Wimbledon to najstarszy tenisowy turniej na świecie. Nic więc dziwnego, że zdążył obrosnąć wieloma mniej lub bardziej znanymi zwyczajami i niepisanymi regułami, które dotyczą zarówno zawodników, jak i kibiców. Do rangi symbolu turnieju rozgrywanego w południowo-zachodnim Londynie urosły truskawki ze śmietaną, którymi zajadają się kibice. Takich tradycji i ciekawostek jest jednak dużo więcej.
BBC wyliczyła, że podczas tegorocznego turnieju zużytych zostanie ponad 54 tysiące piłek i 2 tysiące rakiet tenisowych, a 662 mecze we wszystkich turniejach obsłuży około 250 chłopców i dziewcząt do podawania piłek.
Tegoroczna pula nagród to 26,75 mln funtów. Najwięcej zarobią rzecz jasna zwycięzcy turniejów singlowych - po 1,88 mln funtów. Najlepsi debliści otrzymają po 340 tys. funtów na parę, a zwycięzcy miksta - po 100 tys. funtów na parę.
BBC wylicza dalej, że w trakcie turnieju podanych zostanie 207 tysięcy posiłków, 350 tysięcy filiżanek kawy i herbaty, 230 tysięcy szklanek słynnego Pimm'sa oraz 28 tysięcy butelek szampana. Sami zawodnicy zjeść mają około 15 tysięcy bananów.
W dowolnym momencie na terenie klubu przebywać ma średnio 39 tysięcy osób. W obsługę medialną turnieju zaangażowanych będzie 3250 osób, w tym 600 dziennikarzy, 200 fotoreporterów i prawie 2,5 tysiąca pracowników ekip transmisyjnych.
Jednym z symboli Wimbledonu od kilkunastu lat jest odstraszający z kortów gołębie sokół. W 1999 roku do tej roli zatrudniono ptaka o imieniu Hamish, zastąpionego następnie przez Rufusa, który pracuje na kortach po dzień dzisiejszy. W 2012 roku cała Anglia przeżywała chwile strachu, kiedy okazało się, że Rufus został skradziony. Na szczęście po trzech dniach ptak odnalazł się cały i zdrowy. Sokół posiada swoje konta na Facebooku i Twitterze, a także przepustkę ze zdjęciem uprawniającą do wstępu na korty.
Mówiąc o wimbledońskich tradycjach, należy rozpocząć od słynnego kortu centralnego, zbudowanego w 1922 roku, który z niewielkimi uszkodzeniami przetrwał II wojnę światową i niemieckie bombardowania. Jest to zarazem jedyny kort, na którym podczas turniejowych meczów nie pojawiają się reklamy sponsorów. W 2009 roku wśród Brytyjczyków toczyła się zażarta debata na temat zamontowania nad nim zamykanego dachu. Wielu tradycjonalistów uważało to za nadmierną ingerencję w status tego miejsca.
Cały szereg specyficznych zasad dotyczy również samej organizacji turnieju, począwszy od rozstawienia zawodników przez ustalenie terminarza meczów, a skończywszy na regulaminie ubioru zawodników.
Ciekawostką jest sama nazwa turnieju. W przeciwieństwie do trzech pozostałych odsłon Wielkiego Szlema nie ma on bowiem w nazwie słowa "Open". Formalnie nazwa turnieju to The Championship, ale utarło się samo określenie lokalizacji klubu w dzielnicy Wimbledon. Angielscy dziennikarze i eksperci często używają również nazwy SW19 - od kodu pocztowego dzielnicy.
Pewna ciekawostka dotyczy również trofeów wręczanych zwycięzcom turniejów singlowych. Puchar wręczany mężczyznom ma na szczycie ananasa - niestety nikt nie wie, skąd ten owoc wziął się na pucharze. Żartobliwa anegdota mówi, że to ulubiony przysmak Rufusa. Pozłacana patera, którą otrzymują kobiety, jest natomiast kopią cynowej patery znajdującej się w paryskim Luwrze.
