Siatkarz klubu Hatay Büyükşehir Belediyesi Krystian Walczak po tym, jak spędził kilkadziesiąt godzin w zniszczonej przez trzęsienie ziemi Antiochii, dotarł bezpiecznie do Ankary. "Moja mama poruszyła niebo i ziemię. Udało jej się znaleźć rozwiązanie" - opowiada Krystian Walczak.
Krystian Walczak do Antiochii dotarł już po trzęsieniu ziemi, ale później spędził w mieście kilkadziesiąt godzin, bo nie miał możliwości, aby opuścić teren zniszczony przez kataklizm.
Wróciliśmy z ligowego meczu i będąc w busie dowiedzieliśmy się, że doszło do bardzo silnego trzęsienia ziemi. Na miejscu w Antiochii ujrzeliśmy, ile krzywdy się wydarzyło. Ciężko to wszystko opisać - relacjonuje w rozmowie z Patrykiem Serwańskim z redakcji sportowej RMF FM.
Jak opowiada polski siatkarz, w Antiochii ulice były nieprzejezdne. Udało mu się dotrzeć do ośrodka sportowego, gdzie miał zakwaterowanie. Szybko się spakował, bo istniała obawa wstrząsów wtórnych.
Nie mieliśmy jak wyjechać z miasta, nie mieliśmy dostępu do samochodu - relacjonuje. Kiedy już udało mu się znaleźć transport, w samochodzie skończyło się paliwo.
Czekaliśmy trzy godziny na stacji benzynowej i zabrakło dla nas benzyny. Musiałem wrócić. Ludzie z klubu informowali nas przez kilka dni, że rano przyjedzie bus, więc tak czekaliśmy. W ośrodku początkowo prąd był tylko w recepcji, ale przedwczoraj już go zupełnie zabrakło. Ciężko było się ze mną skontaktować - opowiada siatkarz.
Krystian Walczak przyznaje, że skala zniszczeń w mieście jest ogromna.
Przed nami był budynek, który przed trzęsieniem miał chyba osiem pięter. Zostały może ze trzy kondygnacje. Ludzie wołali do nas z samej góry tego budynku. Prosili o pomoc. Rzuciliśmy im butelki z wodą i jakiś koc, który mieliśmy ze sobą - dodaje.
Przez dwa następne dni, we wtorek i w środę, sytuacja w mieście była podobna.