Jerzy Janowicz wygrał z Norbertem Gombosem 7:6 (7-1), 6:4, 6:7 (5-7), 6:2 w drugim z piątkowych spotkań barażu o awans do Grupy Światowej przyszłorocznej edycji Pucharu Davisa. Polscy tenisiści remisują w Gdynia Arena ze Słowakami 1:1.
Zajmujący 61. miejsce w światowym rankingu Janowicz znacznie przewyższa sklasyfikowanego o 60 pozycji niżej Gombosa doświadczeniem. Będący jego rówieśnikiem Słowak, który wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo w głównej drabince turnieju ATP a przeważnie startuje w imprezach niższej rangi - challengerach, sprawił łodzianinowi sporo kłopotów.
To właśnie reprezentant ekipy gości jako pierwszy miał - w czwartym gemie - okazję na przełamanie. Pomógł mu w tym rywal, który gromadził na koncie podwójne błędy. W kluczowym momencie zadziałało u niego jednak podanie. W drugiej części tej odsłony zawodnicy licytowali się na potężne serwisy, szybko wygrywając swoje gemy. Tie-break ułożył się już po myśli uważniej grającego Polaka. Słowak z kolei zaczął się w tym momencie mylić.
W drugiej partii Janowicz szybko wypracował znaczącą przewagę - 3:0. W dalszej części zmagań obaj tenisiści nie wykorzystali okazji na przełamanie. W piątym gemie Słowak zmarnował dwie takie szanse, a Polak trzy. Co prawda łodzianin w końcówce nie utrzymał podania, ale od razu zrewanżował się "breakiem" przeciwnikowi i tym samym zakończył seta.
W kolejnej odsłonie początkowo można było zaobserwować pewną tendencję - reprezentant gospodarzy oddawał przy własnym podaniu przeciwnikowi co najwyżej punkt. Słowak z kolei doprowadzał do wyrównania z wielkim trudem.
Po Janowiczu widać było czasem złość - wydaje się, że przeszkadzało mu oświetlenie, irytował go też hałas panujący w sekcji przeznaczonej dla VIP-ów oraz niektóre - jego zdaniem błędne - decyzję sędziego. Po efektownych akcjach Polak był wyraźnie zmobilizowany i patrzył w stronę kolegów z reprezentacji oraz sztabu szkoleniowego.
Wydawało się, że po przełamaniu w ósmym gemie (5:3) po chwili przypieczętuje zwycięstwo w całym meczu, ale Gombos odpowiedział tym samym, a po chwili odrobił straty. Słowak przycisnął i w zaciętym 11. gemie Janowicz musiał bronić się przed przełamaniem. W kolejnym nie wykorzystał trzech piłek meczowych. Drugi w tym spotkaniu tie-break zaczął się dobrze dla Polaka - 3-1. Gombos jednak nie odpuszczał i trwała emocjonująca walka (3-3, 5-5). Końcówka należała jednak do Słowaka, który w ostatniej akcji bardzo efektownie odpowiedział forhendowym minięciem na wolej łodzianina. Ten z niedowierzaniem tylko spojrzał na kapitana Polaków Radosława Szymanika.
Taki rozwój wypadków tylko zmotywował Janowicza, który w ostatnim secie kontrolował już przebieg wydarzeń na korcie. Często wykorzystywał swój główny atut w postaci serwisu. W całym meczu posłał 22 asy, Słowak zanotował ich dziewięć. Polak miał też znacznie więcej uderzeń wygrywających - 84, przy 41 rywala. Popełnił też więcej niewymuszonych błędów - 41, czyli o 13 więcej od Gombosa. Ich pierwsza w karierze konfrontacja trwała trzy godziny i 37 minut.
We wcześniejszym piątkowym spotkaniu Michał Przysiężny uległ Martinowi Klizanowi 4:6, 4:6, 4:6.
Skład biało-czerwonych uzupełniają przeznaczeni do sobotniego debla Łukasz Kubot i Marcin Matkowski, a w drużynie słowackiej są jeszcze Andrej Martin i Igor Zelenay.
Wcześniej zespoły te zmierzyły się w Pucharze Davisa raz. W 1996 roku w trzeciej, decydującej rundzie Grupy II Strefy Euro-afrykańskiej biało-czerwoni przegrali w Trnawie 1:4.
Zwycięzca weekendowego barażu wystąpi w przyszłym roku w liczącej 16 zespołów elicie, a przegrani ponownie rywalizować będą w Grupie I Strefy Euro-afrykańskiej.
W sobotę rozegrany zostanie pojedynek deblowy. Na niedzielę zaplanowane są dwa kolejne spotkania singlowe.
Polacy już raz wystąpili w barażu o Grupę Światową - dwa lata temu w Warszawie. Wówczas ulegli faworyzowanym Australijczykom 1:4. Drużyna gości poprzednio w elicie wystąpiła dziewięć lat temu, a rok wcześniej dotarła do finału rozgrywek.
Wynik:
Polska - Słowacja 1:1
Michał Przysiężny - Martin Klizan 4:6, 4:6, 4:6
Jerzy Janowicz - Norbert Gombos 7:6 (7-1), 6:4, 6:7 (5-7), 6:2