4 osoby nie żyją, w tym dwoje dzieci w wieku 10 lat, a ponad 140 zostało poszkodowanych - to bilans gwałtownej burzy, jaka przeszła w czwartek koło Zakopanego. Akcja ratunkowa trwała wiele godzin. Dziś ratownicy znowu wrócą w góry. Szlak na Giewont jest zamknięty. Burmistrz Zakopanego ogłosił trzydniową żałobę.
Blisko 140 rannych po czwartkowej burzy w Tatrach trafiło do szpitali powiatowych w Zakopanem, Nowym Targu, Limanowej, Myślenicach, Suchej Beskidzkiej. Ranni są również w trzech szpitalach w Krakowie: Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu, Szpitalu Specjalistycznym im. Rydygiera w Krakowie oraz 5. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką. Wśród rannych kilka osób jest w bardzo poważnym stanie. Niektórzy z nich byli mocno poparzeni, inni mieli urazy głowy. Nie można wykluczyć, że nie wszystkich przewiezionych do szpitala uda się uratować. Naczelnik TOPR-u Jan Krzysztof podkreśla, że to nie jest ostateczny bilans osób poszkodowanych.
Przez cały wieczór w zakopiańskich hotelach i pensjonatach trwało liczenie gości. Chodziło o sprawdzenie, czy wszyscy wrócili z górskich wędrówek. Nie ma pewności, czy to ostateczny bilans wczorajszej burzy.
Obawiamy się, że nie wszystko wiemy. Możemy przypuszczać, że w innych miejscach ktoś mógł potrzebować pomocy i nie był w stanie jej wezwać - mówił Jan Krzysztof.
Ratownik, z którym nasz reporter rozmawiał wczoraj na Hali Kondratowej, obawiał się, że siła uderzenia pioruna mogła zrzucić kogoś w kierunku północnym Giewontu, gdzie jest potężna ściana. Wtedy o ratunku trudno nawet myśleć.
Jak przekazał wicedyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Filip Zięba do tragedii doszło w rejonie Giewontu. Podczas burzy piorun miał uderzyć w łańcuch na szlaku, którego trzymają się turyści wchodząc na szczyt góry. Zginęły cztery osoby - dwie dorosłe i dwójka dzieci. Piąta ofiara burzy została znaleziona po słowackiej stronie Tatr.
To największa akcja ratunkowa w Tatrach w ostatnich latach. Ściągane były wszystkie siły: strażacy, ratownicy z pobliskich pasm górskich.
Przed burzą na Podhalu Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie wysłało swego alertu do osób przebywających w regionie, który ostrzegałby o zagrożeniu. Alert RCB to SMS-owy system powiadomień. Jest wykorzystywany w sytuacjach nadzwyczajnych, wtedy gdy występuje duże prawdopodobieństwo bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia na znaczącym obszarze.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa tłumaczy, że nie wysłało alertu, bo Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie wydał na ten dzień ostrzeżeń i nie było rekomendacji do stworzenia SMS-owej informacji dla Podhala. Urzędnicy Centrum podkreślają, że w procedurze ostrzeżeń współpracują właśnie z IMGW.
Z kolei Instytut tłumaczy, że wydał rano komunikat pogodowy dla Podhala i przewidywał w nim burze, jednak - jak napisano w przekazanej nam informacji - te burze nie spełniały obowiązujących w naszym kraju kryteriów przewidzianych dla formułowania ostrzeżeń. Te wydawane są w przypadku prognozowania towarzyszącym burzom silnych porywów wiatru - powyżej 70 km/h i ulewnego deszczu - od 20 milimetrów. Jak przekonuje IMGW - zjawiska towarzyszące wczorajszym burzom nawet nie zbliżyły się do tych kryteriów.
Zachmurzyło się, coś zaczęło lekko wiać, zaczęło kapać. I te chmury nie były ciężkie, stalowe, normalne chmury takie białe, trochę ciemniejsze. I nagle burza. No i były trzy, cztery odgłosy, potem było kilkanaście. Trzy, cztery uderzenia były w pobliżu Giewontu i tak sobie pomyślałem, Boże ,chyba będzie źle na Giewoncie. No i byłem złym prorokiem - mówi nam pan Krzysztof, który był świadkiem tragicznej w skutkach burzy.
Byliśmy w bezpośredniej bliskości tego zdarzenia. Wybraliśmy akurat wejście na Kopę Kondracką. Ok. godz. 13 burza pojawiła się nie wiadomo skąd, nagle - dodaje pan Krzysztof.
Po uderzeniu pioruna latały głazy, takie jak pięść i większe, w promieniu 100 metrów to się rozprysło - mówi w rozmowie z RMF FM przewodnik tatrzański, który był naocznym świadkiem dramatycznych wydarzeń w okolicach Giewontu.
Byliśmy na Herbacianej Przełęczy. Dużo ludzi było na szlaku wiodącym w górę. Byli ludzie w kopule szczytowej, przy samym krzyżu, byli też na szlaku zejściowym - relacjonuje. Z daleka było słychać grzmoty i ludzie jeszcze szli do góry. Proponowałem - najpierw bardzo grzecznie - żeby stamtąd zeszli jak najszybciej, dopóki się nic nie dzieje. Nie bardzo chcieli słuchać, więc potem użyłem trochę mocniejszych argumentów - dodaje. Dwie minuty później usłyszał pierwsze uderzenie pioruna.
Samego uderzenia nie widziałem, jak się odwróciłem to już kamienie fruwały wokół nas, wszędzie - dodaje.
Do równie tragicznych wydarzeń doszło w Tatrach przed drugą wojną światową. 15 sierpnia 1937 roku od uderzenia pioruna w szczyt Giewontu zginęły 4 osoby, a 13 zostało rannych. Dwa lata później - także 15 sierpnia - burza rozpętała się nad Świnicą. Nagle piorun uderzył w szczyt. Huk poruszył kamienną lawinę. Wśród turystów wybuchła panika. Zginęło 6 osób; dwie na miejscu, dwie w szpitalu, ciała dwóch kolejnych ofiar znaleziono w żlebach. Rannych zostało 15 osób. WIĘCEJ NA TEN TEMAT>>>
Na mapach pogodowych widać przechodzące nad Podhalem burze:
Metalowy krzyż na szczycie Giewontu często przyciąga wyładowania atmosferyczne. Przebywanie na szczycie podczas burzy jest niebezpieczne, podobnie jak wędrowanie szlakami, które są uzbrojone w łańcuchy pomocnicze.