Prorosyjscy separatyści wtargnęli w niedzielę wieczorem do siedziby władz administracji obwodowej w Charkowie. Z budynku zdjęto flagę Ukrainy i zawieszono flagę Rosji. "Putin i Janukowycz zarządzili i zapłacili za ostatnią falę separatystycznych niepokojów na wschodzie kraju - w Ługańsku, Doniecku i Charkowie. Ludzi zebrało się niewielu, ale są bardzo agresywni" - stwierdził szef ukraińskiego MSW Arsen Awakow.
Demonstranci - według agencji AFP około 2 tys. osób - zebrali się najpierw na wiecu na Placu Wolności. Według agencji Unian około półtora tysiąca z nich przeszło potem pod siedzibę administracji obwodowej. W stronę funkcjonariuszy ochraniających budynek poleciały race i petardy.
W ciągu 10 minut kilkadziesiąt osób zdołało wtargnąć do budynku i przejąć nad nim kontrolę. Unian podaje, że separatyści zdjęli flagę ukraińską i zastąpili ją rosyjską.
Według "Ukraińskiej Prawdy" część milicjantów biła brawo, a kordon milicyjny wokół budynku ustępował bez oporu przed demonstrantami
Tłum, który pozostał przed siedzibą administracji obwodowej, skandował: "Rosja!", "Berkut!", "Zuchy", "Milicja z narodem".
Wcześniej w niedzielę separatyści przejęli kontrolę nad siedzibą władz obwodowych w Doniecku i wtargnęli do budynku służb bezpieczeństwa w Ługańsku.
Pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow zrezygnował w wyjazdu na Litwę, by zająć się sytuacją na wschodzie kraju.
Na swoim Facebookowym profilu szef ukraińskiego MSW Arsen Awakow stwierdził, że niedzielne zamieszki były inspirowane przez Putina i Janukowycza. Nikt nie będzie pokojowo tolerować bezprawia ze strony prowokatorów. Inicjatorów i podżegaczy spotka sprawiedliwość - podkreślił. Dodał, że milicja nie będzie strzelać do ludzi, ponieważ "na garstkę opłaconych prowokatorów wśród protestujących jest wielu oszukanych".
(mn)