Trofea pełnią jedynie funkcję dekoracyjną i po kilku sesjach zdjęciowych trafiają z powrotem do organizatorów, a zwycięzcy otrzymują jedynie miniaturowe repliki.
Inaczej niż w przypadku pozostałych turniejów ATP i WTA, rozstawienie w Wimbledonie nie zależy wyłącznie od miejsca w światowym rankingu. Uwzględnia się przy nim również historię występów poszczególnych zawodników na kortach o nawierzchni trawiastej.
W przypadku układu meczów niepisaną tradycją jest, że pierwszy mecz na korcie centralnym rozgrywa ubiegłoroczny zwycięzca turnieju męskiego. Obrończyni tytułu wśród kobiet otwiera zmagania na korcie centralnym drugiego dnia turnieju. Inna regułą jest brak meczów w niedzielę kończącą pierwszy tydzień turnieju. Tylko trzykrotnie w historii tradycja ta została złamana ze względu na opóźnienia spowodowane deszczową pogodą.
Od tenisistów i tenisistek biorących udział w turnieju wymaga się niezmiennie od początku istnienia turnieju białego stroju. Dopuszczalne są niewielkie kolorowe elementy i logo producenta stroju. Zawodnicy odpowiednio wcześnie przed turniejem muszą zaprezentować stroje, w których zamierzają wystąpić, ale podlegają one również ostatecznej ocenie arbitra spotkania tuż przed wyjściem na kort. Problemy ze spełnieniem tego wymogu miał m.in. Roger Federer, który w jednym z meczów wystąpił w butach z pomarańczowymi podeszwami, co spotkało się z oficjalnym ostrzeżeniem ze strony organizatorów.
Ze względu na regulamin dotyczący ubiorów turniej przez trzy lata bojkotował Andre Agassi, znany na początku kariery ze swoich fantazyjnych strojów, które w żadnym stopniu nie wpisywały się w wimbledoński dress code.
Zawodnicy muszą również dostosować się do innego lokalnego wymogu związanego z obecnością przedstawicieli brytyjskiej rodziny królewskiej. Mają oni na korcie centralnym własną 74-osobową lożę. Przez wiele lat tradycja wymagała od zawodników pokłonienia się zasiadającym w loży osobom przy wejściu na kort i przed jego opuszczeniem. Została ona złagodzona dopiero w 2003 roku przez księcia Kentu, który jest jednocześnie prezesem All England Lawn Tennis and Croquet Club, organizującego turniej. Od tego momentu zawodnicy muszą pokłonić się jedynie wtedy, gdy w loży zasiadają królowa Elżbieta lub następca tronu książę Karol.
Specyfiką Wimbledonu było również do niedawna formalne zapisywanie nazwisk zawodniczek od nazwisk ich mężów oraz poprzedzanie ich tytułem "panna" lub "pani" (Miss lub Mrs). Tradycja ta została zarzucona dopiero w 2009 roku.
O tym, jak bardzo sformalizowany jest to turniej, świadczyć może choćby fakt, że cały szereg ograniczeń dotyczy nawet kibiców oczekujących w kolejce na wejście na teren klubu.
A co ze wspomnianymi na początku truskawkami ze śmietaną? Istnieją dane mówiące, że w trakcie jednego turnieju zjada się na Wimbledonie ponad 20 ton tych owoców, a ilość śmietany liczona jest w tysiącach litrów. Przekąska ta była obecna już podczas pierwszego turnieju, w 1877 roku, a jej związek z Wimbledonem jest o tyle przypadkowy, że owoc ten dostępny jest tylko przez krótki okres na początku lata, który pokrywa się z terminem turnieju. Cena porcji składającej się z 10 truskawek wynosiła w zeszłym roku nieco ponad 4 funty.
(edbie)