Biłecki. 

Z Księżyca nikt nie przyleci i nie zaproponuje nam innego wsparcia. Musimy mieć tych partnerów, których mamy i tyle. Po prostu bez nich sobie nie poradzimy. Tak, rozumiemy, że jesteśmy w jakimś stopniu zakładnikami tego. To, co się dzieje w Ameryce, ta dyskusja polityczna, nie możemy mieć na to wpływu, ale to wpływa na nas wprost. Wtedy pojawia się to zmęczenie i rozczarowanie - dodał dziennikarz.

Rosyjska propaganda celuje w Charków

Rosjanie wprost mówią o tym, że jednym z ich celów może być opanowanie Charkowa. Pojawia się sugestia, że byłby to triumf, który pozwoliłby Putinowi wyjść z twarzą z tej wojny. 

Moim zdaniem to raczej takie straszenie. To psychologiczna operacja, bo ostatnio rozmawiałem z ludźmi, którzy się na tym znają i bardzo mocno badają właśnie te wpływy rosyjskie, informacyjne zwłaszcza. Według nich na Charków skierowana jest specjalna propaganda rosyjska - powiedział Biłecki. Jak dodał, próby zastraszenia nie sprawiają, że Ukraińcy zaczynają się czuć, jakby stanowili część wielkiej kultury rosyjskiej. 

Tam prowadzi się biznes, ludzie coś produkują. Teraz powstała taka inicjatywa, że ludzie zaczynają kupować w internecie bryndzę, ser, coś takiego, co jest wyprodukowane w Charkowie. Aby wesprzeć ich taki regionalny patriotyzm, nie swojego regionu, a właśnie Charkowa lub Zaporoża, lub Chersonia, tych regionów, które bardzo cierpią. I właśnie to jest takie przeciwstawienie się temu - tłumaczył dziennikarz. 

Pojawiają się także sugestie, że Rosja używa propagandy jako narzędzia mającego na celu zmuszenie mieszkańców Charkowa do opuszczenia miasta. Ołeh Biłecki przywołał słowa mera Charkowa, którego zdaniem miasto jest bronione i działania Rosji są tylko propagandą. Inne podejście mają jednak żołnierze. 

Wojsko z kolei mówi o tym, że są świadomi tych zagrożeń, tych planów rosyjskich, których w sumie Rosjanie nie ukrywają i (Ukraińcy) zrobią wszystko, aby do tego nie doprowadzić - dodał dziennikarz. Jako przykład rosyjskiej propagandy podał wiadomość o rzekomej ewakuacji z Charkowa, która była jedynie dezinformacją.

"Jesteśmy zakładnikami politycznych procesów"

Charkowowi grozi, że stanie się "drugim Aleppo", jeśli amerykańscy politycy nie zatwierdzą nowej pomocy wojskowej dla Ukrainy - ostrzegł mer tego miasta Ihor Terechow w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Guardian". Jak stwierdził Biłecki, narracja Terechowa i Zełenskiego ma nakłonić zachód do podjęcia tej niezwykle ważnej decyzji. 

Jesteśmy zakładnikami politycznych procesów, ale to jest zagrożenie nie tylko dla Ukrainy (...) to pójdzie dalej i dlatego właśnie taki jest styl komunikacji. To jest konstatacja, co będzie w razie, jeżeli nie będzie tej determinacji - wyjaśniał dziennikarz.

Szczerze wierzę, że ta polityczna myśl na świecie nie pozwoli doprowadzić do tego i decyzje będą podejmowane. Ostatnio też widzimy, jak na przykład zaktywizowała się ta dyskusja za oceanem, chociaż trudno, ale o tym zaczęli nareszcie mówić nawet republikanie - dodał Biłecki. 

W Polsce nieustannie trwają protesty rolników, które mają negatywny wpływ na relacje polsko-ukraińskie. Dziennikarz przyznał, że Ukraińcy czują rozczarowanie i odniósł się do prorosyjskich haseł, które w małej ilości, ale jednak przejawiały się w trakcie strajków. 

To nie znaczy, jak mogłoby się wydawać, że cała Polska, wszyscy po prostu trzymają się tej opinii, ale musimy to tłumaczyć, bo właśnie tak wygląda ta rosyjska propaganda - podsumował Ołeh Biłecki dziennikarz ukraińskiego Radia NV. 

opracowanie: Milena Brosz

 

 

 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.