"Czułam ulgę, że nie musimy grać trzeciego seta" - podkreśliła Iga Świątek po zwycięstwie nad Ons Jabeur z Tunezji 6:2, 7:6 (7-5) w finałowym meczu wielkoszlemowego US Open w Nowym Jorku. To trzeci taki sukces polskiej tenisistki, po dwóch wygranych we French Open.
To nie był łatwy mecz, mimo iż na początku dominowałam. Wiedziałam, że Ons będzie chciała wykorzystać każdą okazję, a ja nie chciałam jej tej okazji dać. W drugiej partii to już była fizyczna walka i cieszę się, że pod koniec wykrzesałam z siebie energię, aby mecz dokończyć i znalazłam precyzję w uderzeniach w momentach, w których było to mi najbardziej potrzebne - przyznała na konferencji 21-letnia Iga Świątek.
Jej zdaniem kluczem do zwycięstwa był udany początek w jej wykonaniu.
Miałam takie mecze podczas mojej zwycięskiej serii wiosną, ale potem to gdzieś mi uciekło. Wiedziałam - np. po finale z French Open - że jeśli zacznę mocno, to uda mi się wywrzeć taką presję na rywalkach, że sobie poradzę. Generalnie - dzięki finałom, w których brałam udział - mogłam wykorzystać te lekcje i doświadczenia. To sprawiło, że nie czułam się sztywna w pierwszych fragmentach. Już bardziej sztywna czułam się w finale z Coco Gauff w Paryżu - wskazała Polka.
Po ostatniej piłce, wyrzuconej przez rywalkę w aut, Świątek padła na kort.
Co wtedy czułam? Ulgę, że nie musimy grać trzeciego seta. Stres wciąż był i choć grałam już w meczach bardziej obciążających psychicznie, to nigdy nie jest to fajne uczucie. To była też ulga fizyczna dla mojego ciała. Zresztą, to było kłębowisko myśli na tyle, że... musiałam się położyć. Cieszę się też, że nie płakałam za bardzo po finale - powiedziała.
Świątek cieszyła się też, że udowodniła sobie, iż może wygrywać Wielkie Szlemy nie tylko na paryskiej mączce.
To dla mnie bardzo ważne. Na początku roku miałam nadzieję, że uda mi się wygrać coś w tourze WTA, bo doszłam do półfinału Australian Open. Ale nie miałam pewności, czy jestem już na takim poziomie, aby zwyciężać w Wielkim Szlemie, a w szczególności w US Open, bo tu nawierzchnia jest taka szybka. To jest więc coś, czego się nie spodziewałam. Ale to utwierdza mnie w przekonaniu, że... "sky is the limit". Jestem dumna, nieco zaskoczona, ale szczęśliwa, że udało mi się to osiągnąć - zaznaczyła